Artykuły

Kto będzie śmiał się ostatni?

"Falstaff" Giuseppe Verdiego w reż. Macieja Prusa w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Ewa Czarnowska-Woźniak w Expressie Bydgoskim.

Odmłodzony i odchudzony sir Falstaff bardzo spodobał się bydgoskiej publiczności.

Piękna muzyka, świetne reżyseria i scenografia oraz klasa bydgoskich solistów i chóru: składniki bardzo udanej premiery 61. sezonu Novej.

Bezlitośnie pogryziony przez komary i gzy, okrutnie upokorzony, porzucony w rzece w koszu na bieliznę, wyszydzany na wszystkie możliwe sposoby (hm... "udręka oślic" wydaje się tu określeniem najbardziej pikantnym)... Czyż nie jest to dostateczna kara za bycie próżnym?

Bo też próżnym być trzeba, skoro wierzy się - będąc zrujnowanym opojem i spaślakiem -że ma się świat u stóp i prawo do każdej, choćby (a może zwłaszcza) cudzej, kobiety. Szlachecki tytuł Johna Falstaffa jest może jakimś wabikiem, ale nie na tyle, by stracić dla niego głowę. A obleśny szlachcic ubzdurał sobie, że jednocześnie uwiedzie dwie ponętne (i zamożne) mieszkanki Windsoru - Alicję Ford i Meg Page. Miał jednak pecha, bo panie się przyjaźniły, szybko przejrzały jego zamiary i uknuły intrygę, włączając weń córkę, Nannettę Ford i kumoszkę, Panią (nomen omen) Ouickly. Dni Falstaffa wydają się być policzone tym bardziej, że swój plan zemsty na nim mają również "zdradzany" pan Ford i jego kompani. Żałosny koniec jest blisko, a przecież kiedyś sir Falstaffbył nauczycielem samego króla Henryka V...

"Falstaff" - komedia liryczna w trzech aktach - jest ostatnim w dorobku dziełem Giuseppe Verdiego. Opera, skomponowana u schyłku życia wielbionego przez Włochów autora "Nabucca", "Rigoletta", "Traviaty", powstała, o czym świadczy korespondencja Verdiego z autorem libretta, Arrigo Boito, w sposób nieskrępowany. Verdi brał nawet pod uwagę, że jej nie zdąży dokończyć, chciał tworzyć w swoim tempie i dla własnej przyjemności. Faktem, że Boito oparł libretto na szekspirowskich "Henryku V" i "Wesołych kumoszkach z Windsoru" był zachwycony. W ten sposób "Falstaff", otwierający 61. sezon artystyczny bydgoskiej opery i wystawiony na jej deskach po raz pierwszy, stał się ukoronowaniem życia wielkiego kompozytora.

To niepospolite dzieło wymagało wyjątkowej oprawy i ją otrzymało, głównie za sprawą wybitnego reżysera teatralnego, Macieja Prusa. Nie wyobrażał on sobie, by przedstawić tytułowego bohatera w sposób dosłowny. Falstaff w znakomitej interpretacji przystojnego Łukasza Golińskiego (premiera sobotnia) tylko niedbałym strojem sygnalizuje "rozmemłanie" szlachcica. Nie jest też on wcale jednowymiarowym głupcem, wszak to bohater wywiedziony z Szekspira. Przejmujący monolog o honorze jest wskazówką, by "czytać" tę postać jednak głębiej.

W Łukaszu Golińskim zyskał solidne uzasadnienie tej tezy. Dzielnie sekundują mu "kumoszki z Windsoru": Alice (Magdalena Polkowska), Meg (Małgorzata Grela), Quickly (Małgorzata Ratajczak) oraz Nannetta (Aleksandra Wiwała) - choć akurat wątek jej związku z Fentonem (Łukasz Załęski) wypada dramaturgicznie dość słabo. Przejmujący jest za to Ford Sławomira Kowalewskiego, a bardzo zabawni - Bardolf Szymona Rony i Pistol Jacka Greszty. W bydgoskim przedstawieniu grają też świetnie ascetyczna scenografia Jagny Janickiej, pomysłowo operującej płaszczyznami (ruchome podesty) oraz światło Macieja Igielskiego. Trudna skomplikowanymi "solówkami", połączonymi w występ zespołowy (oktety!), muzyka pięknie płynie pod batutą Piotra Wajraka. Brawo - z podziękowaniami za bardzo interesujący wieczór!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji