Artykuły

Liber o Wyspiańskim nie mówi nic nowego. Nie musi. To powtarzanie narodowego rytuału

"Wesele. Poprawiny" w reż. Marcina Libera w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Poprawiny" - taki podtytuł nosi "Wesele" w Polskim Teatrze Tańca. Skoro "poprawiny", to nie obędzie się bez kaca, syndromu dnia wczorajszego, bez męczącego klina na trzecią i na czwartą nóżkę - trzeba, choć męczy.

Ameryki nie odkryjemy - zdają się już na początku uczciwie mówić reżyser Marcin Liber i dramaturżka Magdalena Zaniewska, gdy w pierwszej sekwencji przytaczają z datami i miastami kolejne co głośniejsze inscenizacje arcydramatu Wyspiańskiego - od prapremiery Teatru Miejskiego w Krakowie w reżyserii Andrzeja Walewskiego z 16 marca 1901 r. po pożegnalną premierę - ironiczną stypę - Jana Klaty w krakowskim Starym Teatrze z 12 maja 2017 r..

Dwa razy Wajda, dwa razy Grzegorzewski, Zadara, Augustynowicz... Patronem "Wesela" w Polskim Teatrze Tańca wydaje się też jednak Wojciech Smarzowski, który swoją dosadną filmową parafrazą z 2004 r. wpłynął na kolejne teatralne inscenizacje; kolejne "Wesela" częściej będą ociekać wódką i przaśnością.

Taneczne korowody pijanych wujków

Pojawi się więc u Libera współczesna weselna "etnografia" ludu polskiego pomieszana z nielicznymi, choć wciąż obecnymi partiami tekstu Wyspiańskiego (mogło by ich być nawet mniej). Będą więc na scenie weselne zabawy, które w wykonaniu pijanych wujków przyprawiały was o zażenowanie. Scenograficzna instalacja Mirka Kaczmarka zawiera też m.in. zgrane z nadsyłanych twórcom VHS-ów nagrania weselnych uroczystości z Polski ostatnich trzech dekad. Wszystko to składa się na luźną teatralną konstelację, w której choreografia Iwony Pasińskiej to tylko jeden z równoprawnych elementów.

Ale czym był historyczny teatr tańca, ten z lat 70., kojarzony z nazwiskiem niemieckiej choreografki Piny Bausch? Syntezą, kolażem politycznego teatru Bertolta Brechta i choreografii - nowoczesnej i tej inspirowanej baletem; obrazów z ekspresjonistycznej wyobraźni i kontrkulturowego performance'u.

Są tu więc elementy tzw. community theatre z seniorami z grupy Movements Factory - i wideo instalacji, teatr politycznej farsy i teatru dokumentalnego, wreszcie - last but not least - taniec, w którym wszystko to jest zanurzone, który zagęszcza przedstawienie przetworzonymi wzorcami tańców ludowych razem z transową muzyką RSS B0YS.

Liber mocno inspirował się Bausch już we wcześniejszych latach swojej teatralnej twórczości. Stąd międzypłciowe przebieranki, eleganckie suknie na ciałach tak mężczyzn - tancerzy PTT, jak starszych weselników, wreszcie - przemierzające scenę długie taneczne korowody. Obok nich - biało-czerwone peleryny przeciwdeszczowe z polskim orłem na piersi, które spopularyzował swoimi zdjęciami Jarosław Kaczyński.

"Wesele" jak YouTube party

Zaniewska zachowuje w koncepcji schemat "Wesela" z podziałem na trzy akty: pierwszy - obyczajowy, drugi, gdzie nawiedzają nas widma historii, wreszcie trzeci, z pesymistycznym finałem - choć chocholi taniec zdaje się tutaj akurat rozciągnięty na cały spektakl.

Pierwsze weselne flirty w poznańskim przedstawieniu opierają się na latach 90. na wspomnieniach o pierwszych komórkach, zapomnianych portalach społecznościowych, na klimatach, które z obciachowych właśnie stają się hipsterskie. Na spiętrzeniu kiczu i nostalgii, obrazkach z dojrzewania w czasach początków transformacji. Poznańskie "Wesele" staje się tu trochę YouTube party.

Widma z kolei okażą się opowieściami starszych ludzi z weselnych uroczystości czasu wojny i powojnia. Kolejne powracające rozpoznanie - nieważne, czy jesteśmy w latach 70., czy w XXI wieku, Polacy żyją w cieniu historii. Usłyszymy, jak na wsi drugiej połowy lat 40. ludzie boją się ukrywających w lasach partyzantów, którzy nie wiedzą jeszcze, że za kilkadziesiąt lat staną się "żołnierzami wyklętymi". Gdy ci przybędą na wesele, by napić się i potańczyć, noc poślubną państwo młodzi spędzą - na wszelki wypadek - ukryci w skrzyniach.

"Polak w potrzebie przytuli do siebie"

"Wesele. Poprawiny" to całkiem złożona struktura oparta na prostych montażach, wyrazistych kontrastach. Polityczną stawką poprawin jest chyba wyostrzenie sensów tego, co powszednie, zagęszczenie koktajlu z narodowej tradycji i współczesnej codzienności. Aż żołądek się wywraca. Radosny chór tancerzy i seniorów śpiewa więc współczesną weselną przyśpiewkę, w której kobiecy podmiot liryczny powtarza, że nie chce żadnego Araba, Murzyna czy Anglika, tylko Polaka, "bo Polak w potrzebie przytuli do siebie"; do pieprznego i rasistowskiego, bądź co bądź, karaoke wciąga się publiczność.

Reżyser kontruje to natychmiast opublikowanym wiosną tego roku dźwiękowym nagraniem, na którym słychać, jak katowana jest żona radnego PiS z Bydgoszczy, Rafała P. Słuchając fragmentu drastycznej domowej awantury z płaczem i upokarzaniem - głośno i długo, za długo - poczuć można zażenowanie, dyskomfort, gniew. Łatwo powiedzieć, że wykorzystywanie takiego nagrania w spektaklu to nadużycie, jakaś pornografia zła i okrucieństwa. Ale przecież nagranie to opublikowane zostało w konkretnym celu. Miało służyć zwróceniu uwagi na tabu domowej przemocy - i temu właśnie posłużyło, wtedy i teraz.

Proste? Pewnie trochę tak, jak prosty jest ośmiozgłoskowiec, którym zapisane są weselne rozgowory krakowskich inteligentów i bronowickich chłopów. "Wesele" nie służy przecież do mówienia nowych rzeczy o Polsce czy Polakach. Służy do powtarzania narodowego rytuału, rozpoznawania się wspólnoty w klasycznym tekście, w przetwarzanych na nowo tych samych dramaturgicznych schematach. Na ile mówi nam coś nowego, a na ile umacnia stereotypy i myślowe klisze - na to odpowiedzieć trzeba sobie samemu. Powtarzana od 116 lat krytyka chocholego tańca sama też bywa chocholim tańcem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji