Pechowa Zemsta czyli co się stało w Łodzi
Tarnowska "Zemsta" w reżyserii Stanisława Świdra ma wyraźnego pecha. Przed rokiem, już po premierze, określona została przez kilku tarnowskich radnych jako spektakl obsceniczny, nie nadający się do pokazywania młodzieży, między innymi z powodu za bardzo wyeksponowanej pupy Papkina. Pikantny temat, szybko podchwycony przez krajowe media, stał się bardzo głośny nie tylko w Tarnowie. Kilka dni temu za pośrednictwem TVN rozeszła się po kraju wiadomość o nieudanym występie tarnowskiego teatru , który "Zemstę" wystawiał gościnnie na scenie Teatru Muzycznego w Łodzi.
- Najpierw usłyszałem ruch na widowni i tupanie, a następnie nauczycielki wyciągające dzieci z sali. W czasie przerwy wydawało mi się, że za chwilę zostanę zlinczowany, a przecież nie byłem stroną w tym konflikcie - powiedział po powrocie z Łodzi dyrektor tarnowskiego teatru Stanisław Świder.
Jak podano w TVN, nauczycielki, które z młodzieżą wyszły w trakcie trwania przedstawienia, określiły spektakl jako teatralny knot i zażądały zwrotu pieniędzy za bilety. Po powrocie do Tarnowa dyrektor Stanisław Świder twierdzi, że zarówno on jak i tarnowscy aktorzy nie ponoszą winy za to, co stało się w Łodzi. Uważa, że publiczność zachowywała się skandalicznie, a poza tym została wprowadzona w błąd przez organizatorów spektaklu, a więc impresariat "Maska" z Krakowa oraz kierownictwo teatru w Łodzi, które reklamowały wcześniej "Zemstę" jako adaptację teatru szczecińskiego. W zapowiadanym szczecińskim spektaklu mieli wystąpić między innymi J. Józefowicz i J. Stokłosa natomiast rolę Podstoliny miała zagrać Barbara Dziekan. Zdaniem dyrektora Świdra był to zasadniczy powód niezadowolenia nauczycielek i młodzieży.
Dyrektor Teatru Muzycznego w Łodzi Wiesław Ostojewski tak skomentował całe wydarzenie: - Młodzież, która wyszła w czasie spektaklu to nie była młodzież łódzka lecz z innych pobliskich miejscowości. W zasadzie poza tą grupą nie mieliśmy kłopotów z innymi. Jego zdaniem, przyczyna niezadowolenia nauczycielek i dzieci tkwiła w słabym nagłośnieniu sztuki. Aktorzy byli, jego zdaniem, słabo słyszalni.
Tarnowska "Zemsta" w reżyserii Stanisława Świdra wystawiana już była ponad siedemdziesiąt razy, nie tylko w Tarnowie, także na scenach kilku innych miast Polski, gdzie spektakl obejrzało łącznie około czterech tysięcy widzów. Nie jest to zresztą jedyne przedstawienie "Zemsty" Fredry krążące po kraju. Z powodu dużego zainteresowania nauczycieli i młodzieży szkolnej znajduje się ona w repertuarze kilku polskich teatrów. Na "Zemście" można po prostu dobrze zarobić.
- Po udanych spektaklach w Gdańsku, pani Beata Jodłowska z krakowskiego impresariatu "Maska" zwróciła się do nas czy nie zechcielibyśmy pokazać naszej "Zemsty" w Łodzi - mówi S. Świder. - Dość późno poinformowała mnie o tym, poza tym jeden z aktorów, grający Cześnika, dostał rolę w filmie Machulskiego i akurat w tym czasie przypadały mu dni zdjęciowe. Powiedział, że nie chce z nich zrezygnować i jest nawet w stanie zapłacić za obsadzenie kogoś na swoje miejsce. Zadzwoniłem zatem do Beaty Jodłowskiej i powiedziałem, że raczej nic z tego nie będzie, bo mam w tej chwili kłopoty z obsadą. Ona jednak dalej mnie namawiała. - Poradzicie sobie - mówiła - przecież spektakl się sprawdził, bo jeździliście z nim do innych miast. Proszę więc sobie wyobrazić, że byłem w stanie zadzwonić do większości teatrów w Polsce w poszukiwaniu aktora do roli Cześnika, aż wreszcie natrafiłem na niego w Kaliszu. W trakcie telefonicznych rozmów dowiedziałem się, że również szczeciński teatr miał wystawiać "Zemstę" w Łodzi (jesienią mieliśmy zaproszenie do Gdańska, ale z powodu choroby aktorki nie mogliśmy pojechać, zamiast nas wzięto "Zemstę" szczecińską - nikt nie był z tej zamiany zadowolony, więc teraz organizatorzy wybrali nas). Zagraliśmy jeszcze w nowej obsadzie dwa spektakle w Tarnowie, a potem spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę. Całą noc ustawialiśmy dekorację i gdzieś około godz. 6 rano mieliśmy próbę... Po raz pierwszy byłem w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Proszę sobie wyobrazić ogromną salę na 1200 miejsc. Byłem trochę przerażony, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że możemy mieć kłopoty z akustyką, a "Zemsta" - co tu ukrywać - jest przedstawieniem bardzo kameralnym, nie nadającym się do wystawiania w Teatrze Muzycznym. Ale było za późno. Ubłagałem więc łódzkiego akustyka, aby zainstalował tzw. mikrofony pojemnościowe. Podobno dyrektor z Łodzi mówił pani impresario, że jak oni nie będą mieć mikrofonów, to w ogóle nie będą słyszalni. Pierwszy spektakl poszedł bez przeszkód, ale było tylko około 800 widzów. Przychodzi długi spektakl, a ja widzę bite 1200 ludzi na widowni. I patrzę, mają te wszystkie akcesoria: pukawki, latarki itd. Pierwsza część przedstawienia odbyła się bez ekscesów. Po przerwie zaczyna się druga część, a tu istny gwar na widowni. Marek Kępiński, grający Rejenta, mówi: proszę państwa, proszę o ciszę, albo proszę wyjść z sali, bo w takich warunkach nie słyszymy siebie nawzajem. Okazało się, że panie nauczycielki w czasie przerwy przyszły z pretensjami, że miał być inny teatr, że mieli przyjechać Józefowicz ze Stokłosą, a Barbara Dziekan miała grać Podstolinę, bo tak spektakl został sprzedany. A tu na scenie tarnowski spektakl, bez żadnej promocji. Na dodatek jeszcze w "Dzienniku Łódzkim", w aktualnym repertuarze Teatru Muzycznego, zapowiadają przyjazd teatru z... Krakowa. Widziałem jak nauczycielki wyrywały uczniów z widowni i wyprowadzały ich z sali. Później żądały zwrotu pieniędzy i demonstrowały w holu. Przyjechała telewizja... Na drugi dzień, już nauczony tym wydarzeniem, wyszedłem przed spektaklem i widząc około tysiąca osób na widowni powiedziałem, że jest to kameralny spektakl, że tutaj się nie śpiewa, nie tańczy, że są przede wszystkim dwójkowe sceny aktorskie i jeżeli państwa taki spektakl nie interesuje, to jesteśmy w stanie zwrócić za bilety. Powiedziałem, że wiem, iż występujemy pod szyldem teatru szczecińskiego, ale to nie jest nasza wina lecz impresariatu krakowskiego. I trzeci spektakl przeszedł spokojnie.