Artykuły

Kaligulo, do historii!

BILETY kupiłam legalnie, w ka­sie, chociaż przez protekcję. I pomyślałam: jaka to... radość widzieć w maleńkim okienku napis: wszystkie bilety wyprze­dane. Radość, że widz nie zdradza teatru, mimo wszystko. Na sali głów­nie młodzież, z pomocą sceny odbie­rająca Camusa jak pierwsze czyta­nie (cóż dziwnego? kiedy to dawali Byrscy polską prapremierę "Kali­guli", czy nie ćwierć wieku temu?).

Jak brzmi dziś ten dramat, inspi­rowany "Żywotami Cezarów" Swetoniusza, a przecież wykraczający daleko poza "fabułę historii"? Chęt­nie nazywano "Kaligulę" udramatyzowanym "Mitem Syzyfa". Istotnie, w słynnym eseju Camus łączył wzniosłość czynu ze świadomą re­fleksją nad jego bezsensem; w rów­nie głośnej sztuce powtarza model "człowieka absurdalnego". Czyż Ka­ligula nie jest myślącą istotą, świadomą w pełni absurdalności świa­ta, czyż w imię człowieczeństwa i logiki (!) nie podejmuje walki z tym absurdem? "Ten świat, taki jaki ist­nieje, jest nie do zniesienia... Chcę, żeby ludzie żyli prawdą i mam środ­ki, żeby ich do tego zmusić... Wła­dza daje szanse temu, co niemożli­we" - powiada. I jest to już tylko (albo aż) okrucieństwo idealisty, przekraczającego granice naturalnej wolności. W stronę mordu, zniszcze­nia, zła. Ta teza autorska brzmi wyraziście. Równie mocno dźwięczą inne struny - oto anatomia strachu i przemo­cy, oto obraz szaleństwa władzy i kulis spisku, wreszcie - granic ludzkiego upodlenia i protestu. Jed­nym słowem, traktat moralny na te­mat człowieka i człowieczeństwa. Tak brzmi dziś "Kaligula".

Tym wyraziściej, że teatr dał dra­matowi kształt klarowny, ezysiy. Formę niemal ascetyczna, w której znaczą: aktor i słowo. Umowne de­klaracje spowito kirem i niesamowi­ta elektroniczna muzyka Skrzeka (niestety, już tylko z taśmy) stano­wią ramy tego scenicznego świata. Proste, jasne sytuacje pozwalają wy­brzmieć kwestiom i ripostom. Akto­rzy szlachetnie zdyscyplinowani (choć role są zindywidualizowane - m.in. Obertyn, Frankl, Bargiełowski). Cała ta asceza podsycać ma jed­ną wielką twórczą realizację: po­staci Kaliguli. Tę rolę kreuje Piotr Fronczewski. Nie tłumaczy Kaliguli szaleństwem, ale siłą rozumu. Wie­loma odcieniami demonstruje pasję żyda swego bohatera, która jest kwintesencją zła. Balansuje pomię­dzy wzniosłością i ohydą, dobywając już nie gamy, ale całego koncertu aktorskich środków. Jakby ekspery­mentował, sam na sobie, możliwości przekazania aktorskiego doświadcze­nia (w geście, mimice, w melodii słowa, wypowiadanego ze sceny), użycie środków imponująco celowych.

I kiedy mówi "Kaligulo, do histo­rii" znaczy to tyle, ile znaczy w tekście, ale znaczy też, że ta rola i zostanie zapisana na trwałe

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji