Artykuły

Rumiane dzieci rzeźni

"Paw królowej" w reż. Krzysztofa Jaworskiego na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Zaraz, zaraz... Jak to mówił Rzeźnik do Skrzypka w "Rzeźni" Sławomira Mrożka? "Ale ja przyniosłem wątróbkę. (...) Świeżutka sztuka. (...) Wątróbkę, bo płucek dziś nie ma. Płucka będą jutro".

Już jest jutro. Byłem w teatrze. Już nie trzeba wędrować aż do bieszczadzkiej jatki na końcu szarych gór, aby pojąć, że entuzjaści trzeciorzędnego mięsa, niczym króliki na wiosnę, mnożą się tuż obok. Miot jak marzenie! Ledwo człowiek świat z oka na mgnienie spuści, a nad karkiem już mu dyszy gromadka świeżych, rumianych przeżuwaczy wołowej nerki bądź cielęcej giczy z lekko osmolonym włosiem. Byłem w teatrze i wiem, co mówię. Tak - świeżutka sztuka!

Zaraz, zaraz... Jak to Rzeźnik gadał o jęku zarzynanych bydląt? "Jak je dobrze zaprawić obuchem, to przy nożu mniej je słychać".

W środę wieczorem, na "Scenie Pod Ratuszem", w ramach projektu "Środowa scena studyjna", który słusznie wspiera teatralną aktywność młodzieży, reżyser Krzysztof Jaworski zaprezentował swoją sceniczną interpretację "Pawia królowej" - kultowej prozy Doroty Masłowskiej. Tak jest - mniej było słychać. Za to więcej było widać. Choć jednak trochę słychać było. Po reakcji widowni wnoszę, iż licznej gromadzie rumianych przeżuwaczy taniego mięsa wręcz niebiańsko smakowały wcale nie płucka ani też wątróbka, lecz - "dupa"!

Zaraz, zaraz... Jak to w "Rzeźni" Dyrektor Filharmonii przemawiał, gdy przed sztuką nowoczesną już nie było ratunku? "Ten gmach był naszym więzieniem, więc tutaj zamanifestujemy naszą wolność. Tutaj celebrowaliśmy zakłamanie sztuki, więc tutaj odnajdziemy prawdę naszych instynktów. Tutaj hołdowaliśmy sztuczności, więc tutaj doznamy bezpośredniości. Tutaj uprawialiśmy iluzję, więc tutaj odnajdziemy realność. (...) Jeżeli ideałem teatru jest działanie bezpośrednie, a nie przedstawianie i udawanie, to nóż w sercu jest teatrem doskonałym. (...) Będziemy zarzynać bydło".

Rzecz jasna - mówiąc o tym, co rumianej młodzieży smakowało niebiańsko, mam na myśli słowo. A poza tym - metaforycznie gadam. Zad zatem, zad wielki, mięsisty, goły, niepodparty żadnym słowem lżejszym, wystający z topornych kulfonów zdaniowych Masłowskiej, kulfonów rytmy rapu ambitnie małpujących! Zad biały niczym Moby Dick - był sednem wieczoru. Amatorów teatru bezkompromisowego, bo bezpośrednio działającego na zmysły - wbił w niepoczytalną frenezję. Zad, oraz reszta tych ze sceny padających, "zadopochodnych" rac semantyczno-stylistyczno-myślowych. A to ch.., a to ci.., a to pier..... Generalnie: Ch.. ci w d...! Dumam teraz - czy to źle? Co złego w teatralnej odwadze? No, co złego w odkrywaniu nowych lądów?

Zaraz, zaraz... A co Rzeźnik wykładał w "Rzeźni" o zbędności sztuki jako świata metafor oraz o konieczności szlachtowania? "Muzyka może być albo nie być, ale rzeźnia być musi".

Może więc nic złego w "Pawiu królowej" Jaworskiego? Oto dziewięćdziesiąt minut strzeliście amatorskiego pokazu - ale w czym problem, skoro w króliczym rytmie przybywa u nas członków plemienia, które w sztuce chce się żywić wyłącznie tym amatorskim może, ale jakże surowym, czyli jakże prawdziwym "mięchem" scenicznym?

Jest pod Ratuszem nachalność, to bezpośrednie chlastanie widowni po pyskach językowym ścierwem. Jest szturchanie nas raciczkami zdań podobno pełnych gorzkiej prawdy o "szoubiznesie" - oto jakiś dziennikarz muzyczny pragnie wylansować jakąś głuchą i jak noc brzydką pieśniarkę. Wreszcie jest zaciskanie na naszych szyjach pętli z jelit tej oto wstrząsającej refleksji o świecie dzisiejszym, że mianowicie pusty on jest, pusty niczym wieprz już dokumentnie wypruty. Właśnie to jest na scenie. No i co z tego?

Jaworski raczy nas mocarnym bałaganem intelektualnym (Intelektualnym? Co ja, na Boga, wygaduję!). Aktorzy nowocześnie, czyli na zasadzie "luźnego kalafiora", mruczą pod nosami. Puchnie mordercza nuda tej opowieści pretensjonalnej, tej lekko publicystycznej ględźby o niczym. I rozkwita epatowanie odpustową nędzą kostiumu, scenografii i muzyki (Że niby to im, młodym i brawurowym, nie o świecidełka, lecz o prawdę, najkrwistszą prawdę o ich świecie idzie, stary pryku!). No i co z tego, skoro w świecie przybywa rumianych dzieci rzeźni, które lubią, jak im po wyjściu z teatru z głów umorusane raciczki wystają? Otóż - nic z tego. Zwyczajnie - pora, najwyższa pora pogodzić się z nieuchronnym.

Czy u Mrożka Dyrektor Filharmonii ma rację? Powiada: "Owszem, rzeźnie zawsze bywały, ale za miastem. Teraz przeniosły się między nas, do szkół i katedr, do muzeów i sal koncertowych. Szlachtuz przemieszał się z akademią, a bydło z intelektem". I dodaje: "Proszę państwa, my naprawdę nic na to nie możemy poradzić!".

Rzeczywiście - nic. Jeśli w szkole teatralnej uczą nowoczesnego "szlachtowania" tradycji, jeśli w Narodowym Starym Teatrze pokazują, jak młody reżyser może bezkarnie "wypruwać" z literatury wszystko, co denerwuje młodego reżysera, i jeśli później u kluczowych krytyków świat przeczytać może, iż takie "rżnięcia" dowodzą nie małości, lecz wielkości estetycznej - to czemu tu jeszcze się dziwić?

Nie dziwować się nowemu światu, nie dziwować się, a na pamięć uczyć się starej, mądrej sztuki Mrożka, nam dziś należy, by jakoś przetrwać w nowym teatrze! Bo bije godzina noża, pieńka i haka. Rumiane dzieci rzeźni teatralnej już wkraczają na wszystkie widownie. I nie przestaną wkraczać. Raciczki im z głów wyrastają. I nie przestaną wyrastać. Tak jest, bo tak być musi. Nie ma rady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji