Artykuły

Na styku dwóch rzeczywistości

W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej trwają przygotowania do premiery "DyBBuka" na podstawie dramatu Szymona An-skiego w reżyserii Pawła Passiniego. Reżyser inspiruje się nie tylko autorsko zaadaptowanym przez Artura Pałygę tekstem sztuki, ale również przeszłością miasta i historiami jego mieszkańców. Premiera "DyBBuka" w sobotę 11 marca. Z Pawłem Passinim rozmawia Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Marta Odziomek: Jaki ma pan pomysł na swojego "Dybuka"?

Paweł Passini: - "Dybuk" to sztuka, którą w polskim teatrze wystawia się często. Jest to napisany przez polskiego Żyda największy tekst dramatyczny w literaturze jidysz. Aby go w pełni zrozumieć, trzeba pamiętać o poprzedzających go polskich dramatach, takich jak "Dziady" i "Wesele". Opowiada o tym, jak żyjący radzą sobie ze światem zmarłych. W naszej inscenizacji zapisujemy tytuł przez dwie litery "B". Tak zapisuje się go w wersji anglojęzycznej, ale my nawiązujemy tym spektaklem do żydowskiej przeszłości Bielska-Białej. Do wypowiedzianych i niewypowiedzianych opowieści, które wciąż tu krążą. Jedną taką odnaleźliśmy z pomocą tutejszego historyka, Jacka Proszyka. Opowiedział nam o dwóch bezimiennych mieszkańcach tutejszego getta z czasów II wojny światowej - kompozytorze i poecie. Aby ich chronić zostali umieszczeni w zarządzie. Przyjmowali podania z błaganiem o pomoc. Nic nie mogli zrobić, ale wysłali do nas szczególny list. Na odwrocie dokumentów pozostawili kilka wierszy i nuty. Po raz pierwszy zabrzmią one ze sceny w naszym "DyBBuku".

Czy współcześnie w Bielsku też można odnaleźć ślady Żydów?

- Tak, jest tak w całej Polsce. Żydowska kultura obecna jest w naszym otoczeniu na zasadzie marzeń sennych. Są też ślady realne w postaci miejsc. Na przykład niedawno właściciel jednej z pizzeri w Bielsku-Białej odsłonił podczas remontu obok wejścia do swojego lokalu trzy hebrajskie litery. Nikt nie wiedział, co znaczyły. Okazało się, że w przeszłości była w tym miejscu koszerna restauracja i napis informuje właśnie o tym.

Czy spektakl odwołuje się także do dzisiejszego Bielska? W jaki sposób?

- Spacerujemy po mieście niewidocznym i widocznym. Są przeskoki i przepięcia. Nasz "DyBBuk" opowiada zarówno o przeszłości i teraźniejszości. Jest jak palimpsest, czyli wielokrotnie zapisany przez lata tekst, który nawarstwił się na siebie. U nas też są warstwy, bo historia się przenika.

Istotną rolę w naszym spektaklu odgrywa postać Abrahama Abulafii, żydowskiego mistyka. Znany był z tego, że próbował spotkać się z papieżem, by nawrócić go na judaizm. Chciał, by Żydzi i Chrześcijanie wyznawali podobną religię. Ale w dniu, w którym przyjechał do Rzymu aby spotkać się z papieżem, ten właśnie zmarł. W wyniku tego Abulafia został posądzony o czary i wtrącony do więzienia. Kiedy z niego wyszedł, wyruszył na Maltę, gdzie ukończył jeden z najważniejszych tekstów kabalistycznych - "Księgę Znaku". W Bielsku-Białej mieszkał przed wojną pewien antykwariusz, który - proszę sobie wyobrazić - przywiózł ją do miasta! A przecież "Dybuk" to tez opowieść o młodym kabaliście, który próbuje oszukać śmierć.

Ponieważ nieszczęśliwie się zakochuje.

- Tak, to również taki żydowski "Romeo i Julia", gdzie na przeszkodzie młodym staje społeczeństwo i rodzina. Chanan, który nie mogąc być z Leą umiera, próbuje związać się z ukochaną w inny sposób - poprzez grób. A może to ona go przyzywa? Ostatecznie Lea także odchodzi, gdyż wstępuje w nią zbłąkana dusz jej ukochanego, czyli dybuk.

Kim on jest?

- Chór-Niechór, który wychodzi na scenę na samym początku spektaklu, uzmysławia nam, że wszyscy żyjemy w oczekiwaniu na apokalipsę. Chcemy jakiegoś znaku, objawienia. Liczymy, że w naszym życiu stanie się coś zaskakującego, nadprzyrodzonego. W świecie opisywanym przez Szymona An-skiego ludzie próbują wypędzić demona, my w naszym próbujemy go przywołać. Nie-Lea - nasza bohaterka - wywołuje na imprezie Nie-weselnej takiego właśnie ducha. Ale on tu nie chce się pojawić. Nasz "DyBBuk" jest jak wiele różnych czasów nałożonych na siebie. Ale też taki jest nasz stosunek do kultury żydowskiej - jakbyśmy funkcjonowali w kilku rzeczywistościach. Przenikają się czasy, ale też i światy. A może my dzisiaj jesteśmy częścią tej wędrówki dusz? Chcemy opowiedzieć o przywoływaniu tej drugiej strony, wsłuchiwaniu się w czyjąś, ulotną obecność, by dostać odpowiedzi na ważne dla nas pytania - co mogę jeszcze zrobić, jak rozstrzygać sprawy z przeszłością istotne w naszym życiu na co dzień.

Adaptacją tekstu Szymona An-skiego zajął się Artur Pałyga, znany dramaturg, również bielszczanin.

- To już nie jest adaptacja, to nowy tekst. Współpracujemy razem od wielu lat, wielokrotnie wracaliśmy do wątku relacji polsko-żydowskich: "Nic co ludzkie", który dotyczył pamięci i niepamięci, "Znak Jonasza", który łączył wątek trzech Marii u grobu i Księgę Jonasza. Wspólnie zrealizowaliśmy także "Hamleta 44", "Wszystkie rodzaje śmierci" i "Morrisona/Śmiercisyna". Za każdym razem Artur pisze tekst czerpiąc wiele z improwizacji, z tego, co wydarza się na próbach. Przychodzą też wciąż nowe historie. Na przykład pralnia Pedanteria, która prała pasiaki z Auschwitz. Tamtędy przesyłano do obozu listy i leki. A tuż obok teatru Salomon Halberstam czytał rękopis Abulafii. Zaś w samym teatrze, w 1930 roku, pokazywany był legendarny "Dybuk" Wachtangowa. A pod ulicą zakopana jest synagoga.

Dlaczego wywołujecie ducha przeszłości?

- Wszyscy go czasem wywołujemy, ale chyba nie do końca chcemy, żeby przyszedł. Myślę, że nie jesteśmy na to gotowi. Dybuk, to przecież demon. A demony się przepędza.

Więc dlaczego przywołujemy dybuka? Bo może teatr to odpowiednie do tego miejsce. Moją rolą jako reżysera jest łączenie skrawków, okruchów, rozrzuconych śladów w jedną całość. One dają nam dostęp do świata, który był kiedyś. Jego nie ma w takiej formie, w jakiej był przed wojną, ale wielu z nas intuicyjnie sięga do tej minionej emocjonalności, estetyki, poetyki. Ona nam gra w duszy, jest dziwnie bliska i zrozumiała - jak świat z bajek. Myślę, że moim zadaniem jest stworzenie z tych urywków pamięci, niepełnego, ale jednak, obrazu i o nim zaśpiewanie.

Buduje pan wizualnie wspaniałe świat. Jaki będzie ten z "DyBBuka"?

- W sferze wizualnej szukamy różnych konwencji na temat wyobrażonych światów żydowskich. Przeskakujemy ze średniowiecza do współczesności. I nie tylko - jesteśmy i w Bielsku-Białej, i na księżycu. Miejscem centralnym jest synagoga, która znajduje się pod ulicą. Wygląda, jakby była wykuta w środku kopalni, w węglu. Chcemy zbudować wibrujący świat krzyżujących się czasów. Niełatwy, w którym można się pogubić. Ale też taki, w którym każdy będzie mógł odnaleźć swoje ścieżki, swoje sensy. Tak jak w kabale. Myślę, że będzie to udana podróż dla wymagających widzów. Chcemy wciągnąć ich w środek tej historii, dlatego też moi aktorzy często przekraczają tę magiczną, XIX-wieczną, zabytkową rampę.

Jest to opowieść wielowątkowa, ale który wątek jest dla pana najważniejszy?

- Zdecydowanie wątek młodego kabalisty Chanana. Zastanawiam się, kim byłby dzisiaj? Jest buntownikiem, bo kabałą można się zajmować dopiero po 40-stce, kiedy ma się dzieci i jest się już ustatkowanym mężczyzną. Chanana porywa wir znaczeń i skojarzeń. Wydaje mu się, że zdoła ogarnąć go swoim umysłem, nakryć Boga na stwarzaniu świata. Sam czuje, że mógłby być jak Bóg. Zaczyna dłubać w mechanizmie świata, a wiadomo - to jest bardzo niebezpieczne. Z drugiej strony ta postać jest mi bliska, ponieważ podobnie jak bohater, wierzę, że jeśli ktoś zrozumie naturę rzeczywistości, osiągnie szczęście.

Realizuje pan wiele spektakli o tematyce żydowskiej.

- Jest mi ona bliska. Jako dziecko dowiedziałem, że jestem Żydem, ale nie bardzo wiedziałem, co to znaczy. W pewnym momencie zacząłem się tym interesować i doświadczać tego, jak to jest być Żydem w XXI wieku w Polsce. Próbuję opowiadać o tym moim widzom. Chcę być strażnikiem pamięci, ale też tłumaczem - często wyjaśniam Żydom nie z Polski, naszą rzeczywistość. A historia żydowska w Polsce to nie tylko chasydzi, to także wspaniałe dziedzictwo Bruno Schultza czy chociażby Akademia Pana Kleksa, pana z brodą, który uczy swoich podopiecznych podróży w snach!

Kolejne pokazy między 8 a 17 marca o godz. 19. Bilety: 40-60 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji