Artykuły

Apollo z naftaliny

APOLLO KORZENIOWSKI, oj­ciec sławnego (Joseph Conrad) syna. Tyle się o nim zazwyczaj powiada, chociaż niektórzy twierdzą, że to za mało. Istot­nie. To jeden z tych życiorysów, które są same w sobie sensacyjnym scenariuszem sagi rodu. Ekscentrycz­nego młodzieńca los rzucał bowiem nie tylko w objęcia literatury, ale i polityki. Nałęcz przeszedł polskie drogi: powstanie, Cytadela, zesłanie. A potem oszałamiająca popularność i całkowite niemal zapomnienie po śmierci. Teatr sięga dziś czasami po jego komedię "Dla miłego grosza" (w 1963 r. po niemal 100 latach! pier­wszy zagrał to Hanuszkiewicz). Te­atr odkrył też inną sztukę Apolla, "Komedię", która we Wrocławiu zrobiła furorę we wczesnych latach pięćdziesiątych, Maria Wiercińska ze starego tekstu wydobywała wtedy nowo akordy rewolucyjnego buntu. Co można wydobyć dziś, kiedy się już podejmie ryzyko i gra "Komedię" w 30 lat od prapremiery i w 130 od napisania utworu? Społeczne walory sztuki bez kontekstu epoki przestają być walorami. Rewolucji także mieliśmy parę od tamtej pory, a więc w tej mierze teatr powiedział już to i owo. Pozostaje więc poży­wić się "Komedią" samą w sobie. Cóż, kiedy na dobrą sprawę nie jest to komedia! Skrojona według wszelkich reguł gatunku, wywija się po­tem tym prawidłom, sadzi na publicystykę, zapomina o happy endzie.. Co więc zostaje? Otóż zostaje melodramat, w miarę ckliwy, podbarwiony obyczajową kreską raczej nudny niż zabawny.

Takie rozwiązanie zdawał się przewidywać autor, skoro włożył w usta swojego Prezesunia taką oto kwestię: "Czyż będzie akt drugi, bo przy pierwszym nudno...". Święte słowa! Ale czy w teatrze zawsze musi być śmiesznie, albo przede wszystkim wesoło? Nic podobnego.

Bo i z czego tu się śmiać? Prezes (Zygmunt Kęstowicz) - niemała kreatura - swata swoją siostrzenicę (Małgorzata Jóźwiak) statecznemu, za to głupiemu jak but amantowi, (Wojciech Duryasz), czemu na przeszkodzie stoi życie, a więc zakochany młodzieniec (Tomasz Stockinger) oraz intryga, czyli starsza kuzynka panienki (Ewa Dec). Wszystko dzieje się dość serio, przeplecione nutką buntu, spięte klamrą bliskich autorowi idei demokratycznych (bardzo dobra rola Sławomira Orzechowskie­go jako Sekretarza). I tak to prowadzi wytrawną ręką reżyser, jak filolog, wyjmujący tekst z naftaliny. Nie pastwi się nad nim bo i po co. Daje okazję do pozna­nia jeszcze jednej karty polskiego teatru, narodowej klasyki. Czuwa nad każdym gestem, każdą sytuacją, wybrzmieniem kwestii, plątaniną i spojrzeń, uśmiechów, słów. Daje przedstawienie czyste i czytelne. Scenografka zaś jest filarem i opoką tego przedsięwzięcia. Drapuje muślinowo zwoje u sufitu, przez co ociepla tę pudełkową scenę w zimnej jak lód nieprzytulnej Sali Prób. Dyrektor Gawlik stara się tę salę wytrzepać z kurzu i oddać na powrót widowni. Widocznie porządki jeszcze trwają, bo szlagieru na otwarcie jeszcze nie było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji