Artykuły

Danuta Szaflarska: Prawdziwa gwiazda, wspaniały człowiek

Po 102 latach, to doprawdy nie do wiary, odeszła nasza koleżanka - wielka aktorka i wspaniały człowiek - Danuta Szaflarska. Dla mnie po prostu Danuśka - wspomina aktorka Katarzyna Łaniewska.

Dwa znakomite filmy - "Zakazane piosenki" i "Skarb" - uczyniły z niej wielką gwiazdę polskiego kina. Wraz z Jerzym Duszyńskim stanowili wspaniałą parę amantów. Ich kreacje zapamiętały chyba wszystkie pokolenia widzów.

Nigdy nie mówiliśmy o niej pani Danuta, tylko Danusia czy - jak ja - Danuśka. Każdy z nas, aktorów, każdy, kto zetknął się z nią w pracy lub w życiu, ma o niej swoje wspomnienia. Ja również.

Należę do pokolenia o 20 lat młodszego od Danuśki. Wchodziłam do teatru pełnego przedwojennych gwiazd. Pełnego wielkości, manier, traktowania młodych z wyższością i patrzenia na nich z góry. Głównie panie dawały temu wyraz. Danusia zaprzeczała temu. Była szlachetną, prostą, pełną ciepłej ironii i uśmiechu troszkę starszą aktorką. Ale ciągle dziewczyną.

Zetknęłyśmy się blisko w Teatrze Narodowym za dyrekcji Kazimierza Dejmka. Nawiązała się przyjaźń, spotykałyśmy się poza pracą. Po latach przypominałyśmy sobie te czasy, kiedy do gabinetu wielkiego Dejmka można było wejść przez sekretariat, zawiadamiając panią Marię, że ma się niezwykle ważną sprawę. Opracowałyśmy duecik śpiewająco-taneczny i wkroczyłyśmy. Danusia zapowiedziała: "Panie dyrektorze, ważna sprawa, mamy do zawiadomienia...". I odśpiewałyśmy: "Najmilszą z Kaś - Kasię Kazio ma". Danusia wskazała na mnie. Pan dyrektor kiwnął głową: "Dziękuję, wiem". Po czym zdjął okulary, spojrzał na nas i powiedział: "No dobrze, panienki ze ślizgawki, do poprawki, do poprawki, ja mam ważne sprawy do załatwienia". Tu padło słowo znaczące, że mamy już wyjść. Uśmiał się. Wspominałyśmy z Danusią ten nasz występ w czasach, gdy coraz szybciej zmieniali się dyrektorzy teatrów i coraz trudniej było się do nich dostać.

Grałyśmy razem nie tylko w Narodowym, lecz i parę lat w Teatrze Dramatycznym. W komedii "Ja Napoleon" Joanny Olczak-Ronikier Danusia grała (tak, tak, nie pomyliłam się) Napoleona. Ja panią Walewską. Z dużym powodzeniem bawiłyśmy publiczność. Stąd mój wielki sentyment do Danusi. Później nie spotykałyśmy się już w pracy, ale gdy los stawiał nas na swojej drodze, mogłyśmy zacząć rozmowę, jakby została przerwana przed chwilą. Pamiętam spotkanie u Basi Horawianki, jej przyjaciółki i opiekunki. Były to chyba czyjeś imieniny. Danka, będąc już bardzo leciwą panią, pamiętała szczegóły z mojego życia rodzinnego - imię córki, pytała, co u wnuków. Basia i Danusia mieszkały na Starym Mieście. Ktoś chciał kiedyś odprowadzić Danuśkę do domu przez rynek do jej Kamiennych Schodków, ale szybko odpowiedziała: "Nie, nie, ja sobie sama przelecę". Do końca zachowała ruchy młodej dziewczyny. Widać to zwłaszcza w stworzonym dla niej filmie "Pora umierać".

Mam jeszcze jedno ważne wspomnienie. W rocznicę imienin czy śmierci ks. Jerzego Popiełuszki Danusia już jako prawie stuletnia seniorka siedziała na fotelu i opowiadała o swoim spotkaniu z ks. Jerzym. To było coś wspaniałego. Wszystkie spotkania, wszystkie wiersze o bł. ks. Jerzym nie oddają tego, co i jak ona o nim mówiła. Jak mu wierzyła do końca. Wspominała, że kiedyś została napadnięta na swojej klatce schodowej przez złodziei, którzy szli za nią z banku. Wyrwali jej zawieszony na szyi woreczek z pieniędzmi. Leżała, nie mogąc się podnieść, i myślała: "Jurek nie da mi tu zginąć. Jurek mi pomoże". Zawsze, gdy działo się z nią coś złego, zwracała się do niego. Myślę, że on ją - Danuśkę o znikomej posturze, ale z wielkim temperamentem i o cudownych oczach - przeprowadził z tego do innego życia. Ze swego długiego życia może być dumna. Kolegom, którzy już tam są, będzie weselej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji