Artykuły

Dla kogo hit?

Na scenie, jak w życiu, wszystko dzieje się teraz na opak i nie tak, jak dawniej. Weźmy dramat muzyczny. Gdy ginęli z miłości dawni bohaterowie operowi, musiały być pałace, wytworne salony, piękne toalety, konwenanse i granice przyzwoitości. A teraz co?

W musicalu "Pocałunek kobiety-pająka" nie wychodzimy z kicia, gdzie każą nam się przejmować losami terrorysty politycznego i homoseksualisty, posądzonego o molestowanie nieletnich. Hity oglądane z bli­ska często tracą swój blask. Z rajskiego ptaka robi się osku­bana kura.

Powieść Argentyńczyka Ma­nuela Puiga (1932 - 90), wydana w 1976 roku, przyniosła autoro­wi rozgłos. Wykorzystując jej dialogowy charakter, Puig prze­robił ją na sztukę teatralną, a w 1985 roku zrobiono na jej podstawie film (tytułową boha­terką była Sonia Braga, a Wil­liam Hurt w roli Moliny otrzy­mał Oscara). Następnie w roku 1992 wysmażono jeszcze musi­cal, który właśnie oglądać może­my w chorzowskim Teatrze Roz­rywki jako prapremierę polską. Autorami muzyki i piosenek są John Kander i Fred Ebb, ci sami, którzy firmują musicale "Cabaret" i "Zorbę", ale "Pocałunko­wi kobiety-pająka" daleko do urody i temperamentu tamtych kompozycji.

Dwie rzeczy w chorzowskim spektaklu są imponujące: obraz i ruch. Dla scenografa szarość więzienna nie była wdzięcznym tematem, a jednak Andrzej Wit­kowski umiał ją tak zaprojekto­wać, że stała się ważnym czyn­nikiem dramatycznym spekta­klu. Pozostając przy wszech­obecnej szarości i czerni, Wit­kowski zabudował scenę parawanami i klatkami z siatki drucianej, które przestawiane i z trzaskiem zsuwane, tworzą coraz to nowe zaskakujące prze­strzenie sceniczne, także te przywoływane z wyobraźni. Zmienne światło, wyławiające torsy więźniów w zamkniętych klatkach, potęguje niesamowitość tego mrocznego świata. Rozbielona w nim jest tylko ty­tułowa bohaterka z rodowodem filmowym, ukazująca się to tu, to tam, w przestworzach albo na nadscenicznym balkonie (rzadko wykorzystywanym), w błyskach drogich kamieni, futrach i pió­rach, ale i jej nie pozwala sceno­graf na ekstrawagancję kolorów.

Darujmy sobie natomiast rozpiętą na całą ścianę pajęczynę. Ruchem więźniów pokierował znakomicie Henryk Konwiński. Zamknięci w klatkach i zdyscyplinowani w geście i rytmie, szarzy więźniowie, pełniący także rolę chóru, decydują o tempie akcji i jej nastroju. Nieoceniony pan Konwiński. Bez jego pomocy, która tak skutecznie uaktywniła drugi plan, wkład reżyser­ski byłby chyba niewidoczny, a nawet beznadziejny. Całe pro­scenium oddał reżyser w depo­zyt dwóm więźniom, którzy z przeciwległych wyrek o coś się ze sobą sprzeczają, ale od po­czątku do końca są właściwie jednakowi. Czasami schodzą do nich postacie z wyobraźni, dia­log jednak jest przeważnie statyczny, brakuje w nim współistnienia filmowych obrazów, które sytuowane są osobno. Zwłaszcza kobieta-pająk oderwana jest od "rzeczywistości", śpiewa i snuje się jako dekoracyjny dodatek.

Jacenty Jędrusik może grać nawet geja, w roli Moliny potrafił połączyć hardość i sentymen­ty, a najpiękniejsze scenę stworzył w rozmowie z matką (Marta Kotowska). Valentin Ireneusza Pastuszaka wypadł bezosobowo, jego terrorysta nie był ani groź­ny ani zagadkowy. Ze śpiewem też mu gorzej szło.

Tytułową kobietę-pająka za­grała Małgorzata Ostrowska, kojarzona z zespołem Lombard. Z jej prowokacyjnego wyglądu w nowym przebraniu i peru­kach mało co zostało, ale w pio­senkach pozostała silną indywi­dualnością. W tej roli występo­wać będzie później Joanna Budniok, już bez drugiego na­zwiska Machera, która na razie spodziewa się dziecka. Na dru­gim planie w solówkach czy du­ecie podobał się występ Marty Kotowskiej (Matka) i Sabiny Olbrich (Marta), ale także sta­tyczny i usztywniony. Z wyżyny balkonowej dyrygował akcją więzienną Stanisław Ptak jako naczelnik aresztu, człowiek twardy, ale i nie pozbawiony elegancji.

Dopiero w końcowej fazie przedstawienia można się było zorientować, że partytura musi­calu oparta jest na motywach tanga. W latach, gdy się w jego rytmie jeszcze tańczyło, zupełnie inaczej ta muzyka brzmiała, te­raz podporządkowana jest po­wszechnej, hałaśliwej rąbance. Pewnie się podoba...

Nie jest to oczywiście spektakl dla młodzieży szkolnej - bo po co? A i tzw. szerokiej publiczno­ści dalekie są chyba jego emocje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji