Artykuły

Nie oddamy wam kultury

Kongres Kultury 2016 został powołany przez kulturalny establishment po to, aby uderzyć w nową władzę i głosić pochwały tego, co było, a więc swojej w niej dominacji. W tym sensie hasło "Nie oddamy wam kultury" z jego strony było do bólu prawdziwe. Establishment deklaruje, że nikomu jej nie odda. Powinniśmy odpowiedzieć tym samym. Nie oddamy wam kultury - pisze Bronisław Wildstein w tygodniku W Sieci.

Hasło, które przywołałem w tytule, było zawołaniem bojowym manifestacji pod Pałacem Kultury inicjującej Kongres Kultury 2016. Przedsięwzięcie to w sposób skrajny demonstrowało odwrócenie wartości, które cechuje dziś cywilizację Zachodu, a w sposób szczególnie wyrazisty możemy je obserwować w III RP

Pisałem o tym wiele razy, ale, obawiam się, zmuszony będę to robić jeszcze nieraz. Kongres, który nawoływał do odpolitycznienia kultury, miał charakter jednoznacznie polityczny, a nawet partyjny, a jego głównym celem był atak na obecną władzę.

"Powiemy im, tym wszystkim politykom, basta" - ogłosił na rozpoczęcie protestu aktor Andrzej Kłak. Okazało się jednak, że nie wszystkim, gdyż wielu z nich zostało zaproszonych na Kongres - nie piszę, że coś w tym złego, ale jaskrawo rozmija się z deklarowanymi zasadami, zwłaszcza że w Pałacu Kultury pojawili się reprezentanci jednej opcji. Jakiś mniej znany aktor z Wrocławia w głównym wystąpieniu na wiecu zrównał Jarosława Kaczyńskiego i jego rządy z władzą szefa PZPR Gomułki, a list ministra Glińskiego do marszałka województwa dolnośląskiego ze zdjęciem "Dziadów" w 1968 r.

NIE ODDAMY

Przy okazji kłamał, że Gliński domagał się zdjęcia spektaklu "Śmierć i dziewczyna". No, ale do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Kongresowi warto się jednak przyjrzeć, gdyż odsłania on rozmaite wymiary tego, co dzieje się dziś ze środowiskiem artystycznym w Polsce, i ma istotne przełożenie na sprawy kultury.

Wymiar manipulacji

Stwierdzenia, że nowa władza cenzuruje kulturę, mają charakter pomówienia. O strategii insynuacji i prowokacji stosowanej przez siły III RP przeciwko nowym władzom pisałem w swoim felietonach. Przy okazji kultury prześledzić można ją precyzyjnie. Oto główny przykład.

Dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzysztof Mieszkowski przekracza budżet i zadłuża kierowaną przez siebie instytucję, co ze zrozumiałych względów wywołuje sprzeciw jego administracyjnego patrona, sejmiku wojewódzkiego, w którym, tak jak i w państwie - sprawa dzieje się przed ostatnimi wyborami - rządzą PO i PSL. Po kolejnych konfliktach dyrektor zostaje zmuszony do ustąpienia. W wyborach startuje do Sejmu z listy Nowoczesnej. Ogłasza również, że w kierowanym jeszcze przez niego teatrze do spektaklu według Elfriede Jelinek "Śmierć i dziewczyna" zostaną zaimportowani aktorzy porno, którzy na scenie zademonstrują niesymulowany seks. Trudno się oprzeć wrażeniu, że prowokując skandal, dyrektor chce zwekslować sprawę finansowych problemów na sprawy obyczajowe, które współcześnie uchodzą za probierz wolności. Udaje mu się. Nowy minister kultury pisze list do marszałka wojewódzkiego, w którym zaznacza, że spektakl ze scenami pornograficznymi nie powinien ukazać się w teatrze finansowanym z pieniędzy publicznych.

Rozpoczyna się piekło. Dodatkowo samorząd wojewódzki, rządzony przez opozycję, rozpisuje konkurs na dyrektora, w którym przepada popierany przez Mieszkowskiego politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, a wygrywa aktor Cezary Morawski. Były dyrektor wspierany przez część ekipy aktorskiej i środowisko artystyczne w kraju i za granicą rozpoczyna kampanię przeciwko powołaniu nowego dyrektora. Sprawa przedstawiana jest jako zamach PiS na niezależność artystyczną i w ten sposób utrwala się w świadomości. Powtarzam: Mieszkowskiego odwołuje samorząd rządzony przez PO-PSL i to on organizuje konkurs. Co ma z tym wspólnego Kaczyński?

Kolejna sprawa to deklaracja ministra Glińskiego, że chętnie widziałby "Historię Roja", film, który opowiada o ważnym, ale ciągle mało obecnym w kulturze masowej fragmencie naszych najnowszych dziejów, na finansowanym z publicznych pieniędzy festiwalu w Gdyni. Chór oburzenia rozpoczyna swój wielki koncert. "Odpieprzcie się od Gdyni" - deklaruje publicznie publicysta "Krytyki Politycznej" Jakub Majmurek. Czy oznacza to, że opłacany z pieniędzy publicznych największy polski festiwal filmowy jest własnością lewackiego środowiska, a ministrowi nie wolno na jego temat zabrać głosu? Bo wyłącznie o wypowiedź chodziło.

Więcej przykładów na cenzurę i zawłaszczanie kultury przez nowy rząd nie ma. Jest natomiast kampania insynuacji pod wezwaniem: do czego PiS prowadzi i jak strasznie czuć się zaczynamy. Jedynym konkretem jest dość ograniczona wymiana części władz placówek podległych ministerstwu. Wygląda jednak na to, że mianowanie nowego ministra kultury jest już jej grabieżą.

Wymiar interesu

Skąd więc takie poruszenie artystów, nieznane dotąd w III RP? Pojawia się interpretacja oczywista, którą sugeruje wystąpienie Agnieszki Holland, pięknymi słowy ujmującej cel protestów przeciw nowej władzy. "Chodzi o to, żeby znowu było tak, jak było". Gdyby potraktować tę kwestię poważnie, oznaczałaby ona, że III RP osiągnęła stan nieznanej na ziemi doskonałości, którą narusza jakakolwiek zmiana. Wypowiedź tę czytać więc należy jako wezwanie do tego, aby ci, którzy rządzili, robili to po wsze czasy, a wszystkie obecne hierarchie pozostały nienaruszone. To, że beneficjenci tego stanu rzeczy, jak Holland, tego pragną, to naturalne. To, że ogłaszają to publicznie, jest przejawem bezczelności. Fakt, że przedstawiciele establishmentu nie obawiają się mówić takich rzeczy na głos, demonstruje, jakim państwem jest III RP.

A jest to oligarchia o demokratycznych procedurach. Rządzą w niej w swoim interesie nieliczni, którzy usiłują zablokować jakąkolwiek konkurencję oraz jakąkolwiek możliwość zmian. Zjawisko to dotyczy także kultury. Przez ponad ćwierćwiecze III RP, a właściwie znacznie dłużej, bo większość karier liderów nowej rzeczywistości zakorzeniona jest w PRL, ten stan rzeczy zdążył się mocno zabetonować. Sposobem selekcji nowych liderów we wszystkich środowiskach była dotychczas kooptacja. Dlatego takie oburzenie i lęk wywołuje prawdziwa opozycja, która usiłuje przełamać ten stan rzeczy.

To samo obowiązywało w kulturze. Dominujące grupy promowały twórców i artystów, którzy w zamian musieli wykazywać się "lojalnością". Proceder ten wspierany był wszystkimi środkami przez państwo. Nic dziwnego, że liderzy dzisiejszych protestów, którzy nawołują, aby politycy odczepili się od kultury, byli w nią wcześniej zaangażowani bezpośrednio. Uczestniczyli w komitetach poparcia konkretnych polityków, wychwalali Tuska czy Palikota, szydzili z ich konkurentów.

Dziś ich monopol może zostać naruszony, czują się więc zagrożeni i walczą o to, aby było, jak było.

Na scenie publicznej występują liderzy lub ich najbliższe otoczenie. Ci, którym się udało. Tych, którzy, może niezasłużenie, zepchnięci zostali na margines, szeroka publiczność nie zna. Establishment zorganizowany jest w sposób naturalny, a więc jest w stanie skutecznie walczyć o swoje dobro. Inni nie mieli takich możliwości.

Dodać do tego należy jeszcze stadny konformizm, charakterystyczny wbrew pozorom zwłaszcza dla środowiska artystycznego - nie piszę o rzadkich wyjątkach wybitnych twórców - który osadzony jest jeszcze na ideologicznym fundamencie. Gdyż III RP w trakcie swojego trwania stopniowo wypromowała lewicowo-liberalną władającą dziś na Zachodzie ideologię, której emanacją jest nie kultura, ale kontrkultura. Paradoksalnie to ona dziś dominuje. Środowiska artystyczne nauczyły się myśleć w jej kategoriach.

Wymiar ideowo-polityczny

Nowa ideologia jest o tyle wygodna dla artystów, że uwalnia ich od presji, jaką zawsze wywierali na nich odbiorcy. Obecnie kariera zależy wyłącznie od wpływowego środowiska, które jest w stanie uruchomić potężną maszynerię promocji i obrony swoich reprezentantów, a z drugiej strony niszczenia swoich przeciwników. Domaga się ono jednak posłuszeństwa i określonej postawy. Dzieło ma być "krytyczne" wobec wszelkich tożsamości, które określają (niewolą?) człowieka: od narodowej poczynając, na płciowej kończąc; wobec wszelkich form istniejącej kultury, wobec religii i tradycji; natomiast apologetyczne wobec dominującej dziś ideologii emancypacji. Ma dekonstruować, demistyfikować, demaskować, oczywiście porządek znanej nam kultury. Broń Panie Boże, aby spróbowało nadepnąć na ogon poprawności politycznej albo dotknąć idoli wyznającego je środowiska.

Niedawno dwoje literackich celebrytów - Andrzej Stasiuk (pisarz) i Monika Sznajderman (wydawca) - zażądało usunięcia z jury nagród literackich Krzysztofa Masłonia. "Oczywiście prawica zawsze dzieliła kulturę ideologicznie, ale dziś język po tamtej stronie znacznie zwyrodniał i stał się bardziej zajadły" - nieideologicznie i rzeczowo przedstawiła sprawę Sznajderman. A oto przykład "prawicowego zwyrodnienia", czyli inkryminowany fragment tekstu Masłonia:

"W zeszłotygodniowym wywiadzie [Kutz] wyznaje, że gdyby był młodszy, dałby stąd dyla. To zresztą charakterystyczne, jak często podobne Kutzowi autorytety grożą, że opuszczą Polskę. Może szkoda, że tego nie robią?".

Uderzenie w Masłonia, który stanowił listek figowy dla jednorodnej większości w jury dwóch literackich nagród, jest znaczące. W obecnej sytuacji politycznej kulturalny establishment uznał, że nie potrzebuje już żadnych pozorów. Trzeba nową władzę wepchnąć do narożnika.

Jedną z metod jest stała prowokacja, na którą reprezentanci i sympatycy PiS reagują jak pies Pawłowa, czyli zawsze zgodnie z oczelawaniami prowokatorów. Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił spektakl chorwackiego reżysera, w którym muzułmanka wyjmuje z waginy flagę Polski, a Chrystus schodzi z wykonanego z kanistrów krzyża, aby muzułmankę zgwałcić. Grupa posłów PiS wystosowała zawiadomienie do prokuratury, a marszałek województwa z PO zapowiedział sankcje finansowe wobec teatru. Jak można było oczekiwać, atakowana jest wyłącznie nowa władza, która jakoby ingeruje w wolność sztuki.

Wolność i mamona

Dominujące środowiska artystyczne ogłaszają, że politykom wara od interwencji w sztukę, również w tę, na którą idą pieniądze publiczne. Oznacza to, że sztuka - np. teatr lub film - stała się własnością tych, którzy zostali nominowani na swoje stanowiska przez poprzednie władze. Oznacza także, że społeczeństwo nie ma prawa wtrącać się w kulturę, na którą łoży pieniądze, i nie może mieć wpływu na to, jak są one dystrybuowane. Mówią to ci, którzy kwestionują samoistną wartość sztuki i nawołują do jej "krytycznego", czyli interwencyjnego, choć dokonywanego pod kątem określonej ideologii, zaangażowania. Taki charakter ma protest przeciw choćby komentowaniu tego, co dzieje się w kulturze, przez polityków, którzy są jednak wybieralnymi reprezentantami społeczeństwa, mimo że dalekimi od doskonałości.

Ta postawa jest zresztą niespójna. Są politycy, którym wolno, i ci, którym się zakazuje. Są zblatowani z nami nasi politycy i wrogowie.

Sprzeczność deklaracji i praktyki odnosi się także do wolności twórczej. Pogwałcenie norm poprawności politycznej wzbudziłoby oburzenie tych samych, którzy dziś ją absolutyzują. Wyobraźmy sobie, że na deskach teatru w Bydgoszczy pejsaty Żyd spółkowałby z Mahometem zapisującym sury Koranu dyktowane mu przez archanioła Dżibrila. Jak zareagowaliby obrońcy wolności sztuki? A gdyby zaadaptować - trzymając się ich zaprojektowanej przez twórców wymowy - "Protokoły mędrców Syjonu"? Albo spektakl, w którym pozytywnymi bohaterami byliby bojownicy Ku Klux Klanu, a Murzyni przedstawiani byliby zgodnie z rasistowskimi schematami?

Propozycje takie można by mnożyć, dowodząc, że ci, którzy głoszą dziś nieskończoną wolność artystyczną, uznają ją wyłącznie w ramach akceptowanych przez siebie norm. Jeśli więc w sposób oczywisty nie ma absolutnej wolności, to społeczeństwo ma prawo choćby do pewnego stopnia ingerować w produkowaną za swoje pieniądze sztukę i musi mieć możliwość debaty na jej temat.

Tyle że Kongres Kultury 2016 nie zajmował się takimi złożonymi problemami. Został powołany przez kulturalny establishment po to, aby uderzyć w nową władzę i głosić pochwały tego, co było, a więc swojej w niej dominacji. W tym sensie hasło "Nie oddamy wam kultury" z jego strony było do bólu prawdziwe. Establishment deklaruje, że nikomu jej nie odda. Powinniśmy odpowiedzieć tym samym.

Nie oddamy wam kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji