Artykuły

Czy to jest spektakl, czy to jest...

"Terror" Ferdinanda von Schiracha w reż. Roberta Talarczyka z Teatru Śląskiego w Sali Sejmu Śląskiego w Katowicach. Pisze Daria Sobik w Portalu Katowickim.

Nie wiem, co miał na celu reżyser Talarczyk tworząc spektakl będący rekonstrukcją rozprawy sądowej. Co bystrzejszy powie - spektakl będący rekonstrukcją, szczególnie zrealizowaną w tak wierny realizmowi sposób, przestaje być spektaklem. Otóż to. Nie mamy tu do czynienia z żadną wizją artystyczną, mistrzowskim objawieniem (sic!), czy mówiąc potoczniej - jakimkolwiek pomysłem na realizację tekstu. A właściwie jest jeden - przenieśmy akcję dramatu do prawdziwej sądowej sali, załóżmy aktorom przyciężkawe togi i każmy im gadać prawnym żargonem. Niestety, za to odpowiedzialny był, jak sądzę, sztab konsultantów zajmujących się prawem. Jaką rolę więc pełnił reżyser?

Skoro całą robotę przejęli inni, problem scenografii załatwiły okoliczności sali sejmu śląskiego, a muzyka tu była zbędna, została praca z aktorem. No, więc tutaj liczymy na prawdziwy popis aktorskiego kunsztu. Oglądamy rozwodzących się aktorów nad kwestiami filozoficznymi, prawnymi oraz tymi dotyczącymi lotniczej sztuki. Ci jednak przedstawili postaci, które kojarzymy raczej ze znanych seriali sądowych, aniżeli reprezentowali realne osoby z krwi i kości. Każdy z aktorów był typem: bezwzględna pani prokurator, buńczuczny, lecz nieogarnięty obrońca, sędzina bez autorytetu i znudzony całą historią woźny. Dodajmy jeszcze do tego rozhisteryzowaną wdowę po zmarłym pasażerze lotu i wyniosłego specjalistę ds. lotnictwa i mamy piękną feerię karykatur, które kiszą się w tych swoich maskach i nie wnoszą nic interesującego. Prócz tekstu.

Zdaje się, że on jeden się broni. Opowieść o oskarżonym lotniku, który zestrzelił zajęty przez terrorystów samolot pasażerski, by uniknąć jeszcze większej katastrofy, jest historią nie tylko intrygującą, ale też aktualną w obecnych kontekstach politycznych. Sam dramat daje możliwość rewizji własnych poglądów na temat wartości życia ludzkiego, zasad ustalanych przez instytucje prawne, w końcu - na temat tego, kto lub TERROR PREMIERA 098co powinno decydować o losach ludzkości. Rozprawa toczy się w oparciu o poznawczy kontrast - należy albo trzymać się ustalonych praw (nawet jeśli są sprzeczne z naszym sumieniem), albo własnej jednostkowej moralności. A że widzowie mieli możliwość zadecydowania, którą z tych opcji wybierają, koniec rozprawy pokazał ciekawy socjologiczny wniosek. Nie tylko sam wynik poświadczył o poglądowej tendencji, ale z zaciekawieniem można było obserwować reakcje widzów, którzy nie krępowali się by podglądać, jak głosowały pozostałe osoby (a nuż sąsiadujący widz ma inne zdanie).

Mało kto jednak wie, za sprawą konsekwentnej i wiarygodnej promocji, że sprawa Larsa Kocha jest fikcyjna. Wydarzenie lansowane było jako odtworzenie głośnego procesu sejmowego, aktorzy nazwani zostali "uczestnikami procesu", zaś sam Talarczyk (według programu) odpowiadał nie za reżyserię, lecz rekonstrukcję. Nijak zrozumiały jest ten zabieg - zdaje się, że dla uwiarygodnienia sytuacji wmówione zostało widzom, że to, co oglądają, działo się naprawdę. Pytanie jednak po co? Czy fikcja sceniczna nie byłaby w stanie stworzyć możliwości do realnej debaty? A może wynika to z małej wiary w siłę oddziaływania teatru? Być może jest to uwaga drobnostkowa, jednak nieodparcie mam wrażenie, że sam reżyser nie wierzył w to, że tworzy spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji