Za albo przeciw
Nie wiadomo, jak pisać o tym przedstawieniu. Jako o kabarecie z tekstami Dostojewskiego i Baudelaire'a czy jako o moralitecie z muzyką nie gorszą od filmowych partytur Ennio Morricone? Czy starać się nadążać za kolejnymi, błyskawicznie zmieniającymi się scenami? Czy zatrzymać się przy głównej idei spektaklu Dziuka? Czy może zastanowić się nad doborem właśnie takich odniesień literackich? Jedno jest pewne: jest to najbardziej skomplikowane formalnie przedstawienie Dziuka. Poruszające, ale i nierówne; mądre, ale i miejscami chaotyczne.
1. FORMA
Podtytuł przedstawienia zapowiada "varietes", a więc kabaretowe piosenki i monologi, rozrywkową muzykę i dużo śmiechu. I choć premiera odbyła się w Sylwestra, nawet to może być złudne. Dziuk przyzwyczaił już widzów do łamania jednorodności stylistycznej dzieła. W Zakopanem misterium mogą towarzyszyć rockowe piosenki, a piekło łatwo zmienić w kabaret. Tak jest i w "Pokusie". Widzowie są witani na scenie przez dwoje konferansjerów - białego i czarnego (Renata Stachowicz i Piotr Dąbrowski). Jeden proponuje zajęcie miejsca w niebie, drugi - w piekle, a najszybciej na widownię można się dostać siadając na dziecięcej zjeżdżalni. Początek jest więc lekki i zabawny, jak to często bywa u Dziuka - aktywnie angażujący widza. Kluczem do przedstawienia staje się "Powrotność" z "Kwiatów zła" Baudelaire'a śpiewana na małej biało okotarowanej scence. Od tej chwili zacznie się nieprzerwany collage tekstów i obrazów. Akcja będzie się toczyć przede wszystkim między widzami siedzącymi wzdłuż długich ścian teatru. Teksty biblijne będą się przeplatały z Szekspirem, fragmenty "Zbrodni i kary" z "Magią grzechu" Calderona, a z górującej nad widownią sceny słychać będzie songi Jerzego Chruścińskiego napisane do wierszy Baudelaire'a. Prócz tak wielkiej mieszanki tekstów spektakl zbudowany jest z wielu scen zbiorowych obywających się bez słów. Występuje cały zespół teatru, statyści oraz gromada dzieci. Pojawiają się intrygujące "kukły-chochoły" zaprojektowane przez Jerzego Dudę-Gracza. Akcja toczy się także za oknami teatru. Gra kilkuosobowa orkiestra, wspomagana przez muzykę z taśmy. Widzowi nie daje się szansy na chwilę wytchnienia. Tylko co z tego wynika?
2. TREŚĆ
"Aniele pełen ładu, czy ty znasz te lęki,/ Wstyd, wyrzuty sumienia, napady niemocy /I niejasne koszmary tych straszliwych nocy,/ Co ściskają nam serce kleszczami udręki?" - Baudelaire jest mottem przedstawienia. Będzie się tu mówić, niekiedy brutalnie i ostro, o człowieku i jego namiętnościach, grzechu i śmierci. O wystawieniu go na próbę, konieczności dokonania wyboru i jego konsekwencji.
Współczesny moralitet o everymanie zaczyna się sceną burzy. Człowiek-okręt (Krzysztof Najbor) z belką na ramionach miotany jest przez pięć zmysłów. Po chwili zostaje sam. Wtedy pojawia się nuda, "duszy naszej potwór bez ruchu, bez mowy - / Brzydszy, gorszy, nieczystszy ponad wszelki inny", jak pisze o niej Baudelaire. Pokusa zjawia się natychmiast, jest rozdwojona. Z jednej strony lustra uosobiona jest przez zmysłową kobietę (Dorotę Ficoń), z drugiej przez szkaradną wiedźmę (Jaga Siemaszko). Są jak awers i rewers grzechu, zawsze nierozłączne, biorą we władanie Człowieka. Posuwają się jeszcze dalej - kreują Człowieka na obraz Boga. Nakładają mu perukę i ustawiają jako Chrystusa Ukrzyżowanego, a rama lustra staje się aureolą nad jego głową. Everyman rusza w świat. Od tej pory będzie sam. Wszystko, co uczyni, dokona z własnego wyboru. "Aniele pełen zdrowia, znasz te chore Zjawy,/ Co wzdłuż ponurych murów zimnego szpitala / Wloką się jak wygnańcy od ojczyzny z dala, / Chwytając promień słońca rzadki i łaskawy?" - to dalej "Kwiaty zła". Rozpoczyna się parada grzechów. Dzieci w komunijnych strojach ciągną na wózkach ogromne kukły-chochoły autorstwa Dudy-Gracza. To wieloznaczne symbole przemocy, gwałtu, pychy, nieczystości. Sceny zmieniają się w szalonym tempie. "Sonet CXXI" Szekspira śpiewany przez Martę Szmigielską-Arnold pojawia się po obrazie szpitala, w którym przebywa ekshibicjonista pokazujący dziesiątki orderów i żebrak zbierający datki. Wędrówka trwa nadal. Everyman staje się Raskolnikowem tuż po popełnieniu zbrodni; współczesnym Ryszardem III uwodzącym kobietę, która niedawno straciła swoich bliskich z jego winy. I nie są tu ważne imiona postaci ani epoki, z których pochodzą, ale ich los i ich wybór. Są sami na scenie. Dziuk nie przydziela im demonów, które popychałyby ich do zbrodni. Zło tkwi w człowieku, ale także w świecie, który go otacza. Za oknami pojawiają się kolorowe jarmarczne światła i reklamy sex-shopu, Coca-Coli, piwa, a przewodnikiem kuszonego Człowieka (Krzysztof Łakomik) jest tu saksofonista - może Pablo z "Wilka stepowego" Hessego?
Historia wraca do swego początku. Człowiek musi dokonać ostatecznego wyboru między życiem i śmiercią. Po wielkiej scenie kuszenia pokusa zostaje odtrącona. "Głupota, grzechy, błędy, lubieżność i chciwość / Duch i ciało nam gryzą niby ząb zatruty, / A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty, / Tak jak żebracy karmią swych szat robaczywość" - pierwszy finał przedstawienia to gorzka spowiedź słowami Baudelaire'a.
3. ISTOTA
Dziuk stworzył spektakl niezwykle gęsty. Niemożliwe jest racjonalne ogarnięcie tego świata. W pamięci pozostają sceny najsilniejsze emocjonalnie i znaczeniowo: monolog Marmieładowa ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego oraz finał. Monolog mówi Tomasz Wysocki, młody aktor grający w większości przedstawień Dziuka role życiowych nieudaczników. Tutaj tworzy postać boleśnie prawdziwą. Kontrapunktem dla jego opowieści o Sądzie Ostatecznym, o miłości i przebaczeniu wszystkim ludziom jest obraz sprzedającej swe ciało Soni. Końcowe błaganie: "Panie, przyjdź królestwo Twoje", osuwającego się na ziemię Marmieładowa na długo zapada w pamięć. Jest jeszcze druga ważna scena w "Pokusie". To finał, ten drugi, już po odśpiewaniu Baudelaire'a. Część widzów traktuje go jako wyjście artystów do ukłonów, w istocie jest jednak najbardziej poruszającą sceną całego spektaklu. Rozpoczyna się trwający kilka minut pochód ludzi. Są wśród nich wesoło bawiące się dzieci, mim, który cieszy się zerwanym przez siebie nie istniejącym kwiatkiem, kobieta w ciąży, mężczyźni, młode dziewczyny na rowerach. Zdawałoby się, że jest to normalne życie. Wszyscy jednak mają głowy, ręce lub nogi obwiązane bandażami. Taki krajobraz po wojnie, po operacji, a może po śmierci... Ten marsz trwa długo, bardzo długo, tak że pamięta się o nim jeszcze po wyjściu z teatru.
4. SPOSÓB
Wypada wreszcie zastanowić się, jak działa ta skomplikowana machina teatralna? Dziuk mnoży konteksty i pozostawia przedstawienie otwarte. Widz może czuć się zagubiony w splątanym świecie kabaretowo-alegorycznym, zwłaszcza że spektakl wymaga skupienia i napięcia uwagi przez dwie godziny bez przerwy. W "Pokusie" najważniejszy jest Dziuk-inscenizator, bo choć wszyscy aktorzy grają tu dobrze, na plan pierwszy wysuwa się jego zamysł reżyserski. Trudny w pomyśle, efektowny teatralnie, lecz niekiedy tak skomplikowany, że aż nużący. To teatr coraz bardziej zamknięty, choć z pozoru dostępny dla szerokiej publiczności (wręczanie warzyw przed wejściem do teatru, wciąganie widzów w akcję). I na koniec jeden z najważniejszych elementów przedstawienia - muzyka Jerzego Chruścińskiego. Jest jej w "Pokusie" wiele, grana na żywo i odtwarzana z taśmy, obok finałowej sonaty z "Sonaty b" jest najciekawszą partyturą Chruścińskiego. Bardzo rytmiczna, efektowna wraz z pięknym motywem saksofonowym odwołuje się do tradycji muzyki filmowej Ennio Morricone.