Artykuły

Książę Myszkin spotyka Stawrogina

- Powieść Alfreda Döblina, porównywana do "Ulissesa" Joyce'a, ma w sobie wiele z książek Dostojewskiego - mówi Natalia Korczakowska przed premierą "Berlin Alexanderplatz" w Studio w rozmowie z Izabelą Szymańską w dodatku do Gazety Wyborczej.

Natalia Korczakowska, która od wiosny ubiegłego roku kieruje Studiem, przygotowuje pierwszą premierę za swojej dyrekcji. Rozpoczynając sezon, zapowiadała, że nie narzuci scenie ścisłego programu, bo według niej teatr, wzorem sztuk wizualnych, powinien dawać artystom pole do eksperymentu - stąd zmiana nazwy z Teatr Studio na Studio Teatrgaleria.

Pracując nad swoim spektaklem, na warsztat wzięła polifoniczną książkę Alfreda Dóblina "Berlin Alexanderplatz". Premiera w piątek, 27 stycznia.

Izabela Szymańska: Jak Berlin lat 20. przedstawiony jest w książce, a jak będzie w twoim spektaklu?

Natalia Korczakowska: Obraz Berlina Alfreda Döblina to kolaż informacyjny, wielkie miasto przemysłowe jako chaos przeplatających się ze sobą wielu ludzkich historii, głównie z tak zwanego marginesu społecznego, z których najważniejszą jest przypowieść o robotniku transportowym, byłym więźniu i alfonsie Franciszku Biberkopfie. Można powiedzieć, że przypowieść ta jest jak kula śniegowa, która się toczy i po drodze zabiera za sobą wszystko: informacje z prasy, treść ulicznych afiszy, mity greckie, piosenki kabaretowe etc. Dlatego książka jest formą dokumentu historycznego, zwłaszcza że napisana została slangiem ulicznym. Ale mi nie zależy na odtworzeniu ówczesnych realiów. Berlin Döblina jest również środowiskiem, w którym Biberkopf, moralitetowy everyman, przeżywa wewnętrzną przemianę. Całość można czytać jako wielkie i ważne pytanie o wolność osobistą i naturę zła. Powieść ta, porównywana do "Ulissesa" Joyce'a, ma również w sobie wiele z książek Dostojewskiego. W naszym spektaklu nie odwzorowujemy miasta, przenoszę akcję w przestrzeń abstrakcyjną, inspirowaną projektami architekta Oskara Hansena, współpracownika Józefa Szajny, który próbował przekształcić dużą scenę Studio w duchu awangardy.

W zapowiedziach przedstawienia możemy przeczytać, że świat sprzed niemal stu lat i dzisiejszy mają cechy wspólne. Które podobieństwa są dla was szczególnie uderzające?

- Historia się powtarza w najgorszym z możliwych wymiarów; skrajne prawicowe wartości zostają dziś znów podniesione, choć wydawało się, że po II wojnie światowej skompromitowały się ostatecznie. Świat się nacjonali-zuje, co grozi rozpadem gwarantujących pokój sojuszy, przemoc wraca do łask w polityce i życiu codziennym. Na naszych oczach podnosi się fala nienawiści, lęków, frustracji. Jest podobna do tej z lat 20., która zafundowała ludzkości porażkę bez precedensu. Bezradność wobec tej sytuacji przeraża i przeradza się we: wstyd, że nic nie można z tym zrobić. Zjawisko jest masowe i trudne do powstrzymania.

Tak samo jak wtedy zagrożona jest nasza osobista wolność i wolność słowa, czyli wartości, które -jak się okazuje - nie zostały nam dane raz na zawsze. Trzeba o nie walczyć nieustannie. Podczas prób oglądałam, oczywiście, film "Kabaret" Boba Fosse'a, to przerażające, jak bardzo staje się dziś aktualny Czy powody pójścia za masami niosącymi na sztandarach radykalne hasła były wtedy inne niż dziś?

- Myślę, że w gruncie rzeczy podobne. Nie jestem historykiem, ale mam wrażenie, że ludzkość popełnia ciągle ten sam błąd: jest nim brak odpowiedzialności za innych ludzi. Czy to była arystokracja, czy utopia neoliberalna, zawsze kończyło się wykluczeniem mas z dostępu do własności, edukacji, kultury. Socjologowie mówią, że rozwarstwienie społeczne nigdy nie było tak wielkie jak dziś. W takich momentach zawsze znajdzie się jakiś fanatyk chory na władzę, który zagospodaruje to ludzkie wykluczenie i nieszczęście do budowania swo-jego pałacu. To, co różni sytuację obecną i tę sprzed stu lat, to narzędzia nadzoru. Rozwój technologii sprawił, że narzędzia panowania nad ludźmi są skuteczniejszą i bardziej precyzyjne, niż były za czasów Döblina. Strach pomyśleć, jakie formy może przybrać dziś państwo totalitarne.

Wspomniałaś, że Franciszek Biberkopf bada w sobie zło. Daniel Burros, bohater twojego poprzedniego spektaklu "Wyznawca", też był blisko zła.

- "Wyznawca" powstał z powodu przeczucia nadchodzących zmian, które podjęły również tematy rasowe. Daniel to neonazista, miał żydowskie korzenie, ale próbował zniszczyć je w sobie, ponieważ od dzieciństwa pochodzenie było dla niego źródłem upokorzenia. Tu też chodzi o pewien rodzaj wyparcia, ale na bardziej uniwersalnym poziomie. W "Berlin Alexanderplatz" mamy klasyczny gangsterski scenariusz: były alfons wychodzi z więzienia i postanawia, że będzie porządnym człowiekiem, a kończy się jak zawsze. Mnie interesuje właśnie ten moment, to postanowienie. W finale powieści Śmierć pyta Biberkopfa: "Porządnym według czyjego pojęcia?" To jest proste i powszechne dziś rozumowanie: będę dobry, to znaczy silny, odrzucę swoją ciemną stronę, czyli wszystko to, co nie jest akceptowane przez normatywną rzeczywistość, swoje złe instynkty, zboczenia, słabości, wątpliwości. Mam wrażenie, że ten typ projekcji jest znamienny dla wyznawców skrajnych ideologii. Najgorsze nie jest to, że oni przyjmują jakąś utopię, bo każdy sobie jakąś tam tworzy, ale fakt, że dla nich wszystko, co poza granicami ich "porządności", należy zniszczyć. Wyparte zło nie znika, wraca w formie frustracji, nienawiści, agresji. W "Berlin Alexanderplatz" przychodzi do bohatera jako projekcja, jako postać gangstera Reinholda. Historia opiera się na fascynacji i walce pomiędzy tym, który chce być dobry, i tym, który reprezentuje wszystko, co jest w nim złe. Można więc powiedzieć, że to trochę jak książę Myszkin z "Idioty" i Stawrogin z "Biesów". Istotna jest tu też podstawowa decyzja obsadowa, zestawienie dwóch wyrazistych osobowości aktorskich: Bartek Porczyk gra Biberkopfa, a Krzysztof Zarzecki gra jego Cień.

***

Autor: Alfred Döblin,

Adaptacja i reżyseria: Natalia Korczakowska,

Dramaturgia: Wojtek Zrałek-Kossakowski,

Kostiumy: Marek Adamski,

Scenografia: Anna Met,

Światło: Bartosz IMalazek,

Muzyka: Marcin Lenarczyk, Bartłomiej Tyciński,

Opracowanie muzyczne: Wojtek Zrałek-Kossakowski,

Konsultacje choreograficzne: Tomasz Wygoda.

Występują: Tomasz Nosiński, Katarzyna Warnke, Bartosz Porczyk, Stanisław Brudny, Andrzej Szeremeta, Marcin Pempuś, Robert Wasiewicz, Dorota Landowska, Ewelina Żak, Marcin Bosak, Halina Rasiakówna, Krzysztof Zarzecki, Tomasz Wygoda, Anna Paruszyńska oraz słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku: Bożena Adamska, Elżbieta Bobrowicz, Maria Borysewicz, Leszek Niedźwiedzki, Eugeniusz Ruszczyk, Władysław Stankiewicz.

Premiera: 27 stycznia, godz. 19. w Teatrze Studio (pi. Defilad 1).

Kolejne spektakle: 28, 31 stycznia, 1,2 lutego godz. 19, 29 stycznia, godz. 19.30.

Bilety: 60 zł (normalny), 40 zł (ulgowy).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji