Artykuły

Ogień na scenie i złote wokale

"Piloci" wg libretta i w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Jakub Panek w Gazecie Wyborczej.

Powszechną dziś praktyką jest, że teatry prawie każde swoje przedstawienie samozwańczo określają mianem "najbardziej oczekiwanego wydarzenia roku". Najczęściej to tylko bałwochwalstwo, a już na premierze okazuje się, że powstał kolejny przeciętny spektakl. Ale "Piloci", czyli najnowszy musical Teatru Muzycznego Roma to triumf. Wiktoria polskiego teatru muzycznego.

Stojący u steru Romy od 1998 roku Wojciech Kępczyński nie jest zwykłym menedżerem kultury, dyrektorem, czy reżyserem. To wizjoner, którego pasja do teatru muzycznego przerodziła się w stworzenie najważniejszej dziś sceny musicalowej w Polsce. Tuż po nominacji, 19 lat temu nikt nie wierzył, że jego hurraoptymistyczne zapowiedzi dot. wystawienia w Polsce światowych hitów, takich jak: "Koty", "Miss Saigon", czy "Les Miserables" się kiedykolwiek spełnią. A jednak. Słowa dotrzymał i wszystkie wtedy ogłoszone, a także wiele innych z sukcesem pokazał przy Nowogrodzkiej 49.

Największymi sukcesami teatru okazał się "Upiór w operze" z wyborną muzyką Andrew Lloyda Webbera, a także ostatnio pokazywana "Mamma Mia!" z hitami zespołu Abba. Zresztą jeden z członków kultowego zespołu Bjorn Ulvaeus osobiście przyjechał na premierę i docenił warszawską inscenizację w reżyserii Kępczyńskiego. Na przestrzeni tych lat dyrektor Romy sięgał po sprawdzone hity z Broadwayu i West Endu, zawsze dogadując się z właścicielami praw, by móc pokazać wersję non-replica. Ta zakładająca drobne różnice w stosunku do oryginału wersja bardzo rzadko jest akceptowana przez licencjonodawców. Ale Kępczyńskiemu zawsze się to udawało. W tej realizacji marzeń i poszukiwaniu wyzwań dyrektor teatru bardzo często powtarzał, że marzy mu się polski musical, na miarę zagranicznych hitów. Owocem tej idei stał się polski musical "Akademia Pana Kleksa", który od podstaw stworzył wraz z Danielem Wyszogrodzkim (libretto) i Andrzejem Korzyńskim (muzyka). Premiera odbyła się w 2007 roku. Przedstawienie przyjęto entuzjastycznie, co dało Kępczyńskiemu nadzieję, że kolejny w pełni polski musical ma szansę odnieść sukces.

"Piloci", których światowa prapremiera odbyła się 7 października to efekt wielu lat pracy, uporu, a także odwagi dyrektora Romy. No bo który dyrektor bez wahania zdecydowałby się zdjąć z afisza musical - "kurę znoszącą złote jaja", czyli hit "Mamma Mia!" i wdrożyć w życie bardzo kosztowny autorski projekt? Jaki efekt osiągnął? Po kolei.

Ogień na scenie

Tworząc libretto Wojciech Kępczyński sięgnął do historii swojej rodziny. Bracia jego babci Maksymilian i Jan Lewandowscy byli pilotami brytyjskiego lotnictwa wojskowego (RAF) i walczyli w polskich dywizjonach podczas Bitwy o Anglię i później, do końca II wojny światowej. Musical rozpoczyna się w naszych czasach. W pierwszym akcie - na scenie oglądamy 10-letniego Wojtka w czapce pilotce, który gra w grę komputerową "Bitwa o Anglię". Nagle przenosimy się do Warszawy. Jest 1939 rok, stolica kwitnie. Aktorka i piosenkarka Nina poznaje absolwenta szkoły lotniczej w Dęblinie Jana. Zakochują się w sobie, deklarują wierność i miłość. Sielankę przerywa wybuch wojny. W tym akcie poznajemy też niezwykle istotną dla narracji postać Prezesa - człowieka pozbawionego zasad, pracodawcę Niny. W kolejnych scenach (a jest ich w musicalu aż 36!) oglądamy przygody czterech pilotów: Jana, Stefana, Franka i Maksa. Kępczyński zdecydował się pokazać ich ludzką twarz, stąd co chwilę poważną narrację uzupełnia zabawna scena (np. lekcja angielskiego, jazda na rowerach, czy podryw w londyńskim klubie). Jednocześnie prezentuje obraz bohaterskich Polaków, którzy za walkę z Hitlerem byli w stanie zapłacić najwyższą cenę. Wyjątkowo widowiskowo wyszła scena do utworu "Vaterland". Ta piękna pieśń na udekorowanej wielkimi hitlerowskimi flagami scenie wybrzmiała w tym miejscu wyjątkowo mrocznie. Warto bowiem przypomnieć, że w budynku Romy w 1941 roku odbyła się premiera antysemickiego filmu "Jud Suss". Przystrojony swastykami ówczesny kinoteatr gościł dygnitarzy i urzędników III Rzeszy.

Pierwszy akt kończy się sześć utworów później spektakularną animacją przedstawiającą bitwę powietrzną. Wzorem poprzednich produkcji Romy (w musicalu "Upiór w operze" na scenę spadał olbrzymi żyrandol, a w "Deszczowej piosence" na publiczność w pierwszych rzędach padał deszcz) pierwszą część przedstawienia kończy suspens. Tym razem zdecydowano się pokazać rozbicie samolotu na scenie. Jest huk i ogromna kula ognia na scenie. To trzeba zobaczyć!

W drugim akcie Kępczyński wprowadza kolejną istotną postać - Alice. To córka Lorda Stanforda, na którego terenie znalazł się Jan. W tej części przedstawienia na scenie oglądamy też świetnie wymyśloną scenę z repliką luksusowego samochodu i samolotu Hawker Hurricane. Widzowie w ekspresowym tempie przeprowadzani są zarówno przez historię działalności konspiracyjnej Niny w Warszawie, jej wyjazdu do Francji, sukcesy Polaków w Bitwie o Anglię, ale także zmiany w Europie i Polsce. Mimo filmowego tempa, widz nie traci kontaktu z fabułą, a na pozór trochę patetyczne sceny śmierci jednego z pilotów, czy ich spotkania z królem Jerzym VI w mojej ocenie stanowią lekcję zdrowego patriotyzmu. Nie ma w nich politycznych umizgów, czy niezdrowej dawki narodowej dumy.

"Piloci" w Romie oprócz bardzo dobrego libretta, na które na pewno jakiś wpływ miały dotychczasowe doświadczenia Wojciecha Kępczyńskiego (widać inspirację niektórymi światowymi hitami musicalowymi), są widowiskiem najwyższych lotów.

Jak oni śpiewają!

Dyrektor Romy zawsze bardzo skrupulatnie dobiera obsadę. Do tego przedstawienia, z kilkuset osób musiał wybrać kilkadziesiąt, a potem jeszcze zdecydować, kto zasili premierową tzw. pierwszą obsadę, kto drugą, i kto trzecią. "Piloci" zostali skonstruowani tak, że głównych ról jest kilka. Największe pole do popisu ma Nina. W jej rolę w trakcie premiery wcieliła się Zofia Nowakowska. Błyszcząca m.in. w musicalu "Mamma Mia!" aktorka doskonale odnalazła się w poważniejszym materiale. Gra i śpiewa porywająco, utwierdzając w przekonaniu, że to brylantowy talent (w drugiej obsadzie śpiewa równie znakomita Edyta Krzemień, jeden z najlepszych żeńskich głosów musicalowych w Polsce). Jana zagrał Jan Traczyk. To kolejny dobry wybór dyrektora Kępczyńskiego. Młody aktor, choć wygląda jak serialowy amant, tworzy na scenie nietuzinkową postać. Rolę Prezesa reżyser powierzył Januszowi Krucińskiemu. Mógłbym tu wymienić całą litanię sukcesów tego aktora, ale napiszę tylko: głos jak dzwon i charyzma. Jego gra aktorska mogłaby zawstydzić niejednego polskiego aktora (w drugiej obsadzie także mocne nazwisko - Jan Bzdawka).

W roli Alice oglądamy Basię Gąsienicę-Giewont. Jej talent wokalny można już wcześniej było podziwiać w "Rapsodii z demonem" w warszawskiej Rampie. To góralska dusza i żelazny wokal. Spośród licznej obsady warto jeszcze zwrócić uwagę na postaci pilotów - kolegów Jana. W roli Franka - Jeremiasz Gzyl. Aktor, choć dobrze gra i śpiewa, nie potrafi uwieść publiczności. Paweł Kubat, który gra tę samą rolę w drugiej obsadzie jest o niebo lepszy. Maksa zagrał Piotr Piksa. Młody aktor Teatru Narodowego zasługuje na noszony na scenie mundur. To gra i wokal na najwyższym poziomie. Ostatniego z lotników - Stefana - gra Marcin Franc. O jego roli można śmiało pisać - zachwycająca. Wierzę, że z takim talentem aktorskim (popis w utworze "Azaliż") i czystym, silnym głosem, niedługo i dla niego znajdą się główne role w polskim teatrze muzycznym. Z licznej obsady na scenie błyszczy jeszcze Ewa Lachowicz (doskonale znana widzom Romy, m.in. z głównej roli w "Deszczowej piosence") w roli Nel i Marta Burdynowicz (szalona i jakże urocza siostra Mary).

"Pilotów" nie byłoby bez pięknej muzyki. Za tę odpowiadają Jakub i Dawid Lubowiczowie. Stworzone przez nich piosenki - zróżnicowane gatunkowo (mamy songi melancholijne, rewiowe, a nawet rapowane) niosą akcję. Widzę w tym musicalu przynajmniej kilka hitów, które widzowie będą w stanie nucić po wyjściu z teatru: "Nie obiecuj nic", "Piloci", "Rowerowe love", "Angielska herbata", "Pan Hurricane" i "Za rok, za dwa". Wszystkie teksty napisał Michał Wojnarowski. Udało mu się opowiedzieć historię, nie plącząc aktorom języków. Z przyjemnością się tych piosenek słucha.

Scenografia cyfrowa i animacje Kamila Pohla z firmy Platige Image to więcej niż teatr, to filmowa zabawa na najwyższym poziomie. Tylko dzięki wielkim ścianom ledowym, które teatr kupił do ostatniej produkcji, te animacje wyglądają w pełni profesjonalnie. Tempo zmiany scenografii cyfrowej, ale także tej klasycznej - ładnej, stylowej, dobrze przemyślanej autorstwa Jeremiego Brodnickiego, budzi podziw.

Na potrzeby przedstawienia powstało prawie pięćset kostiumów. Dopracowane do ostatniego szczegółu przez Dorotę Kołodyńską koncertowo uzupełniają scenografię. Wśród nich są oczywiście piękne mundury. O nadzór nad ich wiarygodnością dbał Andrzej Szenajch. Dzięki niemu polscy piloci wyglądają jak bohaterowie, wojskowi, a nie aktorzy w taniej rewii, czy przebierańcy. Wśród twórców, których należy wymienić i docenić za ogromny wysiłek są: Sebastian Gonciarz (II reżyser, scenariusze walk powietrznych), Agnieszka Brańska (przygotowała mistrzowską, plastyczną, pełną rytmu choreografię), Marc Heinz (czarodziej światła!), Sergiusz Osmański (charakteryzacja) i Jaga Hupało (piękne - i trwałe - stylizowane fryzury).

"Piloci" wymyśleni i wyreżyserowani przez Wojciecha Kępczyńskiego to triumf polskiego teatru muzycznego. Wykorzystując bogate doświadczenie i pasję dyrektor Romy stworzył przedstawienie nowoczesne, a jednocześnie opowiadające historię, atrakcyjne, ale nie kiczowate. Zaproponował polskiemu widzowi teatralny produkt na najwyższym poziomie, który dostarcza dobrych emocji, stymuluje do poznawania historii polskich bohaterów, jednocześnie stroniąc od polityki. W końcu udowodnił, że nie tylko bez trudu radzi sobie z pokazywaniem w naszym kraju hitów z Londynu czy Nowego Jorku, ale także potrafi stworzyć polski musical na światowym poziomie. Z rozmachem, jakiego w polskim teatrze nie było, za pieniądze, jakich dotąd na musical w Polsce nigdy nie wydano (produkcja kosztowała kilkanaście milionów złotych). Ale żadna wydana złotówka nie została zmarnowana. "Piloci" to triumf teatru, triumf Kępczyńskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji