Techno wkroczyło do Taplar
Działacze Akcji Katolickiej w Białymstoku domagają się usunięcia "Konopielki" z repertuaru tutejszego teatru. Spektakl, ich zdaniem, promuje satanizm i szydzi z religii, a poszczególne sceny "jako żywo przypominają argumenty bolszewickiej poligramoty". - Zarzuty są skandaliczne! To nawet nie Ciemnogród, to kretyństwo! Ci ludzie nic nie zrozumieli z przesłania spektaklu - mówi poirytowany dyrektor Teatru Dramatycznego. Całą sprawą zajęły się władze województwa podlaskiego.
Władysław Czerwiński jest zawiedziony. Do teatru przyjechał aż z Supraśla. Odstał w kolejce kilka minut. Odszedł z kwitkiem.
- Bardzo mi przykro, ale biletów już nie ma. Może spróbuje pan po nowym roku - usłyszał od kasjerki. Nacisnął czapkę na uszy, wyszedł z holu. Chwilę podumał i skręcił w bok. Zatrzymał się przed gablotą. Przeczytał afisz, obejrzał kolorowe zdjęcia.
- Szkoda, bo chciałem zobaczyć to przedstawienie. Tyle wokół niego szumu... - wzdycha. I dodaje: teatr ma artystów dobrych i reżyserów i oni wiedzą co wystawiać, bo są znawcami. A dlaczego znawców mamy nie słuchać, tylko takich co to się na teatrze wcale nie znają, a zabierają głos i krytykują?
Władysław Czerwiński ma 60 lat, jest rolnikiem. Do teatru chodzi rzadko, "bo nie ma kiedy". Wierzy w Boga, co niedziela jest na mszy świętej. Zna powieść Redlińskiego, czytał ją kilka razy, bo śmieszna i "prawdę o wsi mówi".
- W książce nic nie rani uczuć religijnych, dlatego chciałem zobaczyć jak w teatrze Kaziuk ścina głowę Chrystusowi. Bo u Redlińskiego nie ścina - mówi.
Z kosą na Chrystusa
Andrzej Karolak (prywatnie znajomy Edwarda Redlińskiego), od dawna marzył, by "Konopielkę" przenieść na deski Melpomeny. Najpierw nie mógł, bo był "tylko" aktorem (przez 41 lat) w białostockim Teatrze. Teraz może, bo już trzeci sezon szefuje temu Teatrowi.
Od początku Karolak wiedział, że po pierwsze: spektakl mogą przygotować wyłącznie ludzie młodzi. Po drugie: musi to być "Konopielka" dwudziestego pierwszego wieku, a nie historia Taplar z lat sześćdziesiątych. Po trzecie: przedstawienie ma prowokować do myślenia.
Jak dyrektor wymarzył, tak też zrobił. Reżyserię "Konopielki" powierzył młodemu warszawiakowi Piotrowi Ziniewiczowi. Kontrowersyjną (jak się okazuje) muzykę napisał Paweł Kolenda. Scenografia jest dziełem Magdaleny Gajewskiej. Cała trójka zafascynowana jest Redlińskim.
W swojej inscenizacji artyści przedstawili unowocześnioną wersję powieści. Pokazali Taplary schyłku dwudziestego wieku. Pokazali, jak do spokojnej wsi wkracza w ciemnych okularach i srebrnej mini sukience agresywna kultura techno z jazgotliwą muzyką. Jak dochodzi do ścierania się tradycji ze źle pojętą nowoczesnością. Jak zdezorientowani mieszkańcy wsi stają przed wyborem między dobrem a złem, między przywiązaniem do ziemi a złudną modą. Jak równie zagubiony Kaziuk w akcie desperacji i wewnętrznego rozdarcia ścina kosą (w finałowej scenie) głowę Chrystusowi.
- Ta właśnie scena ma uświadomić nam, do czego zdolny jest człowiek, który zgubił swoje korzenie, stracił wiarę. Jest ona koniecznym następstwem procesu przejścia ze świata tradycyjnych wartości do świata bez Boga, świata etycznej pustki - przekonuje reżyser.
Ta właśnie scena wywołała w Białymstoku krzyk o granice sztuki. Najbardziej oburzeni i obrażeni są działacze katoliccy. W przedstawieniu dopatrują się nie tylko zamachu na "wartości chrześcijańskie", ale widzą także promocję satanizmu. (!)
- Trzeba być idiotą, żeby robić spektakl przeciwko tak zwanym wartościom chrześcijańskim, przeciwko temu co jest dziś tak ważne. Trzeba być idiotą, żeby w ten właśnie sposób oceniać nasze przedstawienie - mówi dyrektor Karolak.
Akcja protestuje
Premiera "Konopielki" w białostockim Teatrze Dramatycznym im. A. Węgierki odbyła się 18 listopada. Od początku spektakl cieszył się ogromnym powodzeniem. Ponad 60 szkół z całego Podlasia wykupiło zbiorowe seanse. Przedstawienie obejrzało prawie 3 tysiące uczniów. Biletów zabrakło też na seanse "otwarte".
Tymczasem w kilka dni po premierze, do Marszałka Województwa Podlaskiego, któremu podlega Teatr, wpłynął protest oddziału Akcji Katolickiej przy Kaplicy Najświętszego Serca Jezusowego w Białymstoku przeciw wystawianiu "Konopielki". Działacze Akcji piszą w liście (pisownia i styl oryginalny):
"Powodowani troską o jakość i poziom życia społeczno-kulturalnego naszego województwa, a także zasadność gospodarowania pieniędzmi podatnika, składamy na Pańskie ręce wyrazy oburzenia i protestu wobec publicznej prezentacji spektaklu Teatru Dramatycznego im. Al. Węgierki w Białymstoku pt. "Konopielka" w adaptacji i reżyserii Piotra Ziniewicza, wg powieści Edwarda Redlińskiego. Nie wnikamy w intencje autora "Konopielki", które doprowadziły do "postawienia na głowie" całego przesłania utworu i oddania reżyserowi pełni władzy nad dekompozycją jego wartości oraz dodawaniem własnej ideologii - to jest kwestia rzetelności lub przekłamania. Nas ranią padające ze sceny słowa szyderstwa z naszej tradycji religijnej, a prezentowane sceny ośmieszające rzekomy religijny zabobon, jako żywo przypominają argumenty bolszewickiej poligramoty.
Jako promocję satanizmu, ze sceny teatru finansowanego z publicznych pieniędzy, odbiera widz finałową scenę, gdy główny bohater ścina kosą głowę Chrystusowi... A skoro w planach teatru spektakl jest adresowany do młodzieży, jako że, "Konopielka" Redlińskiego należy do szkolnego kanonu, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za moralne, ale i społeczne skutki takiego przesłania do młodego widza? Taka, "Konopielka" jaką oferuje nam Teatr im. Węgierki obraża nasze i wielu innych widzów, w których imieniu występujemy, uczucia religijne i domagamy się podjęcia stosownych kroków eliminujących taki stan rzeczy. Nie mogą publiczne środki służyć na szkodę obywateli, a tym bardziej wspierać działania, nawet quasi artystyczne, jeśli godzą w dobro wspólne. Wyrażamy nadzieję na zajęcie przez Pana Marszałka jednoznacznego w tej sprawie stanowiska i odpowiednie decyzje". Pod listem nie ma żadnych nazwisk.
Między sztuką a cenzurą
- To jawna próba wprowadzenia cenzury! Jestem oburzona tym listem. Tak rozumują ludzie pozbawieni wyobraźni, którzy pod sztandarem "religijnej tradycji" promują własną tępotę - mówi pewna urzędniczka "od marszałka". Nie chce podać swojego nazwiska, w obawie przed atakiem "bogobojnych działaczy katolickich, których w urzędzie nie brakuje". Anonimowa chce również pozostać pani naczelnik pewnego wydziału w Urzędzie Miejskim.
- Proszę mnie zrozumieć. Od wyrażania opinii są moi zwierzchnicy. Ja jestem tylko urzędnikiem samorządowym i nie chcę wychodzić przed szereg. Co innego moje prywatne zdanie - tłumaczy.
Pani naczelnik widziała "Konopielkę". Nie ukrywa: jest pod wrażeniem. Prywatnie uważa, że to jeden z najlepszych spektakli, jaki oglądała w ostatnich latach: ciekawa inscenizacja, doskonały zamysł reżysera, świetna gra aktorów. Tego samego zdania jest mąż pani naczelnik, ich córka i wspólni znajomi.
- Cięcie głowy Chrystusa jest takie... poruszające, zwłaszcza dla kogoś kto wyznaje pewną wiarę i religię. Mnie ta scena poruszyła, choć wiem o co reżyserowi w niej chodziło - dodaje.
Na "Konopielce" był wiceprezydent Białegostoku Krzysztof Aureliusz Teodoruk, odpowiedzialny w mieście za kulturę. Ale nie chce na ten temat rozmawiać, "bo teatr leży w gestii marszałka".
Nie można dostać się do Ryszarda Tura, prezydenta Białegostoku.
- Przebywa na zwolnieniu lekarskim - informuje chłodno sekretarka. W rzeczywistości prezydent (kiedy w piątek odwiedziłam Urząd) był w swoim gabinecie.
Spektaklu nie widział Sławomir Zgrzywa (AWS), marszałek Województwa Podlaskiego.
- Myślę, że całą tę sprawę rozpatrywać należy w dwóch aspektach: sztuki i moralności. Artyści mają prawo do własnych interpretacji i poszukiwań. Dobrze jednak byłoby, aby wiedzieli do jakiego odbiorcy adresują swoje działania. Nie jestem zwolennikiem naruszania jakichkolwiek wartości, z drugiej jednak strony nie będę wprowadzał cenzury. Nie po to przecież walczyłem z nią w podziemiu - mówi Zgrzywa.
Na polecenie marszałka, sprawą przedstawienia zajął się Zarząd Województwa. Adam Szczepanowski - członek Zarządu i szef Rady Ruchów Katolickich przy Archidiecezji Białostockiej, zadecydował, że trzeba przeprowadzić rozmowę z dyrektorem Teatru. Do rozmowy wytypował Grażynę Wiśniewską, dyrektorkę departamentu oświaty i kultury Urzędu Marszałkowskiego.
- To nie jest wezwanie na dywanik. Dywaniki już dawno się skończyły. Zarząd nie zamierza atakować spektaklu. Chcemy jedynie poznać opinię dyrektora Karolaka na zarzuty Akcji Katolickiej. Tym bardziej, że tych protestów od ruchów katolickich napływa do nas coraz więcej. Nie wszyscy w Zarządzie widzieli "Konopielkę", może choć spotkają się z dyrektorem.
Chcemy wyrobić sobie obiektywne stanowisko w tej całej sprawie - usprawiedliwia marszałek Zgrzywa.
Dyrektor Andrzej Karolak ma nadzieję, że w Zarządzie Województwa zasiadają ludzie światli, którzy zrozumieli przesłanie spektaklu i nie zdejmą sztuki z afisza.
- Liczę na rozsądek marszałka, choć wiem, że w jego urzędzie jest kilka osób opętanych nabożnością i bigoterią - dodaje Karolak.
Uczniowie strzeżcie się
Jakby tego było mało, 1 grudnia do dyrektorów wszystkich szkół podstawowych, średnich i gimnazjów w Białymstoku trafiło pismo Łucji Orzechowskiej, naczelnik wydziału edukacji i kultury fizycznej Urzędu Miejskiego z sugestią, by byli rozważni "przy podejmowaniu decyzji o zbiorowych wyjściach na przedstawienie".
Do listu dołączona była miażdżąca spektakl recenzja Urszuli Jurkowskiej, nauczycielki języka polskiego w Katolickim Liceum Ogólnokształcącym Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich w Białymstoku. (Do liceum uczęszcza córka Łucji Orzechowskiej).
Nadgorliwa pani naczelnik rozesłała do szkół pisma nie konsultując tego ze swoim szefem. Wiceprezydent Marek Kozłowski nie kryje oburzenia. - Mam prawo być zadowolony bądź nie z decyzji moich naczelników, bo naczelnicy świadczą o mnie. Pani Orzechowska posunęła się jednak za daleko i jestem zmuszony przeprowadzić z nią rozmowę i sprawę definitywnie wyjaśnić. Nie straszę żadnymi konsekwencjami, bo nie o to chodzi. Ta sprawa ma wymiar pewnych wartości - mówi Kozłowski. Wiceprezydent przyznaje: nie widział spektaklu, więc wypowiadać się na ten temat nie będzie. Jako praktykujący katolik ("jestem rodzinnie związany z doskonałymi układami chrześcijańskimi'') swoją opinię wyrazi po obejrzeniu przedstawienia. Dodaje, iż publikowane w prasie "szokujące" zdjęcie Kaziuka obcinającego głowę Chrystusowi w żaden sposób nie obraziło jego uczuć religijnych.
Obrażona natomiast poczuła się Urszula Jurkowska, autorka recenzji rozesłanej do szkół. "Wykorzystywanie postaci Chrystusa w tak miernej inscenizacji jest nieporozumieniem i dla osób wierzących wręcz nie do przyjęcia. (...) serdecznie odradzam nauczycielom wybieranie się do Dramatycznego z młodzieżą. Jest to groźne. Przede wszystkim można się przyzwyczaić do bełkotu i złego gustu" - pisze Jurkowska. Krytykuje przy tym grę aktorów ("koń by się uśmiał z Uczycielki - symbolu seksu") i cały reżyserski, zamysł ("Ziniewicz zrozumiał tylko tyle, że "Konopielka" to "coś" o tradycji i nowoczesności").
- Przesłanie tej sztuki jest zamazane i niejasne. Nie dopatruję się w niej satanizmu, ale braku szacunku dla widza, który przychodzi do teatru - mówi Jurkowska. Wyjaśnia przy tym, iż dobrze zna się na teatrze, bo wydarzenia artystyczne śledzi od lat. Od Teatru Lalek w Białymstoku otrzymała nawet nagrodę za upowszechnianie kultury teatralnej wśród młodzieży.
Kij w mrowisko
Opinia nauczycielki i cała akcja Akcji Katolickiej poruszyła białostockich aktorów (wszyscy wierzą w Boga).
- Od ponad 40 lat pracuję w tym teatrze i nigdy dotąd nie przeżyłem takiej nagonki, jaką mamy teraz - mówi dyrektor Karolak.
Dorota Radomska (Uczycielka): - Przy dzisiejszym dostępie do filmów, kaset i mediów młodzież nie sposób czymkolwiek zgorszyć. Mam taką scenę, że wchodzę w widownię. I widzę jak oni reagują. Często tak, że sama nie wiem jak mam się zachować. Ataki towarzystw chrześcijańskich na nasze przedstawienie wynikają z niezrozumienia spektaklu. Ci ludzie są w jakimś dziwnym kanale myślowym. Nie potrafią otworzyć swoich oczu szerzej.
Robert Ninkiewicz (Kaziuk): - Uważam, że to dobre przedstawienie. Przesłanie jest proste i bardzo potrzebne. Pokazuje dwa zazębiające się ze sobą światy i konsekwencje, jakie z tego wynikają. Ta cała wrzawa jaka jest wokół spektaklu wcale nam nie pomaga. Ludzie oczekują sensacji, skandalu, myślą że odprawiamy msze satanistyczne i wychodzą zawiedzeni, bo tych "rzeczy" w przedstawieniu nie ma. Poza tym dużo na ten temat można przeczytać w Internecie. Opinie są różne. Najbardziej boli, że Białystok postrzegany jest jako zapyziała prowincja, która wraca do średniowiecza.
Andrzej Karolak: - Teatr musi wkładać kij w mrowisko, jeśli tego nie robi jest martwą instytucją. Widz powinien wychodzić z teatru roześmiany, wzruszony, albo oburzony. Nigdy obojętny.
Autor zaakceptował
Co na to wszystko Edward Redliński?
- Nie widziałem spektaklu, więc nic na ten temat powiedzieć nie mogę. Ale do Białegostoku na pewno się wybiorę, o ile mi tylko czas pozwoli - zapewnia.
Autor "Konopielki" znał reżyserski zamysł, zaakceptował koncepcję przedstawienia. Piotr Ziniewicz konsultował się z Edwardem Redlińskim telefonicznie.
- Mąż nie ma nic przeciwko zmianom dokonywanym na "Konopielce" pod warunkiem, że są uzasadnione. Jeżeli reżyser potraktował powieść jako prowokację do myślenia i artystycznie "to wyszło" - wszystko jest w porządku i nie ma co robić z tego burzy. Nie przypuszczam, aby w tym kontekście ścięcie głowy Chrystusowi było obrazoburcze. Ale jeśli ktoś chce zobaczyć zło, to zobaczy je wszędzie - dodaje Elżbieta Redlińska, żona pisarza.
Wpuszczeni w kanał
Nie udało mi się dotrzeć do autorów protestu. Działacze Akcji Katolickiej przy Kaplicy unikają rozmów z prasą.
- Nie mam na ten temat nic do powiedzenia. Jest niedziela i chciałbym spędzić ją spokojnie. Żadnych nazwisk, żadnych rozmów. Do widzenia - pan Zimnoch (imienia nie chciał podać), czołowy działacz Akcji Katolickiej przy Kaplicy Najświętszego Serca-Jezusowego, rzuca słuchawką.
- Ten protest został napisany przez jedną osobę, reszta została wpuszczona w kanał. Tą osobą jest kobieta. Znam jej personalia, ale nie ujawnię - Krzysztof Sawicki, członek Archidiecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej uśmiecha się tajemniczo. Spokojnie wyjaśnia: zarząd oddziału parafialnego przy Kaplicy nie miał prawa pisać protestu. Takie uprawnienia ma wyłącznie Instytut Archidiecezjalny. Będziemy rozmawiać z parafiami, żeby już nigdy więcej nie wychodziły przed orkiestrę.
Ostatnie przedstawienie "Konopielki" odbyło się w minioną niedzielę, 10 grudnia. Na spektaklu jak zwykle był komplet widzów. - To planowe "zawieszenie" sztuki na okres świąt. Przedstawienie wznowimy po nowym roku - informuje kasjerka.
Władysław Czerwiński wychodzi z teatru zawiedziony. Skręca w bok, zatrzymuje się przy gablocie.
- Uważaj czego pragniesz... - czyta nagłówek na afiszu "Konopielki". Zastanawia się chwilę. Milczy. Po namyśle mówi: "pragnę zobaczyć przedstawienie".