Artykuły

"Przypowieści" - mim wygrywa z aktorem

Szekspirowski {#re#}"Sen nocy letniej"{/#} Henryka Tomaszewskiego był największym sukcesem teatru gnieźnieńskiego ostatnich lat. I To­masz Szymański koniecznie chciał go powtórzyć. Pomysł wystawienia wspólnego z mimami Henryka Toma­szewskiego z wrocławskiego Teatru Pantomimy widowiska, wydawał się rzeczywiście frapujący. Zapowiadał wydarzenie artystyczne, mariaż słowa z teatrem ruchu, znaku i gestu. Spot­kanie z innym jakby teatrem. I wreszcie coś innego. Ożywczego. Także w sen­sie repertuarowym, bo z góry niejako wiadome było, że nie może to być jakaś gotowa, obiegowa sztuka, lecz ubrana w teatr przypowieść. Sacrum lub mit.

Obaj reżyserzy zdecydowali się, że będą to biblijne przypowieści. Sceny i obrazy ze świętych ksiąg. Biblia ubrana w teatr. Tomasz Szymański wybrał "Księgę Hioba", Henryk Tomaszewski motyw trzech młodzieńców i archanio­ła wśród płomieni z "Księgi Daniela". I wybrał lepiej. Bo przypowieść o Hiobie doprawdy z wielkim trudem poddaje się teatralizacji. O czym miałem się już okazję przekonać oglądając opowia­dającego tę samą historię "Hioba" Krzysztofa Babickiego w gdańskim Te­atrze Wybrzeże. Patos słowa, koturn i jakby jednak opera. Przedstawienie Tomasza Szymańskiego też to jakby potwierdza. Zbyt konkretna w kostiu­mie i w wizualizacji miejsca gry, scenografia Barbary i Lucjana Zachmoców, nie kreuje przestrzeni magicznej i taje­mnicy. Tworzy tylko ramy dla hieraty­cznego teatru słowa i niezbyt powiąza­nego z nim w sensie myślowym ruchu i gestu aktora i mima w mocno przycias­nej przestrzeni. W pamięci widza z tej części przedstawienia pozostaje prze­de wszystkim przejmująca wokaliza modlitewna Hioba - gościnnie tutaj występującego Lecha Łotockiego - oraz świetna muzycznie scena finałowa.

Druga część widowiska, ta w wyko­naniu mimów i wykreowana przez Henryka Tomaszewskiego jest bardziej zwarta. Raz jeszcze okazuje się, że w zderzeniu z sacrum lepiej niż słowo sprawdza się gest, ruch, znak wizualny i symbol, i nie scenograficzny konkret a maksymalna umowność. I gra światła. A finałowa scena ze schodzącym do ognia Aniołem - Markiem Oleksym, ma rzeczywiście wielki, godny mistrza, te­atralny wymiar. Przypowieść o Hiobie raczej go nie ma. Ilustruje ona tylko i opowiada dzieje biblijnego Hioba. Nie stawia pytań, tylko opowiada. A prze­cież w tej przypowieści wszystko nie jest tak proste i jednoznaczne. "Księga Hioba - powiada ks. Józef Tisch­ner - jest opowieścią o wierności człowieka postawionego w sytuacji próby. Sytuacja próby oznacza, że nieszczęścia, które spadają znienac­ka na człowieka, nie są wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności, lecz są znakiem pełnym tajem­nicy. Czego znakiem? Tego właśnie nie wiadomo na pewno. Gdyby było wiadomo, nie byłoby próby." Pytanie to w kontekście tej realizacji scenicznej zawisa jakby w próżni. Lepiej byłoby może dla samej sprawy, gdyby to To­maszewski wziął się za Hioba, a Szy­mański za świętych młodzieniasz­ków...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji