Artykuły

Od Krakowa

Na tle dość szarego życia teatralnegp w Warszawie zabłysnął doskonały krakowski Teatr Stary pod dyrekcją Zygmunta Huebnera, który gościnnie wystąpił i dwoma spektaklami w sali Teatru Powszechnego na Pradze. Pierwszym przedstawieniem była "Matka" Stanisława Ignacego Witkiewicza, a drugim anonimowy angielski dramat z epoki szekspirowskiej "Żałosna i prawdziwa tragedia pana Ardena...".

Może już zaczyna świtać epoka, w której Witkacy nareszcie zostanie trwale adoptowany przez teatr jako błyskotliwy, niepowtarzalny autor najśmieszniejszych i najcelniejszych komedii, napisanych w naszym kraju po Fredrze? Czas najwyższy, by ten przenikliwy autor, który tak wiele zrozumiał z czasów swoich i naszych, znalazł się na naszych scenach już nie w charakterze eksperymentalnym, jako dań złożona modzie - ale, by zamieszkał tam na stałe. A wydaje się, te jest tu niesłychanie potrzebny i pożyteczny, jako przedstawiciel sztuki nowoczesnej, bliskiej naszym dzisiejszym gustom i smakom, jako protoplasta naszego poczucia humoru, które odziedziczyliśmy po nim za pośrednictwem między innymi Gałczyńskiego i Mrożka.

Mając Witkacego w dorobku literatury narodowej, i to jako autora sprzed lat kilkudziesięciu ("Matka" np. została napisana w 1924 r.), trudno odmówić sobie przyjemności zestawienia go i porównania z nowoczesnym dramatem zachodnioeuropejskim. Niedawno felietonista pisma "Dialog" gromił mnie szalenie taktownie za brak szacunku dla Becketta, oraz dla teatrologów i filozofów, którzy - choć bardzo na mnie naindyczeni - to jednak dobrze wiedzą, co mają myśleć. Proszę, uprzejmie. A ja zostanę przy swoim, bo już od dawna czytając i oglądając sztuki Witkacego śmiałem się do rozpuku z tego wszystkiego, czym Beckett i oni wszyscy tak bardzo się przejmują. Mając Witkacego, możemy zachowywać sią o wiele mniej poważnie, a przy tym o wiele mądrzej.

"Matkę" w Teatrze Starym wyreżyserował Jerzy Jarocki, znakomicie zagrali Ewa Lassek, Antoni Pszoniak oraz Romana Próchnicka. Przerysowana i może niepotrzebnie groteskowa była postać służącej Doroty, która przecież działa w planie całkowicie naturalistycznym, podobnie zresztą jak Apolinary Plejtus, ojciec Zosi. Natomiast bardzo podobała mi się scenografia Krystyny Zachwatowicz, wysmakowana stylowo, estetycznie zbrzydzona. Doskonały pomysł inscenizacyjny "samosądu mdłej demokracji", poprzez zgniecenie Leona przez gigantyczny tłok umieszczony w rurze sceny. Rozwiązanie takich problemów inscenizacyjnych miało tu niemałe znaczenie, jeśli się zważy, że wystawienie "Matki" jest prapremierą owej "niesmacznej sztuki z epilogiem", jak ją określił autor. Dotąd nie była ona nigdzie grana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji