Artykuły

"Być, albo nie być..." w kosmosie

- "Hamlet" zawsze był dla mnie kosmiczny i odległy w czasie - z Piotrem Waligórskim, reżyserem "Hamleta" w Tarnowskim Teatrze rozmawiała Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Beata Stelmach-Kutrzuba: Pięć lat temu reżyserował Pan w Tarnowie sztukę Przemysława Wojcieszka "Piosenki o wierze i poświęceniu". Z jakimi emocjami wraca Pan do tego teatru?

Piotr Waligórski: Mam z Tarnowa bardzo dobre wspomnienia, więc bardzo cieszę się mogąc znów tutaj pracować. W teatrze jest wspaniała atmosfera, są zdolni aktorzy. Jest to właściwie idealne miejsce do pracy.

Dotychczas Pan raczej sięgał po dramaty współczesne. Natomiast w Tarnowskim Teatrze przenosi Pan na scenę Szekspirowskiego "Hamleta"...

- Zawsze chciałem reżyserować klasyczne teksty, ale przeważnie dyrektorzy teatrów, w których pracowałem, mówili: "Zrób coś współczesnego". I w ten sposób nie miałem okazji wcześniej inscenizować klasyki. Cały czas jednak było to moje marzenie. Szczególnie zaś myślałem o "Hamlecie". Oprócz reżyserowania prowadzę kurs reżyserski w krakowskim L'art Studio, przygotowujący do egzaminu wstępnego do PWST. Na zajęcia zawsze przynosiłem "Hamleta" i "katowałem" młodych ludzi logiką tego tekstu, w stu procentach trafioną. Nie wyobrażam sobie, że przenosząc go na scenę, można z nim zrobić, co się chce.

Kim będzie główny bohater w Pana inscenizacji? Czy niezdolnym do czynu, pełnym wahań intelektualistą, czy może człowiekiem moralnym, który nie chce popełnić strasznej pomyłki, dysponując tylko świadectwem zjawy?

- Tożsamość mojego Hamleta związana jest właśnie z interpretacją tej zjawy. Może to zabrzmi dziwnie, ale zakładam, że duchów nie ma - przynajmniej w powszechnym rozumieniu tego słowa. Natomiast sądzę, że istnieje Coś, co pozwala nam doświadczać szczególnej wiedzy o tym, co było i co będzie. Hamlet jest więc wybrańcem, bo tylko on ma dostęp do zjawiska nazywanego przez nas roboczo Anomalią. Tylko on za jej sprawą może poznać przeszłość i przyszłość. To dla psychiki człowieka nie jest łatwe - generalnie większość z nas by oszalała. Hamlet jednak nie traci zmysłów, jest w stanie zrozumieć otrzymany przekaz i skorzystać z niego tak, by przeprowadzić swoją misję. Dlatego jest kimś wyjątkowym, wybrańcem Anomalii. Jest przy tym ludzki, wrażliwy, cierpi po śmierci ojca, a dowiedziawszy się o morderstwie, próbuje się zemścić. Dodam, że Anomalia w mojej wersji jest dobra - staram się zrobić spektakl, w którym wprawdzie ginie tyle osób, ile w oryginale, lecz nie stoi za tym zło. Rodzi się oczywiście pytanie, czym jest ta Anomalia - czy to bóg, czy zbiór atomów? Tego jednak nie wiadomo.

Na ile pozostaje Pan wierny tekstowi Szekspira?

- Staram się. Poruszam wszystkie tematy, które w nim są - dramat rodzinny, dramat władzy. Fabuła przebiega zgodnie z literackim zapisem, choć oczywiście nie ma wszystkich scen, bo spektakl byłby zbyt długi. Ponieważ Anomalia umożliwia bohaterowi podróże w czasie, więc. zakłócamy nieco linearną opowieść, pokazując przyszłość, a następnie cofamy się po to, żeby Hamlet mógł wybrać dobrą wersję zdarzeń, żeby wydarzyło się jak najmniej zła. Na końcu pojawia się pewna zagadka, której jednak nie chcę zdradzać. Ucina ona w pewnym momencie rozgrywające się w kosmosie wydarzenia.

Fabuła będzie toczyć się w kosmosie? Nie w Danii?

- Aktorom tłumaczę, że Dania jest kosmiczną korporacją, która zajmuje się wydobyciem zielonej stali - tego oczywiście nie ma w przedstawieniu. Elsynor zaś to jej główna baza na odległej planecie, na terenie której dzieje się akcja sztuki w dalekiej przyszłości, np. w 3017 r. Kosmos daje poczucie osamotnienia i łatwiej w tej pustce zadawać podstawowe pytania o sens życia.

To jednak zmiany w stosunku do Szekspirowskiego oryginału będą duże.

- Jakieś muszą być, bo to moja osobista interpretacja tekstu. "Hamlet" zawsze był dla mnie kosmiczny i odległy w czasie. Może to bezczelne, co powiem, ale znalazłem w tym tekście możliwość na teatralny dowód istnienia Boga. Nie jestem nawiedzony i oczywiście nie wiem, czy Bóg jest, czy nie. Ale jak ks. prof. Heller w potędze i logice kosmosu znajduję przekonanie o istnieniu czegoś więcej niż to, czego doświadczamy jako ludzie. Wybitny kosmolog jest dla mnie inspiracją.

Czy scenografia odzwierciedli futurystyczne realia Pańskiej inscenizacji?

- Tak. Jest to rodzaj jakiegoś zimnego miejsca, jakiejś kosmicznej bazy. Mamy też na scenie fragment planety, na której ta baza się znajduje. Autorem scenografii jest Wojciech Stefaniak, z którym zawsze pracuję.

Do swoich spektakli sam Pan zazwyczaj przygotowuje muzykę. Czy tym razem też tak będzie?

- Dokładnie tak samo. To nie jest właściwie muzyka, a szereg dźwięków oddziałujących na aktorów i widzów. Zbiór szumów skłaniających do refleksji i zmieniających percepcję. Wytwarzam je przy pomocy programów komputerowych i staram się w ich natężeniu zachować umiar, by nie umęczyć publiczności. Choć z drugiej strony zawsze w moich przedstawieniach używam takich dźwięków i wiem, że to działa, więc tego doświadczenia się nie boję. Poza tym młodym widzom ten kosmiczny szum może się kojarzyć z filmami o tej tematyce, w których często występuje w tle.

Czym Pan się kierował w kompletowaniu obsady?

- Przede wszystkim intuicją. Nie wszystkich aktorów tarnowskich znałem, choć przyjeżdżałem tu na premiery i parę spektakli widziałem. Lubię zresztą pracować z nieznanymi mi aktorami. Daję im szansę wprowadzenia na scenę swojej wrażliwości, nie zamykam ich w ramkach. Niektórych to denerwuje, ale robię to z premedytacją, bo to, co oni zaproponują, wpływa też na ostateczny kształt roli. Tę swobodę dostają oczywiście tylko w czasie prób, później już nie. Inaczej było natomiast z Piotrem Hudziakiem, który wciela się w Hamleta. Pracowałem z nim przy poprzednim projekcie w Tarnowie i od razu wiedziałem, że to on powinien zagrać głównego bohatera.

Reasumując, jakie walory "Hamleta" w Pana reżyserii powinna docenić tarnowska publiczność?

- Ten spektakl może spowodować, że przyzwyczajony do akcji i silnych bodźców widz uspokoi się, wyciszy, zatrzyma, zastanowi. W pewien sposób w ten kosmos "odleci" z aktorami. To raczej powinno być doświadczenie relaksacyjno-miłe. Dodam, że każdy może w nim coś znaleźć dla siebie - i młody widz, i starszy, bardziej lub mniej doświadczony. Sądzę nawet, że ta inscenizacja będzie w stanie zachęcić do częstszego bywania w teatrze, a tych, którzy zjawią się w nim pierwszy raz, do tego, by tu wrócić. Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji