Artykuły

Blondynka z Puerto Rico

Janusz Głowacki napisał inteligentną i ciekawą historię o bezdomnych w Nowym Jorku. Ciekawą dlatego, że okazała się prawdziwa nie tylko w Stanach, inteligentną, bo jest nie tylko o bezdomnych i podoba się także nie tylko w Stanach. O ile tylko jest profesjonalnie wystawiona. W Grudziądzu jest.

"Antygona w Nowym Jorku" jest przemyślnie skonstruowana. Bohaterowie mieszkają na parkowej ławce, noszą obrzydliwe łachy, piją najtańsze dostępne alkohole, posługują się językiem pełnym wulgarnych słów. A zarazem mówią składnie i jasno, ba, ich dialogi są żywe i dowcipne, a słowa dobrane celnie. Aktorzy występujący w grudziądzkim teatrze nie robią dialogom Głowackiego krzywdy. Wręcz przeciwnie. Mamy do czynienia z profesjonalnie zbudowanymi postaciami scenicznymi, których aktorzy używają do osiągnięcia celu: zauroczenia widowni, przekonania o wadze pokazywanego dramatu, zaciekawienia, zaskoczenia, skłonienia do refleksji wykraczających poza zrozumienie fabuły. To działa.

Drugą premierę Grudziądzkiego Sezonu Artystycznego Edward Żentara przygotował z czwórką krakowskich aktorów. Małgorzatę Maślankę i Tomasza Piaseckiego grudziądzka publiczność już widziała. Oboje tworzą w dramacie Głowackiego pełnokrwiste postacie. Anita Maślanki nie ma nic wspólnego z wyobrażeniem Portorykanki. Jest blondynką. Kraj pochodzenia jest tu bowiem sprawą drugorzędną. Bohaterka równie dobrze mogłaby być Niemką albo Irlandką. Podobnie jak park nie musi być parkiem w Nowym Jorku. Na dobrą sprawę - jak na grudziądzkiej scenie - wystarczy jed-na symboliczna ławka. Na postępowanie Anity nie wpływa pochodzenie, ale potrzeba rozliczenia się z własnymi przekonaniami i potrzeba odwzajemnionego uczucia. Gdy myśli, że osiąga to, czego szukała, zmienia się nie do poznania. Ładnieje, zaczyna mówić wyraźnie, energicznie podejmować decyzje, kształtować rzeczywistość wokół siebie. Oglądając te sceny, prawie wierzymy w to, że nawet w nowojorskim parku można usłyszeć historię z happyendem. Okazuje się jednak szybko, że Anita uległa złudzeniu, a brutalna rzeczywistość przynosi tylko ból i poniżenie - i widzimy na powrót chorą, bezbronną, odpychającą kobietę. Tomasz Piasecki gra Saszę, rosyjskiego Żyda, bardzo oszczędnymi środkami. Jak na alkoholika jest niezwykle uważny, prawie delikatny w kontaktach międzyludzkich. Z jednym wyjątkiem: nie pomaga Anicie.

Pchełka Mariana Jaskulskiego - alkoholik, wykolejeniec, złodziej i Polak - to odwrotność Saszy: niefrasobliwy, ruchliwy, gadający ponad miarę. Jaskulski nie popełnia błędów budując serie gestów, min, słów, a jednak jego Pchełka nie dominuje na scenie, nie ściąga na siebie całej uwagi widowni. Dobry smak i równowaga zostają jednak zachowane.

Jest jeszcze czwarta postać, grana przez Edwarda Żentarę. To nowojorski policjant, reprezentant władzy, prawa, reguł demokracji, pragmatyzmu. Żentara potrafi wywołać uśmiech na twarzach, dostaje brawa przy otwartej kurtynie, jest odpowiednio ironiczny, zdystansowany do wydarzeń, dwuznaczny. Występuje w cywilnym płaszczu, jak wielu policjantów na całym świecie. Trochę żartobliwie grozi: uważajcie, możecie trafić do parku. Jakimi ludźmi będziecie pozbawieni domów, samochodów, ciuchów, gadżetów codzienności? Ale grozi łagodnie, bez przesadnego dramatyzmu. To w końcu tylko teatr, a kłopoty przypadną (statystycznie rzecz biorąc) tylko jednemu spośród widzów. Nie przejmujemy się więc przesadnie.

Ale historię teatr Żentary opowiedział bardzo ciekawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji