Salonowe burze
- Kiedy patrzę na reakcje różnych ludzi i polityków, to wydaje mi się, że stosujemy żart kontrolowany, żeby nie powiedzieć mocniej - mówi aktorka i parodystka JOLANTA WILK.
JOLANTA WILK, po trzydziestce, Wodnik, aktorka dramatyczna, teatralna, dubbingowa, kabaretowa, absolwentka PWST we Wrocławiu. Zagrała w 6-odcinkowym serialu "Odbicia", w Teatrze TVP "Papierowy kochanek". W dubbingu raz jest czarownicą, innym razem królewną. Ostatnio zasłynęła, rozbawiając widownię telewizyjną w programie "Szymon Majewski show", gdzie w "Rozmowach w tłoku" wciela się w postaci: Janiny Paradowskiej, Renaty Beger, Joanny Senyszyn, Jolanty Kwaśniewskiej, Marii Kaczyńskiej, Moniki Olejnik. Niebawem będzie grała rolę męską - pewnego znanego posła.
Bohdan Gadomski: - Gdzie się pani podziewała przez te wszystkie lata, by dopiero teraz zaistnieć w telewizyjnym show-biznesie?
Jolanta Wilk: - Grałam w różnych teatrach warszawskich, m.in. Na Targówku, Rampa, Narodowym, Na Woli. Bardzo dużo pracowałam i nadal pracuję w dubbingu, współpracuję z Radiem Zet, gdzie z Szymonem Majewskim robiliśmy "Rebusy" Również z Szymonem, w Telewizji Canal Plus, robiliśmy program "Szymon show" i tam pojawiły się moje pierwsze parodie. Zresztą Szymon też parodiował Lindę i Żebrowskiego.
- A kogo pani wtedy parodiowała?
- Dziennikarki telewizyjne: Jolantę Pieńkowską, Barbarę Czajkowską, Jolantę Fajkowską, z aktorek: Ewę Sałacką, Izabelę Skorupko. Lubię parodiować bardzo wyraziste postacie, takie skrzeczące troszeczkę. Ponieważ w dubbingu najczęściej użyczam głosu bardzo młodym osobom, tutaj mogę odreagować, pokazać inne swoje możliwości.
- To dzięki telewizji zaistniała pani w świadomości milionów telewidzów. Czy kamera panią lubi?
Wydaje mi się, że jest to sympatia wzajemna.
- Na nagranie musi pani przyjść ze zrobioną wcześniej, wybraną, znaną postacią?
Tak. Staram się przemyśleć parodiowaną osobę w każdym szczególe, ale jest pewien margines nieprzewidywalności. Grając ją przed kamerami, nie
muszę aż tak bardzo dokładnie trzymać się tekstu, mogę zawsze pójść za spontanicznością.
- Sytuacje przy stole w "Rozmowach w tłoku" zdają się być dokładnie zainscenizowane...
Owszem, ale dochodzi publiczność w studiu i staramy się grać również dla niej. To mobilizuje do maksymalnego skupienia.
- Długo pani pracuje nad parodiowanymi postaciami?
- Cały czas udoskonalam parodiowane postacie, nawet gdy są już kolejny raz na ekranie. Zauważyłam pewne zmiany w wyglądzie Renaty Beger, więc też chciałabym je wprowadzić.
- Beger zeszczuplała, więc pani też będzie chudła?
- Nie muszę, bo z natury jestem szczupła. Nie zauważył pan, że pani poseł inaczej się maluje?
- ...?
- Teraz ma gładkie włosy, zrezygnowała z warkocza. Szkoda.
- Czy prywatnie lubi pani parodiowane postacie?
- Bardzo, dlatego nie chciałabym im zrobić krzywdy.
- Krzywdy poprzez...
- ... ośmieszenie ich wyglądu. Staram się, żeby telewidz wiedział, że na ekranie jest karykatura. Ale gdy postać ma jakąś wadę w urodzie, to nie eksponuję jej na pierwszym planie.
- Na przykład, jaką?
- Kilka osób ma wadę wymowy, niektóre dziwnie artykułują wyrazy.
- Myśli pani o Janinie Paradowskiej?
- Tak, dlatego gdy nią jestem, wypycham sobie górną wargę, co daje efekt jej charakterystycznego mówienia. Monika Olejnik nie ma wady wymowy, ale ma pewien grymas, którego nie chciałam przerysowywać, a mogłam to zrobić.
- Ależ i pani, i pozostali parodyści, wciąż przerysowujecie te osoby!
- Ale w ramach zdrowego rozsądku.
- Nie ma w tym żadnych drobnych złośliwości?
- Wolałabym ich nie stosować. Martwię się, czy parodiowane osoby nie gniewają się na mnie i chciałabym, żeby mi wybaczyły, jeżeli cokolwiek robię źle.
- Czy któraś z nich odezwała się do pani?
- Nie, ale pewna instytucja sugerowała mi, że pewnych osób nie wypada parodiować, a jeżeli już, to złagodzić środki aktorskie.
- I złagodziła pani?
- Jeszcze nie, bo nie miałam okazji grać tej postaci. Ale gdy wrócę, to pewnie trochę złagodzę.
- Która z osób jest najbardziej wdzięcznym obiektem dla pani, jako aktorki?
- Pani poseł Senyszyn, która ma poczucie humoru i ostatnio zaczęła pracować nad swoim bardzo wysokim głosem.
- Myślałem, że wymieni pani Renatę Beger...
- Nad jej osobowością (głosem) pracowałam już w radiu, a potem w telewizji musiałam zgłębić mimikę, ruchy. Początkowo próbowałam sobie wypychać policzki, ale wtedy znikał charakterystyczny głos. Teraz bazuję na jej sposobie artykułowania, na spojrzeniu, mądrym i mrugającym, na oblizywaniu warg i poprawianiu warkocza. Pani Beger ma specyficzne poczucie humoru.
- Kogo teraz pani pokaże?
- Pracuję nad panią minister Zytą Gilowską, nad Korą i...
- ... nad tym panem posłem, o którym pani wspomniała w wielkiej tajemnicy?
- No dobrze, już powiem. Pracuję nad panem Piotrem Gadzinowskim.
- Czy zdarzało się, że nie dała pani rady z jakąś parodią?
- Ciężko mi idzie właśnie z Gadzinowskim, ale próbuję.
- Czym zajmuje się pani na co dzień?
- Pracuję w dubbingu telewizyjnym. Chciałabym wrócić do teatru.
- Czy coś ogranicza panią w pracy parodystki?
- Na początku myślałam, że może mnie ograniczać charakteryzacja, a tymczasem okazała się ona bardzo pomocna.
- Doświadczyła pani, że parodysta musi się liczyć z pewnymi, narzuconymi "odgórnie" ograniczeniami. Czy w naszym kraju są granice dla żartu?
- Kiedy patrzę na reakcje różnych ludzi i polityków, to wydaje mi się, że stosujemy żart kontrolowany, żeby nie powiedzieć mocniej. Zobaczymy, co czas pokaże.