Artykuły

Spektakl o początku i końcu świata

"A Madrigal Opera" Phipipa Glassa w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego na Festiwalu Opera Rara w Krakowie. Pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.

W inscenizacji "A Madrigal Opera" Philipa Glassa Krzysztof Garbaczewski pokazał odpychającą momentami wizję początku i końca świata, spójną z surowym charakterem muzyki.

W Krakowie trwa Opera Rara, już nie jako cykl barokowych oper w koncertowych wykonaniach, ale festiwal o większej różnorodności repertuarowej. Wszystko pod nowym kierownictwem - Filipa Berkowicza zastąpili szef Capelli Cracoviensis Jan Tomasz Adamus i Robert Piaskowski.

Opera Rara, czyli opera rzadka, rarytas, w tym roku wykracza poza barok. Stąd "Halka" Stanisława Moniuszki, ale ta mniej znana, "wileńska", w dwóch aktach (premiera 31 stycznia). A także "A Madrigal Opera" Philipa Glassa. Premiera tej ostatniej odbyła się 20 stycznia.

Glass, któremu 31 stycznia stuknie osiemdziesiątka, autor kilkunastu dzieł muzyczno-teatralnych, to na polskich scenach rzadkość. W 2000 r. w Teatrze Wielkim w Łodzi pokazano jego "Echnatona", w 2009 r. w Operze Narodowej w Warszawie "Zagładę domu Usherów" zrealizowała Barbarę Wysocka. "A Madrigal Opera" wyreżyserował Krzysztof Garbaczewski, gorące, kontrowersyjne nazwisko (niedawno Stary Teatr w Krakowie wystawił jego adaptację "Kosmosu" Witolda Gombrowicza).

Einstein na plaży

Niespełna trzy lata temu Garbaczewski wyreżyserował w Operze Narodowej w Warszawie dwie polskie opery współczesne - światowe prawykonanie "Zwycięstwa nad słońcem" Sławomira Wojciechowskiego i "Solarize" Marcina Stańczyka. Z tamtych spektakli zapamiętałam wyzywający chaos na scenie i atrapę wielkiej gałki ocznej, turlającą się po podłodze i unoszącą nad aktorami. "Piramida bzdur, którą zabiła nijakość, w sumie porażka" - pisała w "Ruchu Muzycznym" Ewa Szczecińska.

"A Madrigal Opera" bardziej mu się udała. Wprawdzie pozostała nijakość, zwłaszcza po stronie tancerzy, ale reżyser zaintrygował mnie wyobraźnią i zaskakującymi metaforami. Stworzył własną wizję, ale spójną z charakterem muzyki Glassa. "A Madrigal Opera" właściwie nie jest operą, ale utworem muzycznym bez żadnej pozamuzycznej treści, ale przeznaczonym na scenę. To obrazy do słuchania. Glass napisał ją w 1979 r., w trzy lata po swoim wielkim sukcesie, jakim okazała się opera "Einstein on the Beach" w reżyserii Roberta Wilsona, prototyp opery bez libretta, w której solistów zastępują instrumenty muzyczne i chór. W takim właśnie dziele oddającym szerokie pole inwencji reżysera, Garbaczewski poczuł się wygodnie.

Kopulacja ludzi uwięzionych w kamieniu

Skład wykonawców to: skrzypce i altówka solo, mały chór mieszany i tancerze. Garbaczewski i autorka choreografii, Izabela Szostak mają ucho do Glassa. Jego muzyka zmienia ruch i nurt, wiruje w nieskończoność, wydaje się, że jest monotonna i nie rozwija się. Ale przecież ewoluuje poprzez nieznaczne przesunięcia rytmu, pulsu, współbrzmień. W tym ruchu nie ma punktu dojścia - muzyka porusza się i zarazem stoi w miejscu.

Garbaczewski zbudował abstrakcyjną narrację zbudowaną ze zdarzeń, ruchu, obrazów, sytuacji bez rozwinięcia, etiud aktorskich. Wszystko to rozgrywa się bez słów. Spektakl odbywał się nie w teatrze, ale w klasztornej auli błogosławionego Jakuba, którą franciszkanie wynajmują na wydarzenia artystyczne - w przypadku teatru Garbaczewskiego decyzja obarczona ryzykiem.

Na wielometrowej czarnej macie umownie zaznaczonej jako scena, a może jakieś czarne, arktyczne wody, poruszały się białe bryły, góry lodowe. To jeden z ciekawszych pomysłów, plastyczna metafora chłodnych, minimalistycznych struktur muzyki Glassa. Pod wielkimi białymi płachtami materiału kryli się aktorzy-tancerze (Izabela Szostak, Jaśmina Polak, Tomasz Bazan, Karol Tymiński, Paweł Sakowicz). Rozgrywali różne sytuacje: ożywiona, plastyczna masa wciąga człowieka i go pożera, to znów otwiera się i z jej wnętrza wychodzi na świat nagi mężczyzna ze wszystkimi atrybutami płci (Garbaczewski chętnie rozbiera aktorów). Pojawia się figura jak z platońskiego mitu o miłosnej pełni: dwaj mężczyźni złączeni ze sobą głowami nakrytymi pokrowcem. Tuż obok aktorzy owinięci białą płachtą symulują kopulację ludzi uwięzionych w kamieniu.

Garbaczewski stworzył serię ruchomych, niekiedy odpychających obrazów, jakby z początku świata i kształtowania się materii - ożywionej, nieożywionej, tworzenia się mitów i archetypów. Albo z jego końca, gdy ludzie zatracają człowieczeństwo zamieniając się w wapienne bryły lub pełzają w pustce.

Taniec szamana

Ten klimat pasował do muzyki Glassa. Z jednej strony precyzyjnie skomponowana, z drugiej - dzieło otwarte, z którego ma się dopiero wykluć forma sceniczna. Nie przedstawia ona emocji, jest jak monolit, ale rozmiękcza ją obecność człowieka: cielesność tancerzy - pot, mięśnie i zapach jako kontrapunkt dla surowego charakteru muzyki.

Jest jeszcze jeden jej aspekt, którego kwintesencją jest "Closing", ostatni muzyczny element pięcioczęściowej "A Madrigal Opera" - muzyka staje się tu gorąca, ma swoje apogeum.

U Garbaczewskiego pięciu tancerzy wykonuje coś w rodzaju rytualnego tańca, powtarza sekwencje umownych gestów i figur. Szósty zaś spala się w tańcu indywidualnym, jak kapłan, szaman, sam Bóg lub ofiara składana bogom. Są jak sceniczne odzwierciedlenie partytury na chór i grających solo skrzypka (Radosław Pujanek) i altowiolistkę (Aneta Dumanowska).

Powtarzalność ma wprowadzić w hipnozę, w trans. Pomysł ciekawy, gorzej z wykonaniem, przy czym nie chodzi o muzyków, ale o tancerzy tworzących grupę mało precyzyjną i niedopasowaną, jeśli chodzi o ekspresję ciała. Gdyby oddać tę scenę bardziej zdyscyplinowanemu i wyrazistemu zespołowi, cięłaby jak ostrze noża.

Powtórka spektaklu w niedzielę, 22 stycznia, godz. 19 w auli bł. Jakuba, ul. Franciszkańska 4, www.operarara.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji