Artykuły

Lot w nieznane

GDY sprawy lotów kosmicznych nie scho­dzą z łamów gazet i pasjonuje się nimi świat dorosłych - nic dziwnego, że "międzyplanetarna" tema­tyka dotarła i do teatru lalkowego. "Lot w nieznane" Józefa Grzesika - to właś­nie przygody Jacka i Wac­ka, którzy podstępem do­stawszy się do rakiety wy­fruwają w przestworza i lądują na Księżycu. A na Księżycu - po szeregu dość niesamowitych przygód - spotykają naturalnie pana Twardowskiego. Dzięki nie­mu - na jego zaczarowa­nym kogucie - będą mogli wrócić na Ziemię do stęs­knionych rodziców.

Pomysł więc dobry - i powodzenie widowiska - nie tylko wśród najmłod­szych - murowane. Widoczne były zresztą tego dowo­dy na sobotnim spektaklu. Dziecięca widownia przeży­wała akcję ogromnie bezpośrednio. Gdy np. Jacek z Wackiem błądzą po po­wierzchni Księżyca nie mo­gąc znaleźć swej rakiety, z sali słychać chór przejętych głosów: "Na prawo! Na prawo!" Takiemu przeżywaniu sztuki przez dzieci pomaga bardzo pomysłowa i suge­stywna scenografia Ali Bunscha. Mój mały sąsiad, 6-letni Juleczek B. z wielką powagą - i jak zauważy­łem, z dość dużym krytycyzmem - śledził tok akcji. Ale i on w końcu zawołał: "Jak oni teraz wrócą na Ziemię?" - przejęty nie na żarty losem swych rówieś­ników ze sceny.

Widowisko Grzesika, jak już powiedziałem - ma duże walory lalkowo-sceniczne. Dobre są początko­we sceny z całą galerią charakterystycznych postaci: znakomitą "czarownicowa­tą" panią Twardowską, mizdrżącą się panią Bąkową, gazeciarzem gawroszem i zasuszonym profesorem. Bardzo pomysłowo, przy uży­ciu nawet efektów akustycznych - została pokazana podróż rakietą na Księżyc. Rzuciłem w tym momencie okiem na salę. Oczy wszystkich dzieci jak zahipnotyzowane, utkwione były w błyszczącym pancerzu kosmicznego pocisku. Na widowni zapanowała cisza. Słychać tylko było od czasu do cza­su pełen nabożnego zdzi­wienia szept: "Oni lecą, prawda?"

W świat rzeczy nieoczeki­wanych przeniosły nas sceny "księżycowe". Tu zno­wu słowa uznania pod adresem scenografa. Księżycowe stwory wyglądają jakby ze­szły wprost z obrazów Salvadore Dali lub z kart po­wieści Lema lub Bradbury'ego. Świetny pomysł z wykorzystaniem odpowied­nio "ucharakteryzowanej ręki" jako księżycowego stworu. Chińskie cienie w "kos­micznym" repertuarze cie­kawie wyreżyserowane i technicznie dobrze wykona­ne. W scenie rozgrywającej się w chatce Twardowskie­go na wyróżnienie zasługu­je "pająk" - czyli ręka jednego z wykonawców, szkoda, że nie wiem którego. Ta ręka przebiegająca wzdłuż krawędzi sceny wspinająca się po kotarze była pająkiem, była sa­mą esencją pająka. Brrr, aż teraz jeszcze przenika mnie dreszcz, gdy sobie przypom­nę te niespokojne ruchy długich odnóży!

Niestety - sztuka ma jedną wadę, i to zasadniczą. Nie ma zakończenia! Gdy Jacek z Wackiem dosiadają czarodziejskiego koguta, sądzimy, że ujrzymy ich za chwilę na Ziemi, wśród znanych nam z pierwszej od­słony postaci, witających się z rodzicami, z małym sympatycznym gazeciarzem, a nawet opowiadających jędzowatej pani Twardowskiej o jej dalekim krewnym na Księżycu. Tego wszystkiego tam nie ma. A szkoda. Dzieci są zdezorientowane i wychodzą z uczuciem nie­dosytu. Juleczkowi musia­łem solennie obiecać, że w przyszłym tygodniu przyprowadzę go tu na "dokoń­czenie". Tak to Józef Grze­sik zmusił mnie do niepo­trzebnego kłamstwa.

Reżyser Natalia Gołębska nadała sztuce dobre tempo. Efekty muzyczne i aku­styczne pomysłu Józefa Grzesika - dobre. Dekora­cje i lalki pomysłu Ali Bunscha jak zawsze świetne. Dobrze spisali się wyko­nawcy Halina Otremba, Ja­nina Gliszewska, Zbigniew Umiński, Edmund Burczyk, Urszula Dreżewska i Grze­gorz Splitt,

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji