Artykuły

Kiedy bijać żonę?

Nie trzeba monumentalnych dzieł i scenicznej wystawy, nie trzeba nawet wielkiej orkiestry, by wieczór operowy mógł być atrakcyjny i relaksowy. Tę tezę z powodzeniem udowodnił sobotni spektakl w muzeum miasta, którego wspaniała sala lustrzana jest też sceną kameralną Teatru Wielkiego.

Swoją dziesiątą realizację miała tam jednoaktówka Henryka Czyża do tekstu dramatycznego Sławomira Mrożka - "KYNOLOG W ROZTERCE". Makiawelizm wyboru tego właśnie utworu Czyża polegać miał na tym, by kompozytorowi przypomnieć "że w ostatnich latach komponuje niewiele" - mówi dyrektor opery Sławomir Pietras.

Z pewnością nic bardziej nie poprawia samopoczucia twórcy jak dobra prezentacja jego dobrego utworu. Spodziewając się zatem szybkiego zwrotu H. Czyża ku formom scenicznym chcę polecić jego zwolennikom oraz wielbicielom Mrożka ten zabawny spektakl, zrealizowany pod kierunkiem kompozytora, a prowadzony z wielkim wyczuciem dramaturgii muzycznej i scenicznej przez jego ucznia Piotra Wujtewicza. Za orkiestrę jest fortepian - przy nim Nadieżca Pawlak - i dwie perkusje - Sebastian Dworczak i Jacek Ludwicki.

Trudno nie odnieść wrażenia, iż zasługa to muzyków, że H. Czyż zapisał w nutach każde słowo dramatu, nader udanie przekazał - za pomocą perkusji - scenę bicia żony (sąsiad bohaterów zdarzeń bijał ją zawsze punktualnie o dwunastej). Może muzycy woleliby wzbogaconą instrumentację. Tym jednak, którzy bawili się nie tylko akcją, ale także sposobem wiązania słowa i dźwięku, inscenizacja mogła dostarczyć wiele satysfakcji (szczególnie zaś jej druga część).

Reżyser Bogusław Danielewski nie bez przyczyny uważany jest przez H. Czyża za inscenizatora szczególnie wrażliwego na ten rodzaj groteski. Absurdalny świat subtelnych sadystów, którzy ze swej dewiacji potrafili nawet zrobić cnotę i życiowa ideę, przedstawiony został z właściwym Mrożkowi rodzajem humoru oscylującego w stronę kabaretu. Reżyserowi pomogła wypunktować to autorka choreografii Maria Wójcicka. I tak oto powstał zabawny w treści a demaskatorski w wymowie moralitecik.

Oprawę całości przygotował Ryszard Kaja, na którym spoczęło trudne zadanie uczynienia w sali o tak zobowiązującym anturażu gabinetu Kynologa i Przyjaciółki ptaków. Nastrój horroru, słodkie z pozoru postacie, doskonale pasują do zaznaczonego tylko parawanami wnętrza. A długie boa z piór, zdobiące szyję Przyjaciółki ptaszków, wystarczą za charakterystykę postaci.

Całość kompozytorsko-literackich i inscenizatorskich zamysłów z lekkością i wdziękiem należnym komedii przedstawili artyści, którzy sami się bawiąc i nas bawili wybornie. Delfina Ambroziak, kokieteryjna i wdzięczna, świetnie radziła sobie z Nieznajomym sadystą. Kynolog - Andrzej Kostrzewski - dał się już poznać widowni jako ten, który najwspanialej umie ją bawić, zachowując niezwykłą powagę. Rolą Nieznajomego sadysty, który "czasem przy niedzieli coś tam amputuje, nawet bez narkozy", bawił i niepokoił Jerzy Wolniak. Delegatem związku miłośników koni, z odpowiednio czerwonym nosem i solidnym dorożkarskim batem, był Kazimierz Kowalski. Niełatwe zadanie wokalne, gdy muzyka nie pomaga śpiewakowi będąc odbiciem, czy swoistym zapisem tekstu literackiego, każe jeszcze bardziej podziwiać artystów. I jeśli tytuł widowiska każe nam wierzyć, że "Kynolog jest w rozterce", to widzowie opuszczali muzeum wolni od rozterki. To był udany wieczór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji