Artykuły

Premiera operowa u... Dominikanów. Rozmowa z reżyserem - Małgorzatą Dziewulską

Jutro Scena Kameralna Teatru Wielkiego przedstawi "Syna marnotrawnego" Benjamina Brittena. Po "Rzece krzyczących ptaków", wystawionej w Poznaniu w 1980 r., a następnie przez kilka lat granej z sukcesami, także za granicą, jest to drugie ogniwo tryptyku tego angielskiego kompozytora, przygotowywane reżysersko przez Małgorzatę Dziewulską.

Mam nadzieję - mówi artystka, że będzie to spektakl dojrzalszy. "Rzeka" była nieodwołalnie "serio", od początku do końca. "Syn", już z założenia kompozytora, jest troszeczkę swobodniejszy, mniej i wyłącznie zawsze "serio", jakby z przymrużeniem oka, wielowarstwowy. Trzymamy się jednak stylu i klimatu. Identycznie, jak w "Rzece" zaczynamy i kończymy przedstawienia, tak jak chciał Britten, pisząc po to specjalny chorał gregoriański. Podobna będzie ceremonia ubierania się wykonawców i podobna scenografia, choć nieco inne kostiumy i także inny gest.

- Owocują zapewne doświadczenia z tamtej realizacji?

- Tak. W zasadzie pracuję z tym samym zespołem. Nie musieliśmy więc sobie tłumaczyć: co to jest misterium i na czym polega pewna powściągliwość wyrazu, która tutaj jest potrzebna. Wiodącą rolę i tym razem powierzyliśmy Aleksandrowi Burandtowi; nie ma w Teatrze drugiego tenora, który posiada takie warunki wokalne i aktorskie, by sprostać tej postaci. Pamiętamy - w "Rzece" była nią oszalała matka, tutaj jest kusiciel, szatan; gra go przeor klasztoru.

- Nieprzypadkowo zatem premiera odbędzie się w kościele ojców Dominikanów...

- Życzeniem kompozytora było wystawianie tego tryptyku w kościołach. W 80 r. zagraliśmy premierę w Muzeum Narodowym, bowiem wówczas jeszcze nie do pomyślenia było, by Teatr Wielki, subsydiowany przez państwo ludowe, mógł grać w świątyni. Później wielokrotnie pokazaliśmy "Rzekę" w kościołach.

Bardzo mi zależało na tym, byśmy tę premierę mogli odbyć właśnie u ojców Dominikanów, a więc w miejscu, które od dziesięcioleci spełnia w Poznaniu szczególną rolę. Choć żyjemy już w czasach, w których uprawianie sztuki w kościele jakby zamarło, jestem ciekawa tej próby. Na ogólnej fali pewnych polemik między inteligencją a Kościołem, mam wielką ochotę, jakby przekornie podkreślić, co najmniej szacunek dla tej instytucji.

- Do kogo nade wszystko adresuje Pani ten spektakl?

- Zależy mi głównie na młodszej części społeczeństwa, skupiającej się wokół tego klasztoru. Mamy bowiem do czynienia z formą muzyczną i sceniczną dość szokującą dla widza, nawykłego do sztuki np. XIX-wiecznej. Będzie to teatr nieco trudniejszy w odbiorze, tak zresztą, jak cały program naszej Sceny Kameralnej, który wspólnie z prof. Bristigerem realizujemy w Poznaniu w ramach stołecznego Atelier Sceny Muzycznej.

- Pracuje Pani od pewnego czasu w trójkącie: Warszawa - Poznań - Kraków.

- Stwarza to niewątpliwie komplikacje rodzinne. Zostawiam w Warszawie dom. To nie jest łatwe, ale dzieci robią się już samodzielne i niekiedy jest lepiej, że mają trochę spokoju, a mama w domu bywa rzadziej, za to odprężona, wesoła i niezestresowana np. próbami.

Bardzo lubię ponadto podróże pociągiem. Nie dzwoni telefon, mogę się skupić i pracować. Czytać i nawet pisać...

Rozmawiał R. POŁCZYŃSKI

Współrealizatorami "Syna marnotrawnego" Brittena są: Antoni Gref (kier. muzyczne), Jadwiga Jarosiewicz (scenografia i kostiumy) oraz Ewa Wycichowska (ruch sceniczny).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji