Dialog bez wyrazu
To prawda niewątpliwa, że mamy już trzecią premierę w tym sezonie teatralnym za sobą. Z tego należy się cieszyć. Nasz teatr ożył. O tym świadczy fakt, że i na tą premierę wszystkie bilety zostały wcześniej sprzedane.
Być może przyczynił się do tego również fakt, iż w ostatnią sobotę karnawału była okazja, aby w teatralnym foyer przy dźwiękach niezawodnego zespołu muzycznego Tadeusza Linowskiego dobrze się zabawić. Całkiem możliwe jednak, że było odwrotnie, że to bankiet dla przedstawienia i że głównie D. Diderot w reż. i adaptacji Tomasza Piaseckiego przyciągnął, a dopełnieniem uczty duchowej miało być spotkanie bankietowe.
Sztuka lekka, łatwa i przyjemna, jaką według zapowiedzi miał być "Kubuś Fatalista i jego Pan" okazała się sztuką nużącą, w której zamierzona zabawa z widzem się nie udała. Tu już nie chodzi o nieliczną, bo trzyosobową obsadę (Beata Wojciechowska w roli narratora, karczmarki i żony, Jacek Milczanowski - pan, Tomasz Piasecki - Kubuś). Powody tak oszczędnej ilości aktorów są znane, zawsze te same - brak finansów. Jednak z oświeceniowej powiastki filozoficznej nie udało się Piaseckiemu zrobić przedstawienia zabawnego i pełnego humoru. Opowiadane, przydługie historie, wyraźnie nie rozbawiły widowni. Troje aktorów mówi i mówi o życiu w postaci anegdotycznej, ale jakby zabrakło w tym mówieniu przecinków, kropek, pauz i innych "znaków interpunkcyjnych". Długie frazy zlewały się w jakąś monotonną całość i trudno było uchwycić sens myślowy. Nie wystarczyły zgrabne zabiegi scenograficzne - czytelne i pomysłowe, także nie wzbogaciła przedstawienia oszczędna scenografia. Postacie tytułowe w tej gadaninie wydały się mało wyraziste. Beata Wojciechowska w potrójnej roli, mimo całego aktorskiego kunsztu, nie wypadła zbyt przekonująco, mimo ciekawych pomysłów reżyserskich. Toteż ostatnie, padające ze sceny słowa: "Nie ma niewinniejszych przedstawień niż przedstawienia liche" wydały mi się wyjątkowo adekwatne do tego co zobaczyłem na scenie. Przed ewentualną krytyką bronili się aktorzy:
Beata Wojciechowska: - Premiera to specyficzny spektakl, jedyny, gdzie aktor bada widza, a widz aktora. Po dzisiejszym spektaklu wiem dopiero w jakim kierunku powinien on zmierzać, wiem czego widz ode mnie oczekuje. Po tej konfrontacji wiem, że jest potrzeba, żeby narrator był lżejszy, żeby usiłował nawiązać w treści kontakt z widownią. Na pewno długie opowiadania karczmarki muszą mieć większe tempo. Edward Żentara: Spektakl jest rozwojowy, dopiero się rozkręca. W kolejnych przedstawieniach nabierze właściwego rytmu. Premiera nie jest końcem pracy nad przedstawieniem. Jak odebrali spektakl widzowie? Marek Nowak: - Przedstawienie nadał aktualne dla życia, dla nas i na przyszłość. Zachowanie wartości. Poniżanie wartości, deptanie wartości było w tym spektaklu ośmieszone. Myślę, że każdy uczestnik dzisiejszego spotkania wyniósł coś dla siebie. Jolanta Raczyńska: - W tym spektaklu podobały mi się rozwiązania teatralne, spójność narracji ze środkami teatralnymi i że aktorzy mimo potknięć, jednak rozumieli o co chodzi w Diderocie. Wybór fragmentów i interpretacja były jednak spójną całością. Mnie się podobało. Władysław Suchojad: - Były dwa fatalne widowiska w tym sezonie: "Ludwik Bawarski" - bardzo zły, dzisiaj niestety też kolejny niewypał. Przedstawienie było źle zagrane, nieprzekonywująco. Prasa podawała, że tej sztuki nie da się zepsuć. Piasecki zawsze był dobry, a dzisiaj mi się nie podobał. Aczkolwiek pomysł marketingowy: przedstawienie i bankiet jest wspaniały i takich więcej. Jestem skłonna podzielić zdanie przedstawicieli widowni na temat "Kubusia Fatalisty". Nie do końca pozytywna ocena samych odtwórców ról dowodzi, że filozoficzne podteksty sztuki. mimo że odebrane właściwie, nie zostały do końca zagrane tak jak można by tego oczekiwać od Teatru "Dialog",