Artykuły

Łukasz Gajdzis opowiada, jak będzie wyglądał jego teatr

- Chciałbym, żebyśmy myśleli o bydgoskim teatrze jak o koronie. Każdy spektakl może być diamentem. Przez trzy lata będzie ich 20 - mówi Łukasz Gajdzis, nowy dyrektor Teatru Polskiego, w rozmowie z Martą Leszczyńską z Gazety Wyborczej - Bydgoszcz.

Marta Leszczyńska: Miło jest znów pracować w Bydgoszczy?

Łukasz Gajdzis: Czuję się, jakbym wrócił do domu po długiej podróży. Wrażenie to potęguje fakt, że będę mieszkał pod tym samym adresem co kilka lat temu, przy ul. Biziela. Samo miasto przez te kilka lat bardzo się zmieniło, rozwinęło się. Ale kiedy spaceruję ulicami, czuję, że wszystko jest mi bliskie, znajome, że jestem u siebie. Pani w sklepie, gdzie niegdyś robiłem zakupy, jest ta sama. W teatrze też widzę te same, dobrze znane mi twarze, pamiętam każdy zakręt w korytarzach i wszystkie zakamarki. Nawet zapach na scenie jest ten sam.

Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy przekroczyłeś próg bydgoskiego teatru?

- W miniony piątek, kiedy zacząłem pracę jako dyrektor Teatru Polskiego, minęło dokładnie 10 lat od tamtego dnia. To był 1 września 2007 r. Do Bydgoszczy przyjechałem na etat aktora, trzy miesiące po ukończeniu PWSFTviT. Czułem wtedy, że praca tu to będzie wspaniała przygoda. Było nas wtedy ośmioro nowych aktorów, m.in. Dominika Biernat, Michał Czachor, Marcin Zawodziński czy Marta Ścisłowicz. Wszyscy młodzi, zaraz po szkole. Każdy z nas był inny. Każdy miał swoje marzenia i własną wizję tego, co chciałby robić w teatrze.

Zadebiutowałeś w słynnym "Tymonie Ateńczyku" Macieja Prusa, ale samo występowanie na scenie szybko przestało ci wystarczać.

- Wkrótce zacząłem reżyserować. Ten aspekt pracy w teatrze zawsze bardzo mnie pociągał. Jako pierwsza powstała "Pchła Szachrajka" dla dzieci, która niedawno świętowała swoją 300. edycję i jest grana już 10. rok.

Jednym z ulubionych spektakli bydgoskiej publiczności jest twój "Klub Kawalerów". Z XIX-wiecznej komedii napisanej przez Michała Bałuckiego zrobiłeś spektakl lekki, zabawny i ponadczasowy.

- Paradoksalnie ten spektakl robiło mi się chyba najtrudniej w całej historii mojej pracy teatralnej. Musiałem zmierzyć się z klasyczną konwencją zawartą w tekście Bałuckiego. To była ramotka.

Bycie aktorem pomaga w reżyserowaniu?

- Nie każdemu. Ja dzięki temu potrafię wyobrazić sobie wszystkie role, które są w przedstawieniu. Natomiast bardzo ciekawie jest już później, w trakcie prób, przyglądać się interpretacji aktorów. Często ich kreacja diametralnie różni się od mojego wyobrażenia. I to mnie zachwyca. Dlatego łączenie aktorstwa i reżyserii było dla mnie zawsze szczególnym doświadczeniem. Pozwalało mi lepiej poznać świat teatru.

Grałeś, reżyserowałeś, wraz z ratuszem walczyłeś o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury dla Bydgoszczy, pracowałeś z młodzieżą. Podejrzewałeś, że kiedyś zostaniesz też dyrektorem bydgoskiej sceny?

- Przepowiedział mi to w żartach już dyrektor Łysak.

Skoro tak cię doceniał, to dlaczego odszedłeś?

- Bydgoszcz zawsze była dla mnie ziemią obiecaną. To miasto mojego artystycznego wzrostu i rozkwitu. Ale byłem młody, u progu swojej artystycznej pracy. Byłem ciekawy świata, chciałem się dalej kształcić, przekonać się, jak robi się teatr gdzie indziej w Europie.

Gdzie się tego uczyłeś?

- Wyjechałem na studia do CNSAD (konserwatorium w Paryżu). Spędziłem tam rok, następny w Szwajcarii - tam pracowałem w dwóch operach. Później wróciłem do Polski i na trzy lata związałem się z Teatrem im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie - początkowo jako kierownik artystyczny, a następnie jako zastępca dyrektora. Jako twórca teatru najmilej wspominam doświadczenia w Paryżu. Artysta nie może chyba wymarzyć sobie lepszego miasta do życia.

Co cię tam zachwyciło?

- Muzea, galerie, sceny - to miasto to nieskończone możliwości obcowania z najróżniejszymi przejawami sztuki. To niezwykłe, jak wielu wspaniałych twórców mieszka tam i pracuje. W Paryżu zacząłem chodzić na spektakle Petera Brooka, brytyjskiego reżysera, który już w 1974 r. objął paryski Théâtre des Bouffes du Nord. Jest zaliczany do grona najbardziej wpływowych artystów XX w. Dla wielu, dla mnie również, to guru teatru. W swojej pracy przeszedł daleką drogę od klasycznego teatru inscenizacji do teatru postrzeganego jako spotkanie i doświadczenie. Zainspirowały go do tego jego podróże, zwłaszcza te po Afryce. Tradycyjne tańce, szamańskie rytuały stara się przekładać na język europejskiego teatru. Daje to niespotykany efekt. Pokazuje paryżanom teatr, którego dotąd nie znali. Raz grał dla niego zespół z Maroka, raz z Malawi, innym razem z Oceanii. Każdy z nich jest inny i każdy z nich ciekawi ludzi. Dla mnie ta polifoniczność stylistyk i rodzajów doświadczeń jest niezwykłą wartością.

Jakim teatrem będziesz chciał zainteresować publiczność w Bydgoszczy? Zaangażowany politycznie i społecznie teatr Pawła Wodzińskiego chwalili recenzenci, ale na widowni zasiadało coraz mniej widzów.

- Formułowanie wyrazistej linii repertuarowej, podążanie według konkretnych nurtów tematycznych jest ciekawe, ale z zasady ogranicza liczbę odbiorców. Dziś żyjemy w podzielonym społeczeństwie. W zdefragmentaryzowanej Europie, gdzie mimo jednego kręgu kulturowego mamy tak różne poglądy i różne potrzeby. Teatr musi być polifoniczny.

Będziesz starał się o wzrost frekwencji?

- Oczywiście. Są różne wizje teatru. Dla jednych artystów już sam proces twórczy jest teatrem. Dla innych nie ma teatru bez widza. Myślę, że jedyny teatr w mieście zobowiązuje do poszukiwania dialogu z różnymi środowiskami i tworzenia repertuaru dla bardzo różnych odbiorców.

Jak chcesz to osiągnąć?

- Chciałbym, żebyśmy myśleli o bydgoskim teatrze jak o koronie, dumie bydgoszczan. Jubiler stroi złotą obręcz szlachetnymi kamieniami, osadzając je w specjalnych kasztach. Myśląc o tworzeniu programu teatru, mam ten proces przed oczami. Każdy spektakl może być takim diamentem w koronie. Przez trzy lata będzie ich około 20. Oznacza to 20 reżyserów, 20 różnych estetyk. Są twórcy, którzy zajmują się teatrem fizycznym, inni teatrem tańca, inni politycznym czy popularnym. Trzeba to wykorzystać. Chciałbym, by teatr stał się soczewką rozmaitych artystycznych zjawisk. Chciałbym, by dla publiczności było to 20 teatralnych historii, z których każda będzie zaskoczeniem i dialogiem z widzem o różnych kompetencjach.

Znajdziesz w programie miejsce zarówno dla przedstawień dla dzieci, jak i teatru krytycznego?

- Oba będą dla mnie równie ważne. Premierę dla dzieci przygotujemy jeszcze w tym roku, natomiast w przyszłym sezonie myślimy o jakże współcześnie brzmiącym tekście Brechta "Kariera Artura Ui".

W swoim konkursowym programie pisałeś też o spektaklach nawiązujących do Bydgoszczy. "Rozwijana przez Pawła Łysaka próba tworzenia spektakli o Bydgoszczy, jej historii, tradycji, ludziach z nią związanych, powinna być kontynuowana i rozwijana. Bydgoszczanie chętnie przyjdą obejrzeć przedstawienie o ciekawym zjawisku kulturalnym, społecznym czy interesującym artyście, żyjącym dawniej nad Brdą" - przekonywałeś.

- Jestem zdania, że nasz teatr żyje dla miasta i powinien o tym mieście opowiadać. Stąd na afisz wracają cenione przez widzów "Historie bydgoskie". Chciałbym też oczywiście wprowadzić dwa lub trzy nowe tytuły opowiadające o Bydgoszczy. Jest dużo ciekawych historii, które mogłyby stać się kanwą takich spektakli, jak np. kryminał Łukasza Orbitowskiego "Inna dusza".

Interesują cię nie tylko tematy lokalne.

- Początek mojego dorosłego życia to lata spędzone w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Holandii i Niemczech. Wielu moich przyjaciół artystów pochodzi bądź z wyboru żyje w państwach Unii Europejskiej. Pomimo jej administracyjno-finansowych problemów nie da się dziś zapomnieć o szeregu idei, które czyni 500 mln ludzi Europejczykami. Tym samym pragnę, by idea ta towarzyszyła Teatrowi Polskiemu. W planie mam program rezydencji. Będę zapraszać twórców z Europy i spoza jej granic. Będę zachęcał do kooperacji. Wymiana doświadczeń, myśli, idei i umiejętności pozwala na rozwój, którego efektem jest zwiększanie kreatywności i wrażliwości zarówno u twórców, jak i u widzów.

O czym będzie pierwsza premiera sezonu?

- O Beksińskich. Po sukcesie książki i filmu to temat bardzo na czasie. To znakomita opowieść dla teatru. Doskonały portret rodziny i obraz łączących ją relacji, jak również studium doświadczenia artysty. Spektakl wyreżyseruje Michał Siegoczyński. To propozycja na Scenę Kameralną. Premiera w listopadzie, a pierwsze próby już za tydzień. Planujemy też spektakl sylwestrowy. Wybrałem "Komedię omyłek" Szekspira. Reżyserować będzie Francuz - Jean Philippe Salério. Jest specjalistą od teatru popularnego. Próby zaczną się już w październiku.

Klasyka na sylwestra ucieszy na pewno wielu widzów, którym takiej propozycji w repertuarze brakowało.

- Klasyki będzie dużo więcej. W drugiej części sezonu pojawi się Wojciech Faruga, który zrobi spektakl o Marii Antoninie. Bydgoska widownia pamięta go z "Trędowatej" czy "Wszystkich świętych". Jedną z kolejnych premier będzie m.in. "Balladyna" Juliusza Słowackiego. Przygotuje ją doskonale znana bydgoskiej publiczności Justyna Łagowska, ceniona scenografka i reżyserka. Propozycją dla najmłodszych widzów będzie spektakl w reżyserii Jakuba Krofty z tekstem Marii Wojtyszko. Sam pomimo wielu obowiązków chciałbym zakończyć sezon spektaklem pt. "Kopciuszek" Joela Pommerata w mojej reżyserii i tłumaczeniu.

Czy w programie obecnego sezonu znalazł się Festiwal Prapremier?

- Odbędzie się między 14 a 22 października. Zaplanowaliśmy 12 spektakli. Wraz z zespołem pracujemy nad festiwalem bardzo intensywnie.

Jak to zrobiłeś z pustym portfelem? Kiedy gruchnęła wiadomość, że resort odmówił dofinansowania, Prapremiery straciły lwią część budżetu. To niebagatelna suma 450 tys. zł.

- Rozmawiałem o festiwalu z prezydentem Rafałem Bruskim. Zadeklarowałem się wszystko zorganizować, a miasto obiecało pomóc finansowo. Muszę jednak dokładnie zastanowić się nad wydaniem każdej złotówki.

Ale przecież łatwo mogłeś sobie odpuścić organizację festiwalu. Już poprzedni dyrektor przyznał, że bez pieniędzy od ministra planowanie tegorocznej edycji jest praktycznie nierealne.

- Nasz festiwal to idea, którą zapoczątkował dyrektor Orzechowski i ma swoją rozpoznawalną w Polsce markę. Nie mógłbym tak po prostu z tego zrezygnować. Można powiedzieć, że odpuszczenie jednego sezonu to jeszcze nie koniec festiwalu. Ale tak już jest, że jak raz się czegoś nie zrobi, to później trudno do tego wrócić. Nie chcę do tego dopuścić, bo pamiętam, jak pracowałem w innym teatrze i marzyliśmy, żeby mieć własny festiwal. To czas wyjątkowy dla każdego teatru, rodzaj oddechu. Widzowie i realizatorzy mogą zobaczyć, co ciekawego dzieje się na innych scenach. Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Awinionie to wielkie święto całego miasta, które przez miesiąc żyje teatralnymi wydarzeniami. Ta idea bardzo mi się podoba. Chciałbym, by i Prapremiery w Bydgoszczy były takim świętem. Oczekiwanym wydarzeniem w roku, z okazji którego bierze się wolne w pracy, by przez całe dni chodzić na spektakle.

Jak będzie wyglądał festiwal?

- Odbędzie się pod hasłem "Nie/chciane Prapremiery".

Co znaczy ten zapis?

- To znaczy, że wielu osobom nie zależało, by festiwal się odbył. Z kolei wielu innych bardzo żałowałoby, gdyby tej jesieni Prapremier nie było. Teraz niech każdy zdefiniuje już sam, czy będzie chciał w festiwalu uczestniczyć.

Repertuar też nawiąże do tego hasła?

- Słowo "nie/chciane" stało się dla mnie kluczem. Temat spektaklu może być nie/chciany, bohater może być nie/chciany, stylistyka może być nie/chciana. Jest też kilka znakomitych spektakli, na które selekcjonerzy nie przyjechali, bo nie pasują do formuły żadnego przeglądu.

Nie boisz się, że krytycy zarzucą ci, że robisz festiwal z odzysku?

- Nie. Poziom jest bardzo wysoki. Zaprosiliśmy m.in. kabaret warszawski "Pożar w Burdelu", "Wściekłość" Mai Kleczewskiej i "Wesele" Jana Klaty.

Co może być największym zaskoczeniem programu?

- Spektakle dla dzieci, m.in. "Elementarz" Michała Zadary z Nowego Teatru w Warszawie. Zaskakujący może być też spektakl "Disco Solski" z Tarnowa.

O disco polo?

- Tak, o muzyce, która ma tyle samo fanów, co krytyków. To idealnie wpisuje spektakl w formułę festiwalu. Co ciekawe, znane przeboje tego gatunku zostaną zaprezentowane w aranżacjach jazzowych, bluesowych, rockowych czy dub step.

Masz zaplanowany program festiwalu i repertuar na kolejne miesiące. Ale kto będzie grał spektakle? Część zespołu artystycznego odeszła z teatru.

- Zostali aktorzy, którzy są związani z bydgoską sceną od lat, jednakże zespół faktycznie pomniejszył się o 10 aktorów.

Ale w pierwszy weekend września teatr pokazywał "Dybuka" w oryginalnej obsadzie.

- Teatr uzyskał zapewnienie, że aktorzy będą grać w spektaklach gościnnie.

Będziesz zatrudniał nowych aktorów?

- Zatrudniłem już dwie aktorki. Michalinę Rodak, absolwentkę łódzkiej "Filmówki", z którą pracowałem w teatrze w Gnieźnie. Jest z nami również Emilia Piech, absolwentka PWST we Wrocławiu. Znamy się jeszcze z czasów, kiedy wcześniej pracowałem w Bydgoszczy. W spektaklach zaplanowanych na ten rok zagrają też aktorzy gościnni. Budowanie nowego zespołu jest procesem długofalowym. Mam szansę zapraszać rozmaitych artystów, przyglądać się ich pracy, skorzystam więc z tego. Oni też będą mieli okazję przekonać się, jak im się współpracuje z bydgoskim zespołem. Jeżeli obie strony będą zainteresowane dalszą współpracą, niewykluczone, że z niektórymi zwiążę się umową stałą.

Jest coś, co martwi cię jako nowego dyrektora?

- Nie jest to ani zespół, ani repertuar. Na pewno ważną kwestią jest budżet. Musimy rozsądnie planować wydatki i pozyskiwać nowe środki. Wraz z moją zastępczynią, Anną Kosmalą, dołożymy wszelkich starań, by teatr w ciągu najbliższych trzech lat przeszedł gruntowny remont. Lista potrzeb jest długa i doskonale wszystkim znana. Remont sceny, widowni, foyer czy całego zaplecza to jedno. Kolejna kwestia to wyposażenie. Zależy nam, by zapraszać bydgoszczan do nowoczesnego, w pełni wyposażonego i przyjaznego budynku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji