Artykuły

"Śluby panieńskie" raz jeszcze...

Czy istnieje jeszcze styl fredrowski? Co zostało dzisiaj z tradycji Żółkow­skiego, Królikowskiego, obu Ładnowskich, Modrzejewskiej, Hoffmanowej, Leszczyńskich, Solskich, Zelwerowicza, Jaracza? Jak grać dziś Fredrę dla społeczeństwa wychowanego na Brechcie, Beckecie, Genecie?

Odpowiedź na te pytania dał w 1982 r. młody zespół IV roku Wydziału Aktorskiego PWST i TV w Łodzi, zaproszo­ny przez dyrektora Teatru Dramatycznego w Elblągu do stałych występów na elbląskiej scenie. Ich, przedstawie­nie było nie tylko płynne, radosne, żywiołowe, z zachowaną melodią fredrowskiego wiersza, ale również dowodem na to, że problemy poruszane w sztu­ce okazały się nadal aktualne i bliskie współczesnej młodzieży.

Najlepiej zawsze broniły się inscenizacje wierne fredrowskiej tradycji. A jak zostało zrealizowane przedstawie­nie "Ślubów panieńskich" na deskach Teatru Lubuskiego? Nim jednak odpowiem na to pytanie, przypomnę o czym traktuje sztuka.

Jest to komedia miłości, doskonale opleciona tkanką obserwacji obycza­jowych i psychologicznych. Bohaterami są tu dwie pary młodych ludzi: Anie­la i Gustaw oraz Klara i Albin. Mo­gliby się pobrać bez przeszkód, ich związkom patronują starsi, ale oni sami nie kwapią się do małżeństwa.

Dzięwczęta po lekturach o wiarołomnych mę­żach, składają śluby, że nigdy nie wyjdą za mąż, Gustaw, ceniący beztroskie życie kawalera, dowiadując się o "ślubach", dopiero teraz podejmuje grę miłosną. On też jest przyczyną wielostron nych nieporozumnień co do intencji działających osób dzięki czemu doprowadza ostatecznie do wzajemnych wyznań miłości i zaręczyn obu par. Jemu też płaczliwy - dotąd Albin zawdzięcza wzajemność Klary.

Reżyser spektaklu, Maria Straszewska, okazała się wspaniałym gospoda­rzem tworzywa dzieła teatralnego, ja­kim są: aktor, przestrzeń sceniczna, scenografia i dźwięk.

W dość skromnej scenografii Barbary Wolniewicz przedstawiającej wnętrze szlacheckiego dworku (stół, dwa fotele, zegar, biurko z krzesłem, sofa, okno, schody, piec, drzwi-altanka "porośnięte kwiatami", ławka) - zbliżonej do fredrowskiej - rozgrywa się akcja sztuki. Przy czym znaczną rolę odgrywa tu rekwizyt, jakim jest zegar nastawiany przez krzątającego się przy nim służącego Jana (Józefa Michalcewicza). Czas tutaj odmierzony nie tylko wskazówkami zegara, ale i dźwię­kiem pozytywki, przeniósł nas w od­ległą epokę i wydłużył jak gdyby ok­res perypetii i miłości, które w spektaklu trwają dłużej niż w sztuce Fredry. Fakt ten zadecydował o ponadczasowości poruszanych w utworze problemów.

Maria Straszewska reżyserując "Śluby panieńskie'' zaufała Fredrze - je­go humorowi, satyrycznemu rysunkowi bohaterów oraz subtelności wiersza. Ważną rolę w tym przedstawieniu od­grywał ruch sceniczny. Ciągle się coś działo. Jan nastawiał wskazówki zega­ra, Klara i Aniela, podobnie jak współczesne dziewczyny robiły bukiety z suszonych kwiatów, gdy składały śluby. Aniela kroiła jabłka, które cichaczem wykradał Jan.

Sztuka otrzymała niezłą obsadę. Choć rozpoczęła się od nieco sztywnej gry aktorów, z czasem nabrała tempa. Gucio w wydaniu Piotra Lauksa był młodym trzpiotem, błaznem i cynikiem za­razem temperamentem, sprytem i pod­stępem umiał wszystkich zjednać i do prowadzić swoje intrygi do szczęśliwe go finału. On też z cynika zmienia się, na naszych oczach, w mężczyznę traktującego uczucie miłości i małżeństwa na serio.

Najlepiej swoją rolę wykreowała Barbara Lauks jako Klara - dziewczyna drapieżna, przekorna, uparta, W chwilach decydujących o jej racji zachowywała się z wdziękiem, jak małe, rozkapryszone i płaczliwe dziecko, które­mu nie chcą dać ulubionej zabawki. I chociaż to zbliżało ją trochę do Albina, to jednak był to płacz inny - pełen gniewu, wynikający z niemożności uzyskania swojego celu. Aktorka ta dobrze też operowała gestem i mimiką.

Cichą, ufną i naiwną Anielę grała Ewa Rączy Szczególnie dobrze w jej wykonaniu wypadła scena pisania lis­tu do rzekomej Anieli. Andrzej Byś, kreujący Albina, uległego, nieśmiałego, pokornego, manifestującego swe uczu­cia łzami i westchnieniami, nie był na tyle przesadny żeby wzbudzić niechęć, a wywoływał jedynie uśmiech na twarzy. Interesująco zaprezentował się w scenach z Klarą.

Dobrą parę wychowawców tworzyli Pani Dobrójska (Jowita Pieńkiewicz) i Radost (Zdzisław Grudzień), którzy po­trafili bronić, i strofować młodych a także im radzić. Zdzisław Grudzień stworzył postać stryjaszka dobrotliwego, ale nie zawsze pobłażliwego.

Podobnie rzecz się miała z Jowitą Pieńkiewicz która potrafiła obronić nie tylko niedoświadczone dziewczęta ale i zmienionego na lepsze Gustawa. Dobrze zagrała rolę wspaniałej matki. Można mieć jedynie pretensje do Józefa Michalcewicza i Zdzisława Grudnia, którzy pierwszą scenę sztuki rozegrali dość sztywno i za mało dowcipnie. Zespół potrafił jednak nie tylko zaintereso­wać współczesnego widza, ale przeka­zać problemy młodych ludzi, które nie straciły na aktualności.

Co Marię Straszewską skłoniło do wystawienia "Ślubów panieńskich"? Czy zależało jej na zapełnieniu kasy teatralnej, czy uwiodła ją kraina fredrowskiej idylli, pojednania, optymizmu, żywy i jędrny język komedii, czy też w dzisiejszej dobie dość częstych roz­wodów widziała potrzebę pochwały szczęścia domowego życia, niepozbawionego przecież swoistego uroku? Czy też chciał nam pomóc na co dzień utrzy­mać pogodę ducha i równowagę, oce­nić ludzi, tak jak Fredro - z prespektywy pobłażliwości i humoru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji