Geometria i zmysły
Polski Balet Narodowy pokazał, jak zgrany i wyrównany jest to zespół, co w tańcu bywa ważniejsze od popisów gwiazd.
Tytuł premiery w Operze Narodowej jest długi: Chopiniana / Bolero / Chroma, bo składa się ona z trzech części. Każda może wieść samodzielne życie sceniczne lub być połączona w kolejny wieczór z innymi baletami.
Najsilniej oczekiwane i najbardziej entuzjastycznie przyjęte było Bolero w układzie szefa Polskiego Baletu Narodowego Krzysztofa Pastora. Nic dziwnego, kto nie zna i nie podda się hipnotycznej muzyce Maurice'a Ravela, gdy choreograf dodał taniec porywający i precyzyjny?
To wszakże, co stworzył Krzysztof Pastor, jest czymś głębszym niż tylko efektownym widowiskiem. W sztuce baletowej Bolero Ravela to dzieło ikoniczne, ponad pół wieku temu otrzymało choreograficzną wersję Maurice'a Bejarta, która zrosła się z nim tak nierozerwalnie, że trudno się od niej uwolnić widzom i twórcom. Co więcej, zainspirowała wiele pomysłów w zupełnie innych baletach różnych choreografów.
Krzysztof Pastor miał zaś odwagę podjąć polemikę z Bejartem. Zamiast zastosowanego przez niego stołu-estrady i tancerzy umieszczonych na okręgu prowokacyjnie kazał tańczyć na tle olbrzymiego prostokąta w jaskrawym kolorze, zespół plasując też na płaszczyźnie prostokąta. U Bejarta narracja prowadzi od solisty do zespołu, tu Bolero rozpoczyna tłum, z którego po chwili wyłania się para tancerzy. Inaczej zatem układają się relacje jednostka — zbiorowość, będące podstawą obu choreografii.
Łączy zaś je dynamiczny, o magnetycznej sile taniec. U Pastora w wykonaniu mężczyzny i kobiety, Pawła Koncewoja oraz fenomenalnej Chinary Alizadze, która zdominowała partnera. W tle jest nieustannie czujnie obserwujący ich zespół, a pewna mechaniczna powtarzalność ruchów i gestów nie sprawia wrażenia monotonii, lecz wzmacnia napięcie zgodnie z przebiegiem muzyki Ravela.
Bazująca na geometrii i powtórzeniach jest także Chroma Brytyjczyka Wayne'a McGregora, który jest jednym z najważniejszych twórców współczesnego tańca. Rok temu gościliśmy w Warszawie jego zespół, teraz z Polakami zrealizował swą pracę z 2006 roku.
Chroma to układ dla dziesięciorga tancerzy, każdy musi być indywidualnością, a jednocześnie nie wybijać się na tle innych. Zmienność, dynamika i kanciastość ruchu, za którym wszakże kryją się emocje, świetnie zostały przekazane przez warszawskich tancerzy. W tle była muzyka Joby'ego Talbota i Jacka White'a.
Dla fanów The White Stripes jego kompozycje energetycznie zagrane przez orkiestrę Opery Narodowej pod dyrekcją Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego musiały być ciekawym przeżyciem.
Zupełnie inny baletowy świat kreują Chopiniana, dla wielu widzów staroświeckie. Choreografia Michaiła Fokina sprzed 110 lat to wszakże arcydzieło klasycznego baletu. I nie jest ono muzealnym zabytkiem, o ile tancerze w XXI wieku potrafią ożywić uśpiony w niej romantyczny wdzięk.
Tym razem tak się stało, i to nie tyle za sprawą solistów, wśród których dostrzec trzeba zwłaszcza młodą Annę Czeszejko, ile żeńskiej części Polskiego Baletu Narodowego. Świetnie dobrane, o nienagannych sylwetkach tancerki miały zwiewność i niewymuszoną grację niezbędną w balecie klasycznym, którego bohaterowie wydają się postaciami nie z realnego świata.
Tak zatańczone Chopiniana to dobry prognostyk przed zapowiadaną na wiosnę premierą Jeziora łabędziego w nowej wersji Krzysztofa Pastora.