Artykuły

Nasze miasto

Rzeczywiście: już czas, by powrócić do "Naszego miasta" Thorntona Wildera. Ta wspa­niała sztuka (polska prapre­miera - 1939) długo czekała na ponowne odkrycie przez teatr i przez publiczność, a sprzyjający odkryciu moment nadszedł właśnie teraz. Czy dlatego, że wśród niepokojów bytowych budzi się nagle tęsknota do idylli małego miasteczka?

Nie; główny powód tkwi chyba w odczuwanej na no­wo potrzebie namysłu nad sensem życia, nad sprawami niby to prostymi, a w grun­cie rzeczy dla każdego wraż­liwego człowieka zasadniczy­mi. Sens życia? A co ludzie wiedzą o życiu? Co wiedzą o godności życia? Czy żyjąc zdają sobie sprawę, że żyją tylko jeden jedyny raz? Z małego miasteczka Wil­dera otwiera się widok na cały kosmos spraw człowie­czych: prostota i naiwność opowieści scenicznej z życia miasteczka Grover's Corner nie powinny tu nikogo zmy­lić, a wzruszenie - oślepić. Thornton Wilder, wspaniały pisarz amerykański (1897- 1975), wychowany w środowis­ku purytańskim i głęboko uformowany humanistycznie, mówi nam w swej sztuce, że dramatem człowieka jest wprawdzie przemijanie, ale zasadnicze sprawy człowiecze są jednak wieczne i wciąż do nas powracają - na stale ob­racającym się kolisku życia. Sukces tej niby prostej, a jednocześnie wyrafinowanie kunsztownej sztuki zależy od roli Reżysera. Gra ją w Tea­trze Dramatycznym Zbigniew Zapasiewicz. Kreacja to wybit­na i taka, jak cała sztuka: wy­rafinowanie prosta. Kiedy po­wracającej do grobu, rozczarowanej Emilce, potwierdza, iż ludzie - żyjąc swym życiem - istotnie raczej go nie rozumieją, zaś po namyśle dodaje: "Chyba, że święci i poeci, a i to tylko do pewnego stopnia" - wtedy wiemy nagle, że widzimy na scenie samego Wildera. pisarza i filozofa, który wie­le wiedział i wiele zrozumiał. Krytyk jest jednak w trud­nej sytuacji. Spektakl różni się od pamiętnego przedstawienia Axera z 1957 roku, mówią nie­którzy: jest mniej romantycz­ny! Ale co to znaczy? Jak uromantycznić purytanina Wilde­ra? Dodać jeszcze trochę rodzajowości, nostalgii, sentymen­talizmu? Trochę pucołowatego baroku? To tak, jakby chcieć przypisać Bergmana do zupeł­nie innej tradycji, niż prote­stancka.

Przedstawienie w Teatrze Dra­matycznym "opisuje" rzeczy­wistość w sposób powściągli­wy, bez rozczulenia, niemal ascetycznie. Narrator Zapasie­wicz jest rzeczowy, mądry, ale nie "zagrany", nie rozedrgany emocjonalnie. To dobrze. Cele swoje teatr osiąga: wzrusza a jednocześnie budzi rozmyślania o sprawach życia i jego sensów. Piękny wieczór, sukces ar­tystyczny Teatru Dramatycz­nego. Sporo jeszcze ról, za które należą się oklaski, szczegól­nie paniom: Ewie Żukowskiej - pani Gibbs, Janinie Traczykównie - pani Webb, Ol­dze Sawickiej - Emilka, Mi­rosławie Krajewskiej - roz­brajająca pani- Soames, ale również panom Włodzimierzo­wi Pressowi, Wojciechowi Duryaszowi. Mirosławowi Guzowskiemu, Jerzemu Karaszkiewiczowi, Krzysztofowi Wie­czorkowi ... Reżyserem "Na­szego miasta" jest młody Parweł Pochwała, brawo; sceno­grafem - Krystyna Działek. Ich dziełem jest ten spektakl, który koniecznie trzeba zo­baczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji