Artykuły

Jubileusz Kazimierza Brauna

"Powrót Norwida" w reż. Kazimierza Brauna i Tomasza A. Żaka w Teatrze Nie Teraz w Tarnowie. Pisze Jan Maniak w tygodniku Odra.

W październiku br. w Tarnowie uczczono jubileusz Kazimierza Brauna, wystawiając jego sztukę zatytułowaną Powrót Norwida na scenie Teatru Nie Teraz. Autor i zarazem reżyser tei sztuki (wraz z Tomaszem A. Żakiem), związany kiedyś z wrocławskim Teatrem Współczesnym i usunięty ze stanowiska jego dyrektora po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce obchodzi w bieżącym roku potrójny jubileusz: 80-lecia urodzin, 55-lecia pracy teatralnej i 45-lecia pracy akademickiej.

Nastrój oczekiwania na premierę podsyciła nowa książka Kazimierza Brauna "Dzwon na trwogę". Profetyczny thriller, którego akcja staje się pretekstem do zbeletryzowanego wykładu o teatrze. W kulminacyjnym punkcie akcji tej minipowieści, na gruzach kościoła i zarazem teatru, autor, by uzmysłowić nam tajemnicę teatru, wskazuje na Górę Przemienienia, jako figurę transformacji egzystencjalnej i duchowej. I z nastawieniem, że scena stanie się dla mnie taką Górą Tabor poszedłem na premierę "Powrotu Norwida" w reżyserii Kazimierza Brauna oraz Tomasza A. Żaka, dyrektora Teatru Nie Teraz. W nietypowym miejscu, bo w tarnowskim ratuszu, który na ten wyjątkowy wieczór miał stać się domem św. Kazimierza na peryferiach Paryża, gdzie umierał Norwid, a może raczej Polską w mikroskali. Takim gniazdem emigranckich waśni, jako egzemplifikacją obecnych sporów o wizję Polski. Skromna scenografia: podest wyznaczający mały pokoik, żelazne łóżko, krzesła, stół, parawan, na którym wisi aparat do kroplówki. Trzy w jednym: cela, sala szpitalna i salon. Pierwsze takty "Preludium e-moll" Szopena inicjują dyskretną grę z widownią, która jest poniekąd częścią sceny. Głos zza sceny informuje o fakcie zatrzymania przez policję bezdomnego bez dokumentów, ale z objawami amnezji. Ktoś, kto spodziewał się ujrzeć na scenie paryskiego kloszarda z objawami emigracyjnej traumy, dozna zawodu, bo na scenę wchodzi dandys, co prawda podstarzały, ale w eleganckim stroju z epoki, w szapoklaku na głowie, w eleganckim surducie, w płaszczu z pelerynką, z obowiązującą do tego stroju laseczką i nieskazitelnie białymi rękawiczkami. Nie powinienem zdradzać tych zwrotów, ale ta gra jest piętrowa. Pan Cyprian, pensjonariusz przytułku, którego przekonująco gra Przemysław Sejmicki, jest elegantem, czy więc zapowiedziany anonim - everyman to błędny trop?

Należałoby raczej podejrzewać, że skłócony ze światem outsider - Norwid, dokonujący w swej "celi" rekapitulacji swojego życia, to alter ego Kazimierza Brauna, autora scenariusza. Te dwie postacie łączy w jedno nie tylko duch tradycjonalizmu katolickiego, który przemawia z rozdziału Teatr znaleziony wspomnianej książki; nie tylko los i doświadczenie emigranta, ale i forma, a raczej "uświęcony rytuał", obrzęd. Koncepcja, i rola sztuki odwołująca się do przemienienia Chrystusa na górze Tabor: "Emanuel już mieszka" / "Na Taborze z Fortepianu Szopena". Zapewne właśnie to międzypokoleniowe pokrewieństwo wizji tego, czym powinien być teatr, przesądziło o współpracy profesora Brauna z Teatrem Nie Teraz i Tomaszem A. Żakiem.

Recenzując "Powrót Norwida", nie sposób nie zapytać o Norwidowskie Dopełnienie. Po zapoznaniu się z regulaminem Zakładu św. Kazimierza nowo przybyły pensjonariusz otwiera podróżny sakwojaż, tobołek emigranta i ujmuje w obie ręce krucyfiks. Modli się słowami wiersza, a następnie zawiesza krzyż nad łóżkiem. Nie można przy tym geście zapomnieć o Norwidowskiej "tajemnicy krzyża narodowego" ze Słowa zgody. To najpiękniejsza w naszej literaturze definicja Narodu. Sądzę, że wybrzmiało to wyraźnie w interpretacji Przemysława Sejmickiego.

Ten krzyż ostentacyjnie zwrócony do widowni czyż nie jest również polemiką ze współczesnym polskim teatrem? Odczytałem adorację krzyża jako formę egzorcyzmowania sceny. Egzorcyzmowania teatru transgresyjnego, wszystkich teatrów Extra Ecclesiam. Sparafrazuję tu innego Cypriana, świętego z Kartaginy, któremu przypisano stwierdzenie: Extra Ecclesiam nulla salus.

I przypomnę, że poza sacrum nie ma teatru. To szkolna wiedza. "Tworzenie" na negacji nie jest twórczością, to prze-twórczość. To nie sztuka, to przedrzeźnianie, małpowanie sztuki. Fałszywą sztuką najłatwiej, bo podstępnie, zrujnować ludzką duszę. Dziś tzw. teatralne reformy, teatralne rewolucje osiągnęły apogeum i zaczęły w światłach rampy pożerać własne dzieci. Pozostała maskarada, spektakl podczas antraktu. Przywołanie epizodu z dramatu "Za kulisami" było jak najbardziej adekwatne, a zarazem stało się zachwycającym od strony estetycznej intermezzem. Publiczny, redutowy bal maskowy, choreografia "marionetek" zrobiła wrażenie. Tu aktorsko popisał się Grzegorz Stokłosa, przechodząc udaną metamorfozę z pielęgniarza w salonowca. Stwierdzenie (Omegitta), że: Cywilizacja europejska jest bękarcia wybrzmiało z odpowiednią intonacją. A to, że okazuje się trafniejsze dziś niż w XIX wieku, można stwierdzić naocznie.

W Norwidowskiej "celi" zza kurtyny wspomnień wyłaniają się jego adwersarze, nieprzychylni krytycy, dawni i współcześni oponenci. Ale jest i oniryczny teatr. Pojawia się jego femme fatale, niespełniona miłość - Maria Kalergis. Obsadzenie Małgorzaty Stankowskiej w roli pojawiającego się ducha, madame Kalergis, było wyjątkowo trafione. Ukazany profil przy scenie portretowania wydaje się zbliżony do naszkicowanego ręką Norwida. A kapelusz, i ta, jak podejrzewam, z opisu Kaltenbergha suknia szaroperłowa, obrazują, czym była ta la bellissima contessa, to "widmo" krążące po europejskich metropoliach. A więc kolejna transformacja postaci i gra z widzem. To scena z "Pierścienia wielkiej damy", w której hrabina Harrysta Kalergis z jego snów - zwraca się do Mak-Yksa - Norwida z pytaniem: Czy mnie nie kochałeś nigdy? Która kobieta nie czeka na otrzymaną tam odpowiedź? Myślę, że ten fragment w "Powrocie Norwida" to także polemika z widzem. Spór o piękno w teatrze. Ukazanie widzom przewagi poetyckiego słowa nad jałowym gestem obscenicznego ekshibicjonizmu.

Spektakl jest parabolą mówiącą o Polsce, osnutą wokół ostatnich chwil życia Norwida. Ma parę wspólnych wątków z biograficznym filmem Ignacego Gogolewskiego "Dom św. Kazimierza" z 1983 roku. Pojawiają się tu sceny nawiązujące do filmu. Czy jest to dyskusja twórców? Przypadek? W stanie wojennym bolesne, obosieczne słowa Norwida, że: Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo cytowano bardzo skwapliwie i z satysfakcją. Kładziono jedynie nacisk na to, że człowiek w Polaku jest karzeł. Czy dzisiaj jest inaczej? Z lubością wypowiadają je ci, którzy jak najbardziej przynależą do polskiego społeczeństwa. Aspirują do bycia prawdziwymi Polakami. I w tym spektaklu padają ku przestrodze słowa: "Znicestwić żadnego narodu nikt nie podoła, bez (starannego) współdziałania obywateli tegoż narodu".

Może ten spektakl odkryje przed społeczeństwem "tajemnicę narodowego krzyża". Wytłumaczy, czym jest jego ziemskie pielgrzymstwo, doczesne tułactwo. Przecież wszyscy niedługo połączymy się w to "Ramię czwarte (...) złożone z tych, co już u Ojca sprawie służą?"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji