Artykuły

Teatr Wielki - "Cyganeria"

Spotykam znajomego. "Byłem na "Cyganerii" w Wielkim" - powiada mi. "I jak ci się podobało?" Wiesz, po prawdzie, trochę się zawiodłem. Bo myślałem sobie, że na Cyganerii to zobaczę obóz cygański, piękne tańce itp. itp. A tu masz ci biedę. Ani jednego cygana na scenie. Najlepiej opowiem ci jak to było.

Najpierw na scenie stoi ci dwóch, obaj ubrani w piękne garnitury z UNRRA-y, takie wiesz: fioletowa marynarka, wąziutkie spodenki, zapinane na zamek błyskawiczny itd. Śpiewają że im zimno jak diabli, bo aprowizacja węgla nie przydzieliła. Nic zresztą dziwnego, że zimno, bo okno u nich ogromne, za szyby chyba ładnych parę tysiączków musieli zapłacić. Wreszcie jeden, co widocznie miał znajomość z Biurem Gospodarki Papierem zaproponował aby napalić tym tak cennym materiałem. Niewiele się chyba tymi dwoma spalonymi arkuszami papieru ogrzali, tym więcej, że przyszedł jeszcze trzeci, któremu przydzielono w dodatku do garnituru niezmiernie modny kapelusz, taki zupełnie nowoczesny. Po tym paru kelnerów przyniosło dużo jedzenia, a i nawet czystej, przyszedł czwarty, który zdobył forsę na te przysmaki i zaczęło się robić bardzo wesoło. Mając pieniądze postanowili iść na lumpkę, ale ten jeden przypomniał sobie, że ma do napisania artykuł do "Woli Ludu", więc zostawili go samego. Nie szło mu z tym artykułem, tym więcej, że zaraz przyszła sąsiadka, prosząc o zapalenie świecy, bo widocznie Zakłady Siły, Światła i Wody wyłączyły w tym domu elektryczność. No i tak w tych ciemnościach się w sobie zakochali. Bardzo było ładnie, bo przy tym pięknie śpiewali.

W drugim akcie pokazali taki "czarny rynek". Sprzedawali tak różne ciuchy, ludzi było mnóstwo, małe chłopaki w pięknych gazowych pończoszkach latali, gwar, ruch, a wszyscy śpiewali. Przyszedł ten poeta ze swoją damą i kupił jej nie mogąc znaleźć nie lepszego - czepeczek. Potem z przyjaciółmi usiedli na werandzie kawiarni i rozpoczęła się uczta. Obok usiadła ze starszawym adoratorem jakaś dziewczynka, która robiła oko do przyjaciela poety - malarza, no i wreszcie spławiwszy swego amanta, poszła z nimi wszystkimi na spacer.

W trzecim akcie przedstawiono strażników, co to pilnowali aby nikt szabru nie przewoził, zamiataczy, co zamiatali zupełnie czystą podłogę, no i te dwie pary kochanków, którzy postanowili się rozejść. Oczywiście wszystko to śpiewali, opowiadając długo i szeroko o swych cierpieniach.

Akt wreszcie czwarty był bardzo wzruszający. Najpierw tych dwóch śpiewało bardzo smętnie, po tym przyszli następni dwaj przynosząc chleb kartkowy i przydziałowego śledzia i zaraz robi się wesoło. Nawet balet odstawiają, choć dosyć nieporadnie, boć przecież mężczyźni nie mogą zastąpić całego "corps de balet". Aż tu nagle wpada ta znajoma z kawiarni i powiada, że idzie tutaj ukochana poety ciężko chora. Rzeczywiście wchodzi bardzo blada Mimi, kładą ją na sofę a ona ciągle śpiewając, umiera.

Bardzo piękna opera, powiadam ci, choć nie ma cyganów i chociaż taka smutna".

Przepraszam najmocniej, że pozwoliłem sobie przytoczyć to opowiadanie mego znajomego, ale to dlatego, że stylem swym i poziomem przypominają streszczenie oper, jakimi nas częstują w programach.

Ale to bodaj jedyny zarzut, jaki udało mi się wyszperać w związku z wystawioną w "Teatrze Wielkim" operę Pucciniego "Cyganerią". Dyrektor Latoszewski dowiódł, że potrafi w przeciągu krótkiego czasu osiągnąć wspaniałe rezultaty. Przede wszystkim orkiestra pod jego batutą oddała całe piękno melodii Puccini'ego koncertowo. Obsada ról w "Cyganerii" wypadła bardzo szczęśliwie. Z radością powitaliśmy ukazanie się na scenie poznańskiej dr Stani Zawadzkiej, tym więcej, że okazało się, iż jej głos nie stracił przez okres wojny na dźwięczności i uroku. Trudną, a tak piękną rolę Mimi wykonała ona pierwszorzędnie, wzruszając swym kunsztem aktorskim i zachwycając śpiewem. Zofia Fedyczkowska rolę Musette wykonała wspaniale. Aria w drugim akcie była prawdziwym triumfem jej kunsztu śpiewaczego i słusznie wywołała huczne brawa.

Józef Woliński w roli Rudolfa udowodnił, że jest śpiewakiem i artystą najwyższej klasy. W pięknych duetach miłosnych, w które obfituje "Cyganeria", głos jego idealnie po prostu był sharmonizowany z głosem partnerki. Zygmunt Mariański - Schaunard, Czesław Kozak - Marceli, Karol Urbanowicz - Colline, Albin Fechner - Benat odtworzyli swe role bardzo dobrze. Hugo Zathey jako Alciudor miał rolę zbyt epizodyczną by można było coś o jego śpiewie powiedzieć; mamy nadzieję, że w przyszłych operach wykaże swój kunszt śpiewaczy.

Dekoracje Karola Szpingiera były niezwykle udane. Świadczyły o tym najlepiej huczne oklaski, które rozbrzmiewały przy każdym odsłonięciu kurtyny.

Mamy nadzieję, że Opera Poznańska, osiągnąwszy tak wysoki poziom w tzw. "żelaznym repertuarze", będzie nadal kontynuowała swoje wysiłki w rozszerzeniu kultury muzycznej i sięgnie po repertuar nowszy, nieznany jeszcze w Wielkopolsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji