Artykuły

Jacek Tyski: "Na pięciolinii"

- Wprowadzam na scenę Kompozytora i pokazuję, jak Tansman tworzy. Kurtyna wędruje w górę, a on się odwraca i już coś zapisuje albo czegoś szuka - przed premierą "Baletów Polskich" z Jackiem Tyskim, choreografem i tancerzem, rozmawia Wojciech Giczkowski w Teatrze dla Was.

Wczesny utwór baletowy Aleksandra Tansmana "Sextour. Ballet-bouffe" to historia miłosna o relacji odbiegających od norm bohaterów, a mianowicie: skrzypiec (Santa Lucia), wiolonczeli (Herzsturm), fletu (Armance), trąbki (Dom Allargando) oraz perkusji (Bouldoul). Dlaczego zmienił Pan tytuł baletu na "Na pięciolinii"?

- Rzeczywiście, odnoszę się do tej historii i będzie ona pokazana tak, jak została zapisana w oryginale. Pokusiłem się jednak o rozszerzenie tego tematu. Kiedy po raz kolejny zacząłem słuchać muzyki Tansmana, ta poszerzona opowieść dobrze wpisała się w jego koncepcję muzyczną. Ta muzyka jest wielopłaszczyznowa. Tematy się zaczynają, rozwijają i bardzo szybko kończą. Można więc sporo opowiedzieć, ale sytuacja musi mieć swój ciąg dalszy i dlatego pokusiłem się o rozszerzenie tematu na pięciolinii. Tak jak Tansman wyobraził sobie tańczące skrzypce, wiolonczelę, flet, trąbki i perkusję, tak tancerze podkreślą swoimi kostiumami, że wcielają się w te instrumenty. Natomiast tytuł baletu świetnie oddaje sens zamysłu - Tansman na naszych oczach właśnie na pięciolinii komponuje ten utwór (czyli tworzy poszczególne partie konkretnych instrumentów) i zaraz na niej zapisuje. Chciałem nawet wyświetlić pięciolinię z zapisu Franciszka Benesza według rysunków Czyżewskiego, ale okazało się to technicznie za trudne. Dlatego pozostanie zgodna z zapisem nut Tansmana i to właśnie na niej znajdą się w końcu instrumenty, które tworzą tę melodię. Oryginalna nazwa "Sextour" nie pasowała mi do tego, co chcę opowiedzieć. W moim spektaklu kompozytor jest obecny na scenie i komponuje. Występuje w stroju ze swojej epoki, a pozostali tancerze wyglądają jak z innej bajki. To jakby moje wyobrażenie tego, jak on tworzy. On widzi swoją muzykę poprzez instrumenty.

Tansman, kompozytor nominowany do Oscara, miał taką pozycję w świecie, że mógł sobie pozwolić na stworzenie muzyki stanowiącej równorzędny kontrapunkt, a nie tylko ilustrację obrazu. Na ile ten indywidualny styl twórcy będzie zachowany w Pańskim balecie?

- Wprowadzam na scenę Kompozytora i pokazuję, jak Tansman tworzy. Kurtyna wędruje w górę, a on się odwraca i już coś zapisuje albo czegoś szuka. Pojawiają się instrumenty, które są jego natchnieniem. To jest wizualizacja taneczna tego, co słyszymy i co on zapisuje. Stąd też wdzięczny tytuł przedstawienia, bo instrumenty są jego wyobrażeniem tego, co tworzy. Scena będzie zbudowana na trzech płaszczyznach i w trzech planach. Na nich będzie się toczyła różnorodna akcja - interesująca i atrakcyjna dla widza.

14 listopada w Operze Saint-Louis Vladimir Golschmann dyrygował światową premierą Rapsodie Polonaise Tansmana. Autor dedykował swe dzieło obrońcom Warszawy z 1939 roku. Utwór ten, przypominający o tragicznym losie Polski, wykonywany był w USA do końca wojny. Jakie polskie elementy widz i słuchacz odnajdzie w prezentowanym balecie?

- Kompozytor wyjechał z Polski i później trafił do Hollywood, ale w jego muzyce słychać polskość. Bardzo wyraźnie w "Sextour" widać to, że został napisany jako podarunek dla Strawińskiego, a przecież życie Tansamana w naszym kraju nie było łatwe, skoro w konkursie muzycznym wystąpił pod pseudonimem. Dla mnie jest oczywiste, że to był Polak podkreślający wszędzie swoje polskie pochodzenie.

Taniec klasyczny i muzyka klasyczna są fundamentem Pana sztuki choreograficznej. Jak nazwie Pan styl swojego przedstawienia, które zobaczymy w ramach "Baletów Polskich"?

- Trudno jest dziś powiedzieć, co jest klasyką, a co neoklasyką. W dzisiejszych czasach to, co nowe, stało się klasyką na naszych oczach. Współczesność dla tancerza klasycznego jest bardzo potrzebna, bo wtedy inaczej wykonuje pas i inaczej stoi w pozach. Tancerz akademicki musi gdzieś poznać taniec nowoczesny i szlifować swój warsztat. Co do mojego stylu, to muszę poczuć na własnym ciele to, co układam. W moim balecie mam wspaniałych tancerzy, którzy są chętni do pracy, szybko chwytają kroki (czasami wystarczy, że pokażę raz czy dwa). Później mamy więc czas, aby choreografię uładzić i ubrać w sensy, aby zaufać temu, co pokazujemy, naszemu pomysłowi, i temu, co czujemy. Chcę, aby tancerze dobrze się czuli w tym, co robią. Nie chodzi w naszym dziele o to, aby balet wyglądał dziwnie, a tancerze z nim walczyli. Artysta musi wyjść na scenę i wiedzieć, co tańczy. Ruch musi dla mnie coś znaczyć, każdy gest i jakieś spojrzenie musi nieść ze sobą ładunek energetyczny albo jakąś wiadomość. Artysta musi więc coś przekazywać i dobrze się przy tym bawić. Gest musi być przez tancerza wykonany świadomie, aby publiczność oglądała przedstawienie ze zrozumieniem treści lub przekazywanych ruchem wiadomości. Mój temat wymaga stworzenia informacji o tym, co się dzieje na scenie. Mamy wątek miłosny, odrzucenie tej miłości, są igraszki i plotki, które w dwudziestominutowym balecie muszą być pokazane w sposób jasny. Na dodatek towarzyszy im muzyka, która wpada w ucho, więc jestem przekonany, że "Na pięciolinii" spodoba się widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji