Artykuły

Dokarmianie homoinka

"Ludzie inteligentni" Marca Fayeta w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Agata Tomasiewicz w Teatrze dla Was.

Przedstawienie "Ludzie inteligentni" miało swoją premierę na początku listopada, ale spektakl praktycznie od razu pojawił się na afiszu lubelskiego Teatru im. Juliusza Osterwy jako propozycja sylwestrowa. Celne posunięcie. Nietrudno sobie to wyobrazić: na zewnątrz huczą fajerwerki, na scenie rozlewa się wino, z ust bohaterów płyną grepsy dotyczące tajemnic alkowy. Pod wieloma względami - teatralny samograj.

W moim odczuciu największym problemem lubelskich "Ludzi inteligentnych" jest sam tekst Marca Fayeta. Daleko mu do błyskotliwej farsy małżeńskiej z koronkową intrygą, z precyzyjnym mechanizmem zwrotów akcji, niespodziewanych trafów, qui pro quo i reszty figur dramaturgicznej ekwilibrystyki. Wspólne pozostaje jedynie evergreenowe zakończenie odpowiadające bon motowi "razem źle, ale osobno jeszcze gorzej". Dramat Fayeta opiera się na serii rozmów toczonych przez bohaterów. Pogawędki prowadzone są w różnych konfiguracjach towarzyskich - plotki w babskim gronie, męski mityng przed transmisją meczu, kłótnie partnerów przed zaśnięciem. Zamiast "koronek" i "ażurów" dostajemy zatem konwersacyjny, dość toporny przekładaniec.

Wyjściowy podział zasadza się na nieśmiertelnym antagonizmie kobiety-mężczyźni. I jest to - jakżeby inaczej! - antagonizm pompowany stereotypem. Kobiety płyną z afektem. Nie umieją trzymać zazdrości na wodzy. Plotkary i przekupy, bajkopisarki i fantastki; z pozoru wojownicze Amazonki deklarujące niezależność od męskiej opieki - w istocie z niepokojem szukają u swoich lubych oznak wypalenia czy niewierności. Mężczyźni, jak można się łatwo domyślić, są zwięźli i konkretni ("zwyczajnie nieczuli!" - dopowiada skryty we mnie mizoandryk). Z lubością pielęgnują swoje rozdęte ego. Przy tym okazują większą niż kobiety skłonność do przywdziewania społecznych masek, zachowując się zupełnie inaczej w gronie kumpli niż w towarzystwie ukochanej. Prym w tej kwestii wiedzie pantoflarz Alexandre w wykonaniu Tomasza Bielawca.

"Ludzie inteligentni" stanowią dygresję a propos odwiecznej walki płci; stronami konfliktu są tu różne "Wenus" i "Marsowie" rodem z poradników Johna Graya - skrajnie odmienni, zobligowani do zawierania różnych partnerskich konsensusów. Owa wojna jest z gruntu prymitywna (nie bez przyczyny leitmotivem spektaklu są pogawędki o hominidach, czy też "homoinkach", jak nazywa ich jeden z bohaterów) - to nic innego, jak spór o władzę, ustalenie i zabezpieczenie umownego terytorium, zdobycie wpływów i wymiernych korzyści. Tytułowa "inteligencja" jest sposobem na wyjście z kręgu rytualnych międzypłciowych utarczek - można rozumieć ją jako postawę zrozumienia i tolerancji dla "absurdalnych" schematów myślowych płci przeciwnej.

Dlaczego zatem uważam tekst Fayeta za średniej próby literaturę? Cóż, nader często treści przekazywane są w sposób łopatologiczny. Francuski dramatopisarz serwuje dość niewybredny humor i serię uproszczeń. Mężczyźni jawią się jako beznadziejnie naiwni (czym innym jest propozycja zerwania wychodząca ode mnie niż ta wychodząca od n i e j - bezpardonowo peroruje David). Z kolei kobiety bez skrupułów nazywają mężczyzn "infantylnymi gadzinami". "Siłą" dramatu jest zatem mało wyrafinowany werbalny ping-pong. Na szczęście przeniesienie tekstu na scenę może z powodzeniem wzniecić ukrytą iskrę. "Ludzie inteligentni" Grzegorza Chrapkiewicza w dużym stopniu oswajają ciężkość utworu. Nie bez znaczenia pozostają reakcje grupy docelowej. Człowiek jest istotą empatyczną - a empatia, jak wiadomo, jest zaraźliwa. Wybuchy śmiechu wśród publiki świadczą o tym, że przeciętny widz najzwyczajniej identyfikuje się z przedstawianymi sytuacjami - chyba każda jednostka, która była kiedyś w związku, doświadczała podobnych perypetii. Być może dlatego wielu widzów lubuje się w spektaklach poświęconych dylematom damsko-męskim - i to pomimo faktu, że owe spektakle rzadko prezentują Allenowskie wyrafinowanie i celność w opisie rzeczywistości.

Obramowanie krawędzi sceny błękitnymi lampkami tworzy efekt sztuczności. Nienaturalne światło padające na bohaterów przywodzi na myśl wnętrze akwarium. To zachęta do spojrzenia na bohaterów jak na dość egzotyczne okazy (swoją drogą, to ciekawe, że teksty kultury poświęcone związkom często korzystają z narracji towarzyszącej filmom przyrodniczym; ileż to razy słyszeliśmy w skeczach głos Krystyny Czubówny?). Przestrzeń gry wypełnia stos poduszek. Skojarzenia? Kadr z polskich seriali opiewających la dolce vita wielkomiejskiej klasy średniej. Kobiece wieczorki z winem w tle. Męskie posiadówy kończące się próbą rozwikłania tajemnic płci pięknej. Jednym słowem, estetyka rodem z filmów Saramonowicza czy sitcomów a'la "Magda M.". Spotkaniu przyjaciółek towarzyszy melodia z czołówki "Mody na sukces", spotkaniu przyjaciół - hymn UEFA Champions League. Stereotyp ma się dobrze. Zwłaszcza jeśli idzie o wojnę płci.

Impulsem rozkręcającym akcję jest ujawnienie faktu tymczasowego rozstania Chloe i Davida. Owa (nie do końca przemyślana, jak się okazuje) decyzja obnaża śmieszne słabostki przedstawicieli obu płci - choćby niezachwianą wiarę w kryształowość partnera czy stosowanie prowokacyjnych gierek w celu wzbudzenia zazdrości. "Ludzie inteligentni" są więc sceniczną grą przeświadczeń. Uczucia wykluczają obiektywne spojrzenie na towarzysza życia. Racjonalny stosunek przeradza się w skłonność do nonsensownych rojeń. To wszystko odbywa się praktycznie niepostrzeżenie.

Oczywiście nawet komediowy czy wręcz farsowy sztafaż obliguje aktorów do utemperowania żywiołowości gry (choćbyśmy znajdowali się na polu międzypłciowej bitwy!). Przyłączam się zatem do krytyków wyróżniających przemyślane kreacje tandemu Tomasz Bielawiec - Magdalena Sztejman. Sceniczni Marina i Alexandre wyróżniają się nie tylko metrykalnie (są zauważalnie starsi od reszty bohaterów) - między duetem tworzy się zgoła odmienna chemia. Każdy przejaw buty Alexa gaszony jest jak niedopałek pod pantoflem apodyktycznej Mariny. Pomimo tak przeciwstawnych temperamentów swoich postaci aktorzy nie popadają w przerysowanie. Pozostali wykonawcy - Halszka Lehman, Jowita Stępniak (grająca Chloe naprzemiennie z Magdaleną Różańską, której nie było mi dane zobaczyć), Daniel Salman oraz Krzysztof Olchawa - również tworzą solidne role. "Ludzie inteligentni" pewnie nie zaspokoją oczekiwań widzów poszukujących finezyjnej intrygi czy wyrafinowanego dowcipu. Wielu z nas pielęgnuje w sobie jednak wewnętrznego "homoinka". "Ludzie inteligentni" są propozycją dla ludzi chcących dokarmić uśpionego hominida - a zatem, oczekujących rozrywki może niezbyt wymyślnej, ale opartej na gagach serwowanych z werwą i bezpretensjonalnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji