Mocny Bartek
Państwowy Teatr Lalek "Banialuka" wystawił niedawno sztukę Leona Moszczyńskiego pt. "Mocny Bartek". Sztuka jest debiutem pisarskim autora, a przedstawienie - prapremierą.
Utarło się u nas mniemanie, że w repertuarze teatrów lalek mają miejsce jedynie sztuki, których odbiorcami są małe dzieci. Na wstępie zaznaczyć trzeba, że "Mocny Bartek" jest utworem napisanym raczej dla młodzieży, chociaż również i tym całkiem małym widzom dostarcza wielu przeżyć i emocji.
Już sam tytuł wyjaśnia nam częściowo problematykę utworu. Ma on charakter baśni ludowej. Jej bohaterem jest chłop Bartek, - olbrzym i mocarz, który wiele rzeczy potrafi zrobić. Utwór nie jest opracowaniem jakiejkolwiek baśni, lecz wysnuty z fantazji autora i łączy w sobie cechy t y p o w e dla baśni polskiej. Stanowi on poetycką syntezę elementów baśni ludowych. Syntezę poetycką dlatego, że autor z subtelnym wyczuciem i wielką umiejętnością potrafił połączyć różnorodne wątki i elementy baśniowe w jedną organiczną i przekonywającą całość, stwarzając dzięki temu dzieło sceniczne, posiadające swoistą atmosferę i szczerą bezpośredniość wyrazu.
Fabułą utworu są dzieje Bartka w czasie jego służby u dziedzica, dla którego zgodził się wykonać wszelkie prace przez cały rok w zamian za jedną zapłatę, - a mianowicie: gdy podoła wszystkim pracom, wtedy będzie mógł dziedzica ze wszystkich sił uderzyć. Powodowany chciwością dziedzic przyjąwszy taką umowę stara się, w miarę gdy zbliża się zapłata, stawiać Bartkowi zadania tak trudne, aby ich nie mógł wykonać, lecz mimo, że dziedzicowi pomaga zgraja diabłów Bartek z łatwością pokonuje wszelkie przeszkody i nawet sąd czartowski musi mu przyznać prawo do otrzymania zapłaty, której chwila kończy żywot okrutnego dziedzica i jego koźlonogich pomocników. Bartek pomściwszy krzywdy biednych otacza ich swoją opieką.
Sztuka zawiera wiele z humorem potraktowanej demonologii, widzimy w niej i chciwość bogacza i krzywdę ciemiężonych. Świetna jest m. in. scenka na dworku szlacheckim - rozmowa między obżerającym się dziedzicem, jego rugającą służbę małżonką i brzdąkającą na harfie córeczką, która znakomicie oddaje mentalność pasożytniczej warstwy społecznej i atmosferę domu szlacheckiego ziemianina.
Ujęcie reżyserskie Jerzego Zitzmana podkreśliło literackie i sceniczne walory sztuki w inscenizacji.
Pewną rewelacją na terenie naszego teatru lalek było wprowadzenie po raz pierwszy na scenę aktora w "żywym planie", przy czym zastosowano taką budowę sceny, że żywy aktor poruszał się swobodnie po całej scenie (a nie tylko na pierwszym jej planie) - i grał wśród lalek. W ten sposób uniknięto fragmentaryczności i monotonii plastycznej scenicznego obrazu. Zastosowano szereg doskonałych pomysłów inscenizacyjnych - tricków typowo lalkowych, z których scenki z wykopywaniem dołu i dzwonem są wręcz kapitalne.
Aktorzy, wykonawcy dziewięciu ról wywiązali się ze swego zadania dobrze. O ile jednak animacyjna strona ich gry (poruszanie lalek) była prawie bez zarzutu, to interpretacja głosowa budziła pewne zastrzeżenia. Zdarzały się momenty w których aktorzy przez niewłaściwą interpretację aktorską tekstu zdradzali brak pełnego wczucia się w rolę, jakie można osiągnąć jedynie przez wnikliwe, szczegółowe opracowanie roli i całkowite jej zrozumienie. Odtwórca roli tytułowej, postaci "w żywym planie" - I. Piper - w intencji dobry, w wykonaniu chwilami nieco zbyt wyszukany.
Andrzejowi Łabińcowi, młodemu plastykowi, którego opracowanie scenograficzne tej sztuki było pierwszą większą pracą, pogratulować można sukcesu. W dekoracji sceny potraktowanej z dużym rozmachem jest pewna śmiała umowność: charakteryzuje ją uniknięcie naturalistycznego szczegółu prowadzące do oryginalnych rozwiązań plastycznych. Wrażenie pewnej przypadkowości sprawia jedynie nadmierna eksploatacja centrum sceny przez wielokrotnie powtarzający się w nim akcent koloru czerwonego. Kostiumy lalek bardzo dobre, natomiast twarze zbyt płaskie, mało wyraziste. Mocne podkreślenie kształtów twarzy kolorem nie zrównoważyło ich braków plastycznych. Ilustracja muzyczna Wojciecha Kilara - doskonała. Pełna wdzięku i lekkości muzyka świetnie podkreśla walory sztuki.
Sumując wnioski z obserwacji i szkicowej próby analizy sztuki stwierdzić należy, że w Leonie Moszczyńskim znalazły polskie sceny lalkowe nowego, utalentowanego autora, a prapremiera jego sztuki w Banialuce jest udanym osiągnięciem scenicznym i stanowi w pracy tego teatru nowy krok naprzód.