Uroki miłosnych dubletów
Miłość wszystko ponoć wybacza, wątpię jednak, czy Bogusławowi Schaefferowi podarują zakochani kelnerzy, bohaterowie jego sztuki "Tutam", wystawianej w Pałacu Pugetów.
Słynący z ironii i kpiny krakowski autor napisał w 1991 roku rzecz o odmianach miłości: "wzniosłej i subtelnej" (w sztuce wyraża ją, para inteligentów) oraz "prymitywnej" (wspomniana kelnerka i kelner). Nadał całości formę farsy kawiarnianej, pełnej celnych obserwacji obyczajowych, wyimków z potocznego języka, aluzji do wielkich nazwisk naszej kultury. Słowem - obfitej w doświadczenia obserwatora (podpatrywacza) prywatności, intymności. Kawiarnia w życiu zakochanych odgrywa rzeczywiście rolę szczególną; tutaj zazwyczaj rodzą się i umierają ich gorące uczucia. Tu również przekonać się łatwo, jaki mają one charakter, co na zasadzie kontrastu próbuje zaprezentować widzom Schaeffer. Zawsze dbający o zadowolenie publiczności i tym razem bawi ją satyrycznym lekkim tekstem, dowcipnie opracowanym teatralnie i sprawnie zagranym przez aktorów Teatru 38.
Teatr ten, znany dotychczas z inscenizacji Becketta, Havla, Pintera, sztuką "Tułam" rozwija własne zainteresowania w rozszyfrowaniu gry, którą ludzie wiodą między sobą przez cale życie. Pod tym względem propozycja Schaeffera jest wprost idealna, stwarza aktorom szansę bogatej interpretacji podwójnych ról (dublet). Chytry pomysł dramaturga polega na tym właśnie, że artyści są na przemian wrażliwymi intelektualistami i gruboskórnymi kelnerami, oczywiście zakochanymi. Ci pierwsi usiłują się zbliżyć do siebie, licytując wiedzą, taktem: ci drudzy, dość prostaccy, znają się dobrze, stąd bezceremonialnie nazywają rzeczy po imieniu, choć kelnerka błyśnie nieoczekiwanie cytatem z klasyka filozofii. Schaeffer wzbogacił intrygę o jedno jeszcze piętro: kontakt bezpośredni pomiędzy delikatnymi klientami kawiarni a nieokrzesanymi kelnerami, co obfituje zabawnymi scenkami. Dla pary aktorów - Violety Zmarlak (bardzo dobra w obu wcieleniach) i Janusza Jakusa (lepszy jako kelner) - sytuacja wymarzona.
Identyczne zresztą jest miejsce - kawiarnia u Pugetów, gdzie w lipcu odbyła się krakowska premiera (we wcześniejszej warszawskiej wystąpili Joanna Ziółkowska i Janusz Gajos), tej zabawnej, zwłaszcza w okresie letnim sztuki. Reżyser Piotr Szczerski, w inscenizacji wykorzystał optymalne naturalne walory lokalu, w którym ogromny, stary kredens oddziela część publiczną od zaplecza. Dzięki temu widzowie mają złudzenie wiarygodności sytuacji, reakcji i słów bohaterów. Zaprawiony w działalności teatru ubogiego (przed laty), gdzie przedmioty i ludzie spełniają liczne funkcje.
Teatr 38 daje sobie radę w organizacji trudnego, mimo wszystko, spektaklu: szybka zmiana strojów, przemiana osobowości, atmosfery. Widowisko utrzymane jest w dobrym tempie. Klimat sugestywnie podkreśla muzyka (bossanova). będąca zwornikiem poszczególnych miniscenek, (to ważne) przedsięwzięcia sponsorowanego przez Urząd Miasta i Biznes Klub - Pałac Pugetów.
"Boże, człowiek zawsze na coś czeka" - tymi słowy rozpoczyna przedstawienie zdegustowany kelner. Czegoś po sztuce spodziewa się również publiczność. Nie ma rozczarowania. Schaeffer w wydaniu Teatru 38 ją zadowala. To znaczy: cieszy na pewno kawiarnianych bywalców, bo nie wiem nadal, czy także kelnerów.