Listy miłosne
Zacząłem od końca i najjaśniejszego punktu poniedziałkowego programu. Wcześniej już nie było tak dobrze, a oglądaliśmy "Listy miłosne", które "pisali" na scenie EWA ŻUKOWSKA i JERZY ZELNIK oraz "Geniale Frau" z NINĄ REPETOWSKĄ jako Gabrielą Zapolską. Publiczność przyjęła oba spektakle bardzo ciepło, a "Listy..." nawet gorąco. W ogóle ta publiczność to miód na serca występujących na WROSTJA aktorów. To nie tylko moje zdanie, tak mówią aktorzy. Parę następnych zdań nie będzie miało takiego miodowego smaku Głównie za sprawą jakości materiału literackiego. "Listy..." są świetnie skrojonymi dialogami, ale z daleka pachną landrynkowym hollywoodzkim melodramatem. Do tego jeszcze "hasłową" ilustracja muzyczna oparta na najprostszych skojarzeniach i grą aktorów chwilami pretensjonalna, wzruszały jak brukowe romanse, od których kipią półki w każdym kiosku.
Jeszcze gorzej w mojej prywatnej hierarchii wypadki opowieść o życiu Gabrieli Zapolskiej. Scenariusz osadził czasowo całą akcję w ostatniej godzinie życia autorki "Skiza" i "Moralności pani Dulskiej", a jego autor chciał nam streścić całe niemal życie bohaterki. To się nie mogło udać. Zabrakło psychologicznej konstrukcji, a sam monolog tkwił po szyję w banale. Okropność.