Psy i ptactwo w operze
W siedemdziesiąte urodziny znakomitego kompozytora i dyrygenta, Henryka Czyża, warszawski teatr Wielki wystawił jego "operę syntetyczną" - "Kynolog w rozterce", napisaną do tekstu sztuki Sławomira Mrożka.
Wyreżyserował ją Jarosław Kilian, piękną scenografię stworzył Józef Napiórkowski, a ojciec reżysera, wybitny lalkarz Adam Kilian, zaprojektował niezwykle zabawne lalki ptaków i psów - rzecz dzieje się bowiem w Towarzystwie Przyjaciół Zwierząt Poniektórych, a psie i ptasie głosy wpisane są w partyturę. Prapremiera "Kynologa w rozterce" odbyła się w 1957 r., obecna inscenizacja jest już dziesiąta z kolei.
Największe sukcesy Henryk Czyż odnosił na świecie jako dyrygent. W młodości (w Wilnie) chciał uprawiać konkretny zawód - lekarza lub inżyniera. Studiując w Toruniu filozofię, grywał jednocześnie drugie skrzypce w kwartecie. Prof. Tadeusz Szeligowski napisał wtedy do niego serdeczny list: "Kochany Heniu, jesteś kretynem. Takich filozofów, jak ty, będzie pięć tysięcy, a takich muzyków - może stu, może dziesięciu, a może jeden". Wziął to sobie do serca i poszedł na studia muzyczne do Poznania. Przymuszony przez prof. Waleriana Bierdiajewa do dyrygentury w tamtejszej operze, złapał bakcyla i napisał aż trzy sceniczne dzieła.
Najbardziej ceni "Białowłosą'' (1962), bezlitośnie schlastaną przez krytykę (wyjątek - Kisiel). Niedawno zaczepił go stary maszynista sceny: "Panie dyrektorze. Teraz by pan wystawił Białowło-se!... Wtedy to ludzie byli głupie!"
Od klawiatury fortepianu chętnie przesiadał się do maszyny do pisania. Jest autorem drukowanych w "Przekroju" felietonów, libretta, a wreszcie napisał aż dziewięć książek! Ostatnia, pt. "Pamiętam jak dziś", jest jeszcze w księgarniach. Ta zabawna, pełna niezwykłych anegdot proza biograficzna, zainteresuje wielu czytelników - nie tylko melomanów.
Dla "Kynologa w rozterce" tekst sztuki Mrożka stał się gotowym librettem. Henryk Czyż poznał Mrożka osobiście dopiero trzy lata temu, gdy w Krakowie urządzono ku czci pisarza oszałamiający festiwal. "Kynologa" wystawiono w podziemnej sali kopalni w Wieliczce. Po przedstawieniu słynny z małomówności Mrożek długo stał naprzeciwko Czyża, by stwierdzić wreszcie, że "to jest inteligentne".
A jest ta opera pastiszem najprzeróżniejszych stylów operowych i wielką kpiną z operowego zadęcia. Słychać w niej Haendla, Verdiego, Pucciniego, Rossiniego, Moniuszkę i Wagnera, ale także Gershwina, blues i rytmy musicalowe (nie darmo w swym burzliwym życiu Henryk Czyż był także klezmerem). Jak przypomina w programie teatralnym Jarosław Kilian, "pastisz" znaczy po włosku "pasztet" - wszystko więc zgadza się znakomicie.
"Kynologiem" w Warszawie dyrygował Mieczysław Dondajewski, który pamięta Czyża jako starszego kolegę z poznańskiego konserwatorium. Kompozytor, zapytany, dlaczego sam nie dyryguje wyjaśnił, że wycięto mu z nogi kawałek żyły na by-passy. Od tego czasu w najmniej odpowiednich momentach chwyta go w tej nodze skurcz i wtedy musiałby stać za pulpitem dyrygenckim jak bocian - na jednej nodze. W biciu brawa natomiast skurcz nogi nie przeszkadza.
Możemy tylko życzyć Dostojnemu Jubilatowi, by wspaniałe poczucie humoru towarzyszyło Mu przez dalsze lata życia.