Artykuły

Madame Sans Gene

Słowo "rekin" oznacza w gwarze teatralnej człowieka, który nie płacąc ani grosza, przychodzi na premierę, by się nacieszyć klęską sztuki, teatru i artystów. "Rekin" jest dobrze przygotowany, bo wie o tysiącach zakulisowych spraw, wróżących nieuniknioną katastrofę spektaklu. "Rekinów" cieszy jedynie klapa, nigdy zaś - udana premiera. Zawsze wybierają się na pogrzeb i są zaskoczeni, gdy zamiast na nim - znaleźli się na pysznej zabawie... W tym wypadku w Teatrze 7.15 na komedii muzycznej pt. "Madame Sans Gene". Wiecie, to jest ta praczka z niewyparzoną buzią, która staje się księżną Gdańską, z łaski Napoleona.

Dopiero tym spektaklem określił Teatr 7.15 swoją pozycję w Łodzi, dotąd niewyraźną pod względem repertuarowym. Jako, że miał to być teatr rozrywkowy, a pod poprzednim kierownictwem wychodziły tam (wybacz, rodaku Liliomie!) raczej smutne spektakle. Wróżba dla przyszłości, zawarta w "Madame Sans Gene" jest optymistyczna: Sykała chce nadać małej scenie rozrywkowej wielki rozmach artystyczny. Chociaż...

Chociaż na początku pierwszego aktu "rekiny" się cieszą, gdy słyszą śpiew trzech praczek (bo TE praczki nie powinny pod żadnym pozorem śpiewać!), chociaż dalszy ciąg I aktu nie bardzo jeszcze o tym świadczy, że gramy tekst Minkiewicza - Marianowicza w inscenizacji i reżyserii Sykały...

Ale widowisko "narasta" jak mówią spece, czyli się rozwija, stając się coraz zabawniejsze. I dochodzi do szczytu w parodii opery (inny sprawozdawca znajdzie może inne szczyty, co będzie tylko świadczyło o bogactwie przedstawienia).

Mówmy więc i bez nawiasu sloganami: reżyseria Sykały obfituje w takie bogactwo dowcipnych pomysłów, że wystarczyłoby ona innemu reżyserowi na cały sezon (i nie byłby ten inny potem zmuszony przejść do pracy w innej dziedzinie gospodarki narodowej). Nie chodzi tylko o "gagi" w drugiej części, ale o całą jej koncepcję, wydobywającą wszystkie możliwości zabawy i śmiechu, które dają Sardou - Minkiewicz - Marianowicz. Pomysłowość i dowcip wykapał również choreograf Józef Matuszewski w układzie ruchów. Wolno mi więc powiedzieć, iż lekkość przedstawienia jest w znacznej mierze także jego zasługą.

Jerzy Szeski, znany wielowarsztatowiec, ale z prawdziwą pasją scenograficzną, rozwiązał nierozwiązalne zadanie: stworzenie wnętrza pałacu na przestrzeni, wystarczającej najwyżej na kawalerkę w nowym łódzkim budownictwie. I stworzył. Pocieszający widok.

Praczka z niewyparzoną buzią, "Madame Sans Gene" - to rola nad rolami. Bo ja wiem, czy teatrolodzy doliczą się jeszcze dziesięciu tak efektownych ról w tym fachu? Więc zadanie nie byle jakie. I nie byle jak podołała mu Ewa Zdzieszyńska. Nie wybrała stylu "pyskówki", jak to uczyniła pewna znana aktorka, którą widziałem kiedyś (z ostrożnością dodaję, że ...naście lat temu). Zdzieszyńska gra praczkę, która mogłaby z powodzeniem udawać księżną, ale praczka w głębi swej duszy nie chce udawać. Aktorstwo z głową i kunsztem.

Tyle słów uznania, co Zdzieszyńskiej, należy się co najmniej jeszcze kilku aktorom: Tadeuszowi Schmidtowi za sierżanta, awansującego w służbie Napoleona do godności marszałka. Trudna to rola, bo tekst jej tok wydarzeń tylko podtrzymuje, a nie rozwija. Kto wie, czy jakiś inny aktor byłby w tej roli tak wiarygodny i - w konwencji komediowej - tak prawdziwy jak Schmidt.

Napoleon St. M. Kamińskiego jest niewątpliwie jedną z atrakcji aktorskich przedstawienia. Nie brak innych. Oto Fouché Włodzimierza Kwaskowskiego - niespodziewanie sympatyczny, jakim Fouché z reguły nie powinien być (toż to szwarc-charakter!), ale jakim on być musi, jeśli go gra Kwaskowski w tej sztuce i w t e j reżyserii. W korowodzie wielce zabawnych postaci tej wielkiej zabawy cieszą nas groteskowe siostry Napoleona (Jadwiga Andrzejewska i Irena Burawska) oraz lokaj - (Tadeusz Sabara) bardziej arystokratyczny niż najprawdziwsza arystokracja, a nie tylko sierżantowo-praczkowa, napoleońska. Kropka.

Byłbym złym prorokiem, gdybym nie otrzymał w przyszłości zaproszenia na setne przedstawienie tej sztuki. Bo proroctwo to moja specjalność, szczególnie w tak pewnych przypadkach, jak "Madame Sans Gene" według sztuki Wiktoryna Sardou, pióra Janusza Minkiewicza i Antoniego Marianowicza; z muzyką , Stefana Kisielewskiego, inscenizacja i reżyseria: Roman Sykała, choreografia: Józef Matuszewski, scenografia i kostiumy: Jerzy Szeski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji