Artykuły

Z zapartym tchem

"Król Lear" w reż. Andreia Konchalovsky'ego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Piotr Kitrasiewicz w Expressie Wieczornym.

Wystawienie szekspirowskiego "Króla Leara" w Teatrze Na Woli wzbudziło ogromne zainteresowanie, a w jego centrum znaleźli się: reżyser Andrei Konchalovsky, Rosjanin pracujący w Hollywood oraz odtwórca głównej roli Daniel Olbrychski [na zdjęciu]. Ciągle jeszcze, w dwa miesiące po premierze, nie można dostać biletów, pomimo ich wyśrubowanej ceny (80 zł). Pamiętam dwie ostatnie inscenizacje "Króla Leara" na warszawskich scenach: Jerzego Jarockiego z 1977 roku z Gustawem Holoubkiem jako Learem w Teatrze Dramatycznym oraz Piotra Cieplaka z 2001 ze Zbigniewem Zapasiewiczem w Teatrze Powszechnym. Ta obecna, jest zdecydowanie najlepsza, bo dynamiczna, wciągająca, o starannie skomponowanych poszczególnych scenach i pomysłowych wtrętach, których nie ma w utworze. Konchalovsky miał jednak pomysł na "Króla Leara", zachowując dystans czasowy (scenografia, kostiumy) pokazał tragedię o władzy, chciwości, zawiści i zbrodniczej namiętności. Oczywiście pomógł mu w tym bardzo, współczesny przekład kontrowersyjnego tłumacza Jerzego S. Sito, no i aktorzy. Wśród tych ostatnich były gwiazdy kina (Cezary Pazura) oraz odtwórcy głównych ról z telenowel (Magda Schejbal z "Kryminalnych"), którzy nieźle wkomponowali się w spektakl. Miłą niespodziankę sprawiła w roli Regany Maria Seweryn, a Pazura jako Błazen grał efektownie, choć powierzchownie. Wyrazistą i wnikliwą kreację w niedocenianej roli Księcia Albany stworzył Tomasz Dedek. Najwięcej braw zebrał oczywiście Olbrychski, ale mocno na wyrost, bo nad jego rolą Leara ciążyła maniera histerycznego bufona, od której aktor nie może czy też nie chce się uwolnić. W ogóle rola ta nie ma szczęścia do stołecznych scen. Manieryczny Holoubek, oschły Zapasiewicz, a teraz neurasteniczny Olbrychski nie potrafiący zdobyć się na odruch naturalnej, szczerej czułości nawet w ostatniej scenie ze zwłokami Kordelii. Spektakl pokazuje dramat Szekspira w niemal pełnym wydaniu tekstowym, co jest rzadkością w czasach, kiedy prawie każdy klasyczny utwór sceniczny ulega niemiłosiernym skrótom. Trwa trzy i pół godziny, ale co najważniejsze, ogląda się go z zapartym tchem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji