Artykuły

Sen wariata w Teatrze Dramatycznym. Sprawa Konopielki. Nie lubię akcji dla akcji.

Każdy, kto śledzi życie kultural­ne grodu nad Białą, ma świado­mość, że premiery w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki dostarczają przeżyć es­tetycznych wątpliwej jakości. Jednak miłośnicy Muz są na ogół skażeni wirusem niepoprawnego optymizmu i ciągle żywią nadzie­ję, że może tym razem dane bę­dzie obejrzeć coś... ot choćby tyl­ko poprawnego...

Pełna optymizmu wybrałam się na premierę "Konopielki" Edwarda Redlińskiego. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w przygnębienie. To nic, że nie jest to wierne przeniesienie postaci i miejsc z powieści. Zrozumiała jest chęć reżysera, aby uwspółcześnić problemy. Podstawowym warunkiem dokonania takiej dekompozycji, czyli przeniesienia symboli do innego syste­mu znaków - jest jednak zrozumienie przesłania autora. Młody reżyser z Warszawy - Piotr Ziniewicz zrozumiał tylko tyle, że "Konopielka" to "coś" o tradycji i nowoczesności. Skojarzył więc pospiesznie: tradycja to religia, przywiązanie do starych zwyczajów, a nowoczesność - wiadomo: Europa, techno, "te sprawy".

Od kiedy Gombrowicz trafił "pod strzechy" TV i mediów słowem-klu­czem stała się prowokacja. Toteż pan Reżyser, udzielając wywiadów na lewo i prawo, krzyczał prowokacja! Sprowokować chciał do opowiedzenia się za jedną z dwóch wartości: albo za nowo­czesnością, albo za tradycją. Tylko, że aby prowokować, trzeba jasno zakre­ślić granice dwóch kontrastowych światów. Tymczasem są one rozmyte poprzez dowolnie fragmentaryczne po­traktowanie tekstu i kiepską grę akto­rów. Spektakl rwie się - między po­szczególnymi scenami brak jest logicz­nego związku. Mieszkańcy Taplar nie są tu gromadą żyjącą swoimi warto­ściami: to zbiór indywidualistów - ka­rykaturalnie brzydkich, nieforemnych - poruszających się po scenie sztywno i pokracznie. Szymon Kuśtyk Pawła Aignera to monstrum, którym można by straszyć niegrzeczne dzieci - nie ma w nim nic z mądrości wiejskiego kalekiego odmieńca - odnosi się wra­żenie, że aktor kokietuje publikę błaze­nadą. Koń by się uśmiał z "Uczycielki" - symbolu seksu, wyzwolenia, a zgod­nie z założeniem PT Reżysera - braku norm. Wszystkie panie w wieku późno-balzakowskim z papierosową chrypą i zmanierowaną dykcją mogą śmiało pójść do Dramatycznego, aby się do­wartościować... Do zagrania uwodzicielki panią Dorotę Radomską upoważ­niają tylko dobrze zachowane gabary­ty. Trochę mało...

Jan Kott - znany krytyk literacki i teatralny - napisał kiedyś, że najgor­sze co może się przytrafić w teatrze to, to kiedy aktorzy w braku możliwości są zmuszeni do schlebiania pospolitym gustom masowej widowni.

Niestety właśnie tego typu "atrak­cje" funduje Reżyser białostockiej pu­bliczności: przeciskanie się "seksow­nej" nauczycielki między rzędami, prostacka pyskówka Ziutka z ojcem (cze­go, jako żywo nie uświadczysz u Re­dlińskiego). Tak - to może spodobać się gawiedzi. Tylko, że to nie ma nic wspólnego z teatrem!

Spektakl kończy obrazoburcza - w założeniu Reżysera scena - ogłupiały i zdezorientowany Kaziuk ścina kosą głowę Chrystusa Frasobliwego. Scena ta na tle całego przedstawienia wyglą­da żałośnie... Wykorzystywanie posta­ci Chrystusa w tak miernej insceniza­cji jest nieporozumieniem i dla osób wierzących wręcz nie do przyjęcia.

To przykre - przeczytałam ostatnio dwie recenzje "Konopielki" - w "Gaze­cie w Białymstoku" i w "Kurierze Po­rannym" - obie w tonie pochwalnym. Autorom obu tekstów poleciłabym wy­jazd do Krakowa, Warszawy, Łodzi, Wrocławia. Może Państwo zapomnieli, jak wygląda i jaki może prezentować poziom dobry teatr?

W każdym razie serdecznie odra­dzam nauczycielom wybieranie się do Dramatycznego z młodzieżą. Jest to groźne. Przede wszystkim można się przyzwyczaić do bełkotu i złego gustu. Choć przed zaśnięciem spektakl broni się puszczając muzykę techno. I tego pomysłu gratuluję. Gwarantuje przy­najmniej to, że obsługa nie będzie bu­dzić do wyjścia znudzonych widzów...

Bułhakow - mistrz prowokacji - po­wiedziałby o tej inscenizacji zapewne "jesiotr drugiej świeżości". (M. JURKOWSKA)

Tekst niniejszej recenzji "Konopielki" został dołączony do pisma skierowanego do dyrektorów białostockich szkół przez Łucję Orzechowską, Naczelnika Wydziału Edukacji i Kultury Fizycznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Autorką recenzji jest Urszula Jurkow­ska (nie wiadomo dlaczego autorka podpisała się inicjałem M.), nauczy­cielka języka polskiego w Katolickim Liceum Ogólnokształcącym Stowarzy­szenia Przyjaciół Szkół Katolickich w Białymstoku.

Przypomnienie najważniejszych wydarzeń

Sprawa "Konopielki"

List Akcji Katolickiej. Burza wokół insce­nizacji "Konopielki" Ryszarda Redliń­skiego w reżyserii Piotra Ziniewicza, która grana jest w Teatrze Dramatycz­nym im. Aleksandra Węgierki w Białym­stoku, zaczęła się od listu Akcji Katolic­kiej, Oddziału przy Kaplicy Najświętsze­go Serca Jezusowego w Białymstoku. Zarzucono w nim spektaklowi m.in. "szyderstwa z naszej tradycji religijnej" i "promocję satanizmu". Najwięcej kon­trowersji wzbudziła scena, w której Ka­ziuk ścina kosą głowę figury Chrystusa. List, sygnowany datą 19 listopada, skie­rowano m.in. na ręce Marszałka Województwa Podlaskiego, do Kurii Metro­politarnej w Białymstoku, do Kuratora Oświaty i Wychowania i dyrektora Te­atru Dramatycznego. Ze strony Urzędu Marszałkowskiego wyjaśnieniem kon­trowersji wokół "Konopielki" miał się zająć Adam Szczepanowski, członek Za­rządu Województwa Podlaskiego i jed­nocześnie przewodniczącemu Rady Ru­chów Katolickich przy Archidiecezji Bia­łostockiej. Do tej pory sprawa nie stanę­ła na Zarządzie Województwa.

List Naczelnika. 1 grudnia, do dyrekto­rów wszystkich szkół podstawowych, gimnazjów, liceów i szkół zawodowych w Białymstoku trafiło pismo następującej treści: "W związku z licznymi sygnałami i kontrowersyjnymi opiniami na temat spektaklu "Konopielka", zwracam się z prośbą o rozwagę przy podejmowaniu decyzji o zbiorowych wyjściach na wyżej wymieniony spektakl, grany w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgier­ki w Białymstoku. Z poważaniem Łucja Orzechowska, Naczelnik Wy­działu Edukacji i Kultury Fizycznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku". Dyrektorzy szkół potraktowali list jako sugestię, a nie polecenie służbowe. Żadna tzw. grupa zorganizowana nie wycofała w Dramatycznym rezerwacji biletów na "Konopielkę". Przeczytaj w lnternecie. Osoby zaintere­sowane opiniami internautów na temat burzy wokół "Konopielki" powinny zaj­rzeć na stronę portalu Onet (http://www.onet.pl). Pod PAP-owskim tekstem zatytułowanym "Nieśmiały po­wrót cenzury w Białymstoku" publiko­wane są opinie internautów (każdy mo­że wyrazić swój sąd - również anonimo­wo). Nie są to opinie przyjemne - Biały­stok określany jest mianem "stolicy Ciemnogrodu" i w mniej cenzuralny spo­sób. Autorzy opinii zwracają też często uwagę, że zamieszanie wokół "Konopiel­ki" to doskonała reklama spektaklu.

Polemika z listem Akcji Katolickiej

Nie lubię akcji dla akcji

Mam całkowitą świadomość, że ten tekst może zostać odebrany jako rodzaj kryptoreklamy, że zastosuję tu, czy też mogę świadomie stosować rodzaj podwieszania się pod tzw. problem. Tym, którzy mogą tak sądzić, pragnę uświadomić, że wsadzam swój duży pa­lec między wielkie wrota. A zatem pro­szę o bardziej wyważoną ocenę. Bo wła­śnie o ocenianiu rzecz będzie. A raczej o przeklętej wolności oceniania.

Dlaczego przeklętej, wyjaśnię na koń­cu mojej emocjonalnej interwencji.

Interwencja dotyczy interwencji Akcji Katolickiej Oddziału przy Kaplicy Naj­świętszego Serca Jezusowego w Białym­stoku na ostatnią scenę spektaklu "Konopielka" według Edwarda Redlińskiego w reżyserii Piotra Ziniewicza, kiedy to główny bohater ścina głowę drewnia­nej figurze Chrystusa.

To banał, że każdy oceni tę scenę oraz interwencję Akcji jak również moją inter­wencję, po swojemu. Ale jak twierdzi je­den z moich duchowych faworytów - Wi­sława Szymborska, najciekawsze są naj­banalniejsze pytania. A zatem banalne pytanie: dlaczego każdy ocenia po swoje­mu? Chyba dlatego, że się najcudowniej i najstraszliwiej różnimy. Różnimy się, jak sądzę do tego stopnia, że każdy na wszyst­ko i każdy na każdego patrzy inaczej.

Akcja Katolicka na gest sceniczny ak­tora Roberta Ninkiewicza patrzy jedna­kowo, choć niektórzy z Akcji spektaklu nie widzieli. Oto kolejna wielka zagad­ka i kolejne banalne pytanie. Sprawa nie idzie bowiem o "kosę", jak napisał "Kurier Poranny". Sprawa jest dużo, dużo poważniejsza. Darujmy sobie jed­nak wielkie pytania. Spróbujmy poszu­kać odpowiedzi na te najprostsze.

Dlaczego Akcja Katolicka tak żarliwie zareagowała na dość interesujący, choć kontrowersyjny w moim przekonaniu po­mysł inscenizacyjny? Czy tylko dlatego, że­by kontynuować akcję, bo Akcja Katolic­ka, już z samej nazwy zakłada aktywność, bowiem żadna akcja nie może być bierna?

Jako człowiek związany z teatrem (nie­którzy mówią, że konkurencyjnym) czuję się na siłach odeprzeć zarzuty Akcji (Woj­ciech Szelachowski jest dyrektorem arty­stycznym Białostockiego Teatru Lalek - przyp. red). A zatem do akcji.

Droga Akcjo, nie masz większego po­jęcia o istocie Teatru, nie mówiąc już o jego funkcji. Nie wiesz po co jest Teatr, jak powstał, jaki ma związek z rytuałem, jak wreszcie koegzystuje z Kościołem. Wszak o teatrze mówi się świątynia, w tym wypadku sztuki, a nie wiary. Teatr wierze może pomagać, może ją wspie­rać, ale może też ją zburzyć. Od indywi­dualnych decyzji poszczególnych arty­stów zależy, jaką Teatr drogę wybierze i jak koegzystować będzie z daną na da­nym obszarze wiarą, dogmatem, religią, tradycją. Takie jest prawo demokratycz­nego Teatru. Bo Teatr w swojej istocie zawsze był demokratyczny, choć wielo­krotnie stawał się niewolnikiem idei, dogmatu, bądź pojedynczego panującego.

Teatru, czyli wolnej i demokratycznej myśli nie da się skodyfikować, narzucić mu myślowych kajdanów. Człowiek - isto­ta wolna i wolna w swych wyborach, za­wsze wyzwoli się z jakichkolwiek ograni­czeń. Wolna wola to wszak ludzka natu­ra. A Teatr jest zwierciadłem naturalnej ludzkiej wolnej woli. Dlatego też sam w sobie nosi ludzki dramat wolnych wybo­rów. Jest ich parabolą i kwintesencją. Mo­że lukrować rzeczywistość, może ją prze­drzeźniać, może ją pokazywać w krzywym zwierciadle, może bawić. Może bawić śmiechem anielskim lub diabelskim. Mo­że wchodzić w różne alianse i koterie, schi­zmy i odstępstwa. Bo taka jest jego funk­cja. Kościół i Teatr to suma stała. Te obie świątynie w sumie składają się na jeden wspólny rytuał - rytuał Życia.

Droga Akcjo. Teatr i Kościół to, w mo­im przekonaniu, rozdzieleni po upadku ry­tuału bracia syjamscy. Nie obrażajmy się na siebie. Szukajmy dróg porozumienia.

I to by w "najdłuższym skrócie" wy­czerpywało problem.

Na zakończenie przejdźmy do zapowie­dzianej na początku kryptoreklamy. Na nasze szczęście, bądź nieszczęście Akcja omija Białostocki Teatr Lalek, zapewne sądząc, że jest to "tylko" teatrzyk dla dzieci. Zapraszam Akcję do naszego Teatru i wtedy może, jak Bóg da, dłużej o Teatrze i o Życiu pogadamy. Bardzo zależy nam na tego typu rozmowach. Teatr nie jest tylko po to, żeby usypiać sumienia.

Kończę parabolicznie. Przeklęta wol­ność oceniania w demokracji do której zaszliśmy, polega na tym, że każdy ma prawo oceniać każdego.

Doceniam sens istnienia Akcji, choć w tym wypadku absolutnie się z nią nie zgadzam. (Wojciech SZELACHOWSKI)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji