Artykuły

Techno w Taplarach

W sobotę w Teatrze Dramatycz­nym publiczność ze zdumienia przecierała oczy. "Konopielka" jako industrialny musical? "Uczycielka" z komórką, w techno-okularkach i obcisłych lateksowych spoden­kach? Stroboskopy w Taplarach? Te­go jeszcze nie było...

Oj, zaskoczył wszystkich młody war­szawski reżyser Piotr Ziniewicz. Zna­komitą powieść Edwarda Redlińskiego - "Konopielkę" opowiadającą o wkro­czeniu Cywilizacji do zapadłej podbiałostockiej wsi Taplary - odświeżył, odział we współczesne szaty techno-cywilizacji, nadał formę dynamicznego show... po czym ową Cywilizację i własne zabiegi - niemiłosiernie wy­kpił.

Widz ogłuszony

Ziniewicz niby nic nadzwyczajnego nie zrobił - wprowadzanie do adapta­cji rozmaitych powieści nowinek naj­nowszej generacji wszak pomysłem no­wym nie jest. Współcześni twórcy z lu­bością nimi epatują w swych spekta­klach, co - dodać wypada - nie wszyst­kim wychodzi na dobre. Ale nie w przy­padku białostockiej "Konopielki". Spektakl zaskakuje, czasem widza - nieobytego z kulturą techno - ogłu­sza, czasem szokuje. Ale naprawdę jest interesujący. Nie jest to bynajmniej "Konopielka" strywializowana, zubo­żona, przykrojona do niewybrednych gustów masowej widowni. Ziniewicz (jak i cały jego zespół ciekawie grają­cych aktorów) nie niszczy głębokiej mą­drości wpisanej w powieść Redlińskiego i traktującej m.in. o bólu przemija­nia, odchodzeniu w przeszłość pewnej kultury.

Doprawiając spektakl elementami estetyki techno, Ziniewicz bowiem nie tylko podkreśla uniwersalną wymowę tekstu, ale stawia jeszcze diagnozę na­szych czasów - przełomu tysiącleci. Świata pozbawionego wartości, w któ­rym coraz częściej rządzi przemoc, nar­kotyki i powierzchowność relacji, a co­dzienne czynności podszywa agresja. Nie zabrakło tu też przytyku do tema­tu dyżurnego: włączenia Polski do Unii Europejskiej.

Spodenki z lateksu

Oto któregoś dnia do Taplar, żyjących własnym odwiecznym rytmem, przy­bywa Nowe. Elektryfikacja - w posta­ci robotników w czarnych okularach, lateksowych strojach i z bezprzewodo­wym mikrofonem - wkracza z łomo­tem, w oparach industrialnego dymu, w oślepiającym błysku stroboskopo­wych świateł. Wraz z nimi przyjeżdża Konopielka, nauczycielka - u Ziniewicza ostra panienka, wiecznie na luzie, bawiąca się innymi, nie stroniąca od nar­kotyków i alkoholu. Konopielka (zna­komita rola Doroty Radomskiej; nie dość, że interesująco gra, to jeszcze jak wygląda!...) niczym demon opęta Ka­ziuka - prostego chłopa, który przed zniewalającym wpływem dziewczyny broni się, jak może, ale ostatecznie mu ulega. W następstwie przełamuje wio­skowe tabu, ścina święte rodzinne drze­wo, próbuje zakazanego seksu. U Re­dlińskiego Konopielka była Siłaczką, u Ziniewicza jest uosobieniem powierzchowności i zła. Spotkanie to jest dla Kaziuka katastrofą. Zaczyna się gra, której wynik ostatecznie podważa ład moralny taplarskiego świata i zabarwia jego obraz niezafałszowanym tragiz­mem. Wyraźnie go słychać choćby w głosie Kaziuka (rola wręcz stworzo­na dla Roberta Ninkiewicza), gdy zroz­paczony woła: "gdzie panine dzieci, dom, chata?!!!"

Ale teatralna "Konopielka" nie była­by Konopielką gdyby nie komizm słow­ny i sytuacyjny prozy Redlińskiego. Mnóstwo tu prześmiesznych scen, przy których widzowie łapią się za brzuchy. A to Grzegorycha z Kuśtykiem zasta­nawiają się gdzie ułożyć nauczycielkę, a to Kuśtyk wylicza jej mieszkańców wsi, a to Ziutek, syn Kaziuka, gryzie palce z emocji, bo "ziemia okrągła jest".

Sporo w spektaklu ciekawych chwy­tów inscenizacyjnych: Kaziuk uparcie szuka kury pod nogami publiczności, inżynier, ucharakteryzowany na ekstra­waganckiego producenta, zjeżdża na wózku inwalidzkim.

Fruwają kołyski

Po raz kolejny już zadziwia mnie in­teresująca scenografia Magdaleny Ga­jewskiej. W "Konopielce" przez swą dynamikę jest ona równorzędnym ak­torem. Sceną są schody, tak poprzełamywane. że stanowią wymyślny pod­jazd dla wózków, jak i kojarzą się z wiejską drogą. Na niej ustawiono po­tężne, uplecione z wikliny drzewa. Wszystko jest ruchome: z nieba zlatu­je słup elektryfikacyjny, scena się za­pada, kołyska zawieszona na sznurze fruwa do góry. Tonacja szarości domi­nuje do momentu, w którym nie poja­wi się Nowe: wtedy schody migocą dziesiątkami dyskotekowych żaróweczek. Niezwykła jest też muzyka Pa­wła Kolendy - psychodeliczno-industrialna mieszanina, doprawiona zgo­ła interesującymi westernowo-weselno-kabaretowymi rytmami. Muzyka nie tylko ilustruje widowisko, ale je rzeźbi: potęguje nastrój, przewrotnie nadając spektaklowi charakter demo­nicznego musicalu.

I wreszcie słowo o niektórych akto­rach. Naprawdę lubię ich w tym spek­taklu. Ninkiewicz znakomicie pokazu­je pewien typ osobowości, w którym rubaszność i zabobon mieszają się pięk­nie z rozmarzeniem i dramatyzmem. Kuśtyk w wykonaniu Pawła Aignera to wizjoner, zabawna, ale i smutna postać, marząca o lepszym jutrze. Równie pięknie postać Hańdzi zbudowała Da­nuta Bach. W roli Grzegorychy swoje, całkiem spore talenty tak komiczne, jak i wizjonerskie, odsłania Jolanta Borow­ska. Słowo uznania należy się też stu­dentowi Akademii Teatralnej - Rafa­łowi Olszewskiemu, który Ziutka za­grał bardzo emocjonalnie i spontanicz­nie.

W Konopielkowych oparach lekko­ści, niemal groteskowości, wszyscy po­ruszają się znakomicie. Polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji