Artykuły

Owacje dla "Łucji z Lammermoor"

"Łucja z Lemmermooru" w reż. Waldemara Stańczuka (wznowienie) w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

To było operowe święto! Joanna Woś zahipnotyzowała widownię. Głos jak najszlachetniejszy brylant, aktorstwo płynące prosto z serca, uroda olśniewająca. Do tego bardzo wysoką próbę miała oprawa gwiazdy. Sobotnią prezentację "Łucji z Lammermooru" zakończyła długa owacja na stojąco.

Dzieło Donizettiego to wyżyny belcantowego śpiewania, wzór romantycznej opery - wielka miłość oraz tragedia, w której jest intryga, obłęd i trzy trupy. "Łucja" wróciła na afisz Teatru Wielkiego po pięciu latach nieobecności. Wznowienie, z dbałością o dramaturgię, wyreżyserował Waldemar Stańczuk. Inscenizację, która miała premierę 9 lat temu i była prezentowana tylko 15 razy, dyrektor artystyczny Kazimierz Kowalski przywrócił dla Joanny Woś i zapewnia, że co najmniej raz w miesiącu łodzianie będą mieli możliwość ją podziwiać.

Wszystkie primadonny, mistrzynie koloratury na świecie przywiązują znaczenie do tej partii. Stawia tak wysoko poprzeczkę, że tylko największe głosy są w stanie naprawdę jej sprostać. Gwiazda zachwycała od pierwszej chwili - od opowieści o dramacie odbijającym się w źródełku po subtelną, niewiarygodnie współbrzmiącą z orkiestrą, zaznaczoną dźwiękiem fletu i harfy, scenę obłędu. Woś godna jest największych scen!

Zenon Kowalski był doskonały jako Henryk Asthon, jej brat. To siła i jakość głosu oraz trafiające do wyobraźni rozłożenie akcentów dramaturgicznych. Ukochanym Edgarem był Dariusz Pietrzykowski. Głosem pełnym ciepła, ładnej barwy wyśpiewał miłość i tragedię. (Ujmujący duet miłosny Łucji i Edgara kończący akt I). Jako lord Artur, poślubiony Łucji, swoją obecność zaznaczył Tomasz Jedz. Przejmująco wokalnie i aktorsko postać duchownego Rajmunda zaprezentował Piotr Miciński. Bernadetta Grabias świetną interpretacją Alicji nadała znaczenia powiernicy Łucji. Cała szóstka daje wokalny popis w finale II aktu, będącym zderzeniem wszystkich emocji pulsujących w muzyce i libretcie. Postać dworskiego intryganta Normana stworzył z powodzeniem Marcin Ciechowicz.

Klasę pokazał chór przygotowany przez Marka Jaszczaka. Wielkie brawa za wokalny i aktorski popis! Artystyczny efekt gwarantowało i zachwycało porozumienie, jakie istniało między kanałem orkiestrowym i sceną. Tadeusz Kozłowski jest mistrzem nad mistrzami. Szczęście, że choć w ostatniej chwili dyrekcja jemu właśnie powierzyła wznowienie tego dzieła. Muzyka o takim ładunku namiętności wymaga wyjątkowo finezyjnej interpretacji. I to wszystko było nam dane.

Przywrócona scenie stylowa, strzelista oprawa plastyczna nieodżałowanej pamięci Józefa Napiórkowskiego, znakomicie podkreślona światłem przez Jerzego Stachowiaka, dopełniła całości. "Łucja..." to bez wątpienia reprezentacyjna pozycja łódzkiej sceny operowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji