Artykuły

Jacek Kuroń nigdy nie stał z boku

"Kuroń. Pasja według św. Jacka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Mike Urbaniak w Wysokich Obcasach.

Sprawy narodowe rozpalają nas nie mniej niż za czasów Jacka Kuronia, który najpierw poświęcił kawałek życia na umacnianie systemu komunistycznego nad Wisłą, a potem - na jego obalenie

Z niedobrego tekstu dobrego przedstawienia nie ukręcisz, choćbyś na głowie lub innych organach stawał. Szczególnie kiedy autorka na nieszczęście reżysera żyje i nie można z jej dziełem zrobić fiku-miku, bo czuwa nad nim dzień i noc. To jest, niestety, przypadek "Kuronia" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk - sztuki rozkraczonej między próbą zmierzenia się z biografią Jacka Kuronia a moralitetem o Polsce na pół dziś rozdartej. Sztuki, którą w Teatrze Powszechnym w Warszawie wystawił Paweł Łysak.

Zaczyna się całkiem dobrze, od sprzeczki siedzących na widowni widzów. Podstawionych, ma się rozumieć. Grają ich Aleksandra Bożek (pewna siebie prawica), Michał Jarmicki (skruszona lewica) i Kazimierz Wysota (balcerowiczowski liberał). Podobne awantury między skłóconymi Polakami są dzisiaj codziennością i wybuchają w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach. Sprawy narodowe rozpalają nas bowiem nie mniej niż za czasów Jacka Kuronia, który najpierw poświęcił kawałek życia na umacnianie systemu komunistycznego nad Wisłą, a potem - na jego obalenie. Biografia skomplikowana jak losy kraju i przez to fascynująca, rozżarzona do czerwoności. Tych wielkich emocji na scenie jednak nie widać. Kuroń (debiut Oskara Stoczyńskiego) jest wycofany i wyblakły, a finał przedstawienia obserwuje z boku. Trochę to niepodobne do aktywnego działacza i politycznego frontmana. Jacek Kuroń z boku nigdy nie stał, to wbrew jego naturze. Naturze faceta rozdartego między miłością do żony a miłością do Polski. Obie (Ukochaną Ojczyznę i Rzeczpospolitą Gajkę) gra Ewa Skibińska, która przybyła do Warszawy po latach grania we wrocławskim Teatrze Polskim, i jest to granie zupełnie odklejone od reszty zespołu. To nie jej estetyka, nie jej świat.

"Kuroń" nie jest dziełem przesadnie udanym, ale nie jest też złem okrutnym. To oferta dla mieszczańskiej publiczności, która do teatru z przyklejonymi brodami już nie chodzi, a na teatr wytrącający ze strefy komfortu jeszcze nie jest gotowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji