Artykuły

KLASYKA POLSKA. DZIEŃ PIERWSZY

Największą wartością teatru Klaty jest budowanie ostrych scen-metafor, które dają widzowi więcej niż całe godziny nudnych jak flaki z olejem dialogów - z Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska", o "Fanta$ym" w reż. Jana Klaty z Teatru Wybrzeże w Gdańsku, dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Przypomina w tym trochę Federico Felliniego. Któż z nas nie pamięta spektaklu kury domowej w "Mieście kobiet", ogromnego portretu Musolliniego, który zaczyna przemawiać w "Amarcord", figury Chrystusa nad Rzymem w "Dolce vita" czy pokazu mody kościelnej w "Rzymie"? Choć do Felliniego Klacie trochę brakuje, równie trudno wymazać z pamięci niektóre obrazy-metafory z jego spektakli. Tak jest również w gdańskim "Fanta$ym". A może nawet przede wszystkim w gdańskim "Fanta$ym", bo to najodważniejszy spektakl Klaty, który udowadnia, że reżyser ma pełną świadomość języka, którym mówi do widza.

Na zawsze zapada w pamięć scena tańca żołnierzy na wózkach inwalidzkich w rytm piosenki "Are you ready to die?" W pewnym momencie zaczynają się wywracać, jakby wypuszczono na nich cyklon B, niezdarnie wdrapują się na wózki, ale taniec idzie im coraz gorzej. Trudno o bardziej bezlitosną krytykę wojny, szczególnie w obliczu tego, co dzieje się w Iraku. Podobnie działa scena, gdy Dianna zaczyna grać Bacha na wiolonczeli, a upojeni rodzice kołyszą się na plastikowych krzesełkach pod połamanym patykiem, który zwą Dębem Wernyhory. W tym samym czasie Rzecznicki wyciera o trzepak gówno, które przykleiło mu się do buta. Potrzeba więcej, by pokazać królewskie aspiracje zderzone z szambem codzienności? I trzecia scena, chyba najmocniejsza - to zderzenie "Czerwonych maków pod Monte Cassino" z dzikim seksem Rzecznickiej i jednego z żołnierzy. Przypomina to scenę z "Popiołu i diamentu" Wajdy, gdy jedna z piosenkareczek po pijackiej bibie zaczyna nad ranem nucić właśnie "Czerwone maki" Oto Polaków portret własny.

Już sam entourage, w którym to wszystko zostało osadzone jest dość mocnym obrazem. Zdezelowane osiedle ze śmierdzącym śmietnikiem i napisem na murze: "HWDP". Trudno o większą degradację dla rodziny Respektów. Ale przecież Słowacki także akcję osadził w podupadającym dworze z odpadającymi rynnami i połamanym płotem, gdzie to, co mówią Respektowie nijak się ma do rzeczywistości. Dlatego też śmieszne wydają się głosy żarliwych obrońców złotych fraz romantycznego poety, zapominających o zawartej w nich ironii. Tym bardziej, że te frazy w spektaklu Klaty są wygłaszane, i to, by pocieszyć obrońców potoczystego wiersza, z dbałością o średniówkę. Na tym zbudowana jest znakomita, perfekcyjna rola Joanny Bogackiej czy równie ciekawa rola Elizy Borowskiej. Ta młoda aktorka zaniedbywana przez swój Teatr Powszechny w Warszawie wreszcie miała szansę sprawdzić się w roli na swoje możliwości. Zresztą wszyscy aktorzy są bez zarzutu. Piękny język głównych bohaterów, podobnie jak u Słowackiego, odnosi się do marnego, podupadającego świata, który Klata doprawił łaciną podwórkową. I chyba nigdzie poza Gdańskiem nie ma aktorów, którzy potrafiliby tak doskonale zagrać mieszankę jednego i drugiego.

I proszę już nie powtarzać, że Klata jest obrazoburczy, arogancki, prostacki czy jaki tam jeszcze, bo przecież w ten sam sposób przyjmowano dramat Słowackiego, który jako pierwszy podjął krytykę paradygmatu romantycznego. "Fantazy" był skandalem, bo próba szczerego mówienia o Polsce zawsze musi być skandalem. Oczywiście można mieć pretensje, że Klata powrzucał w to wszystko mnóstwo bluzgów, ale zauważmy, że nie wykrzykują ich Respektowie, ale ich sąsiedzi. Wzmacnia to tylko degradację głównych bohaterów. Zresztą nie chcę tu nikomu wmawiać, że Klata jest wierny tekstowi Słowackiego w 100 %. Taka wierność świadczyłaby przecież o jakimś totalnym braku miłosierdzia dla widzów. Weźmy choćby pierwszy wiersz wygłaszany w dramacie przez Fantazego:

"Widziałeś wasan, jakie w przedpokoju

Hamadryjady, Laokonty, Psylle

W ojca Adama przenajświętszym stroju

Stoją z lokajstwem w zgodzie"

Do kogo by to dzisiaj dotarło ze sceny? Dlatego spektakle Jana Klaty można nazwać krytycznymi coverami, jeśli przyjmiemy, że cover to wykonywanie utworu z cudzego repertuaru z dużą dawką swobody. Jednak w tym bazowaniu na cudzym utworze Klata pozostaje wierny jego myśli.

Zresztą okazuje się on większym romantykiem niż Słowacki. Świadczy o tym ostatnia scena, gdy skłóceni, podsłuchujący się nawzajem mieszkańcy blokowiska zapalają światełka, wystawiają w okna portrety papieża, by zjednoczyć się w obliczu jego śmierci. To zakończenie jest chyba nawet zbyt romantyczne i dezawuuje krytyczne ostrze całości! Bo na ile wystarczyło tego zrywu rozmodlenia i dobroci? Na tydzień, może dwa Było i prysło jak mydlana bańka! Tak to już jest w tej Polsce, o której chce mówić Klata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji