Artykuły

List z Krakowa

Panie Redaktorze.

Ostrzegam Pana, iż w naszym mieście, dzieje się coraz gorzej i jeśli tak dalej pójdzie, za nic nie ręczę. Ale czy może się dziać dobrze, jeśli raz, po raz, ktoś wpada w nasz spokojny gród, bije matkę tradycję po zgarbionych plecach i nim krakowianie zdążą się skrzyknąć do kupy, napastnik daje nogę? Obojętne, czy jest to Teatr "13 Rzędów", czy też Sławomir Mrożek, ważny natomiast jest smutny efekty a efektem jest wzrost chuligaństwa i ogólna drożyzna. Czy może być zresztą inaczej, jeżeli taki Mrożek, w biały dzień, napada w środku miasta, na pana Wyspiańskiego i Wieszcza Adama? Jeśli on na Nich napada, nic dziwnego, że potem chuliganie napadają na, Pana Redaktora, na mnie i na innych i też nas leją, gdzie popadnie. Tak właśnie, jak to ów Mrożek robi z panem Wyspiańskim i Wieszczem Adamem. A napaść odbywa się w Teatrze Kameralnym, który wystawia dwie sztuki Sławomira Mrożka, pt. "Zabawa" i "Śmierć porucznika". "Zabawa", to jednoaktówka, parodiująca krzepę fizyczną i moralną bronowickich parobków, zapożyczonych z "Wesela" Wyspiańskiego. Kapitalna rozmowa-bełkot, w manierze wyspiańszczyzny, rozmowa, w której (podobnie jak w II akcie Wesela) nie bardzo wiadomo o co chodzi (o czym dobitnie przekonał nas reżyser Wajda, wystawiając "Wesele" na scenie Teatru Starego), u Mrożka prowadzona jest przez trzech podchmielonych parobków. Ustami tych wsiowych chuliganów, Mrożek stara się rozbić mit ważkości historycznej, tkwiący rzekomo w metaforycznych strofach "Wesela". I trzeba przyznać, że jeśli idzie o blamaż, udaje mu się to nadzwyczajnie. Choć w czytaniu, "Zabawa" jest znacznie zabawniejsza niż w Teatrze Kameralnym, gdzie parobczańsko-wyspiańszczyźniany styl pasował jedynie do Ryszarda Filipskiego, natomiast i Antoni Pszoniak, i Andrzej Buszewicz, wyraźnie od niego odstawali. Za to w "Śmierci porucznika", ogólna rehabilitacja i popis gry aktorskiej, a więc i Pszoniak, jako Wieszcz, i Filipski, jako porucznik Orson, i Jabczyński (urodzony do Mrożkowego repertuaru), jako Generał i Gronkowski, jako Wiarus i wreszcie, jedyna kobieta w tym przezabawnym gronie, Romana Próchnicka, doskonała W roli szlachcianki Zosi, utrzymanej w stylu trochę fredrowskim, a trochę szelmowskim. Jeśli idzie o samą sztukę "Śmierć porucznika", to tu sprawa znaczenie poważniejsza. Mrożek porwał się bowiem na samego Adama Mickiewicza. Podobno namawiał go do tego (konsekwentnie (od lat), Władysław Machejek, naczelny redaktor "Życia Literackiego". I jak widzimy, namówił. Mrożek zaprzągnął świętokradczą rękę do ośmieszenia Wieszcza, a Machejek zaśmiewa się teraz w kułak i zaciera ręce z radości. Ciekawe, do czego też on znowu Mrożka namówi? Kogo teraz wezmą "na tapetę"? Może kogoś ze współczesnych? To by było chyba godniejsze wspaniałego dowcipu Mrożkowego: ośmieszać nie historię po przez współczesność, ale Współczesność, widzianą z perspektywy przyszłości. Póki zaś co, zachęcam Pana, Redaktorze, do obejrzenia owej śmierci, która jest niczym innym, jak kpiarskim udramatyzowaniem fragmentu popularnej książki Zbigniewa Załuskiego, pt. "Siedem polskich grzechów głównych", fragmentu, dotyczącego rzekomej śmierci Ordona, który, jak to nam wiadomo z wiersza Mickiewicza, wysadził się w powietrze, wraz z bronioną przez siebie Redutą i zginął. Pięknie napisany wiersz stał się nieomal modlitwą narodową, ale o ironio, na arenie pojawia się po pewnym czasie, Ordon, który wcale nie zginął i nie tylko pragnie nadal żyć, ale (jak nas informuje Mrożek) i żenić się, i płodzić dzieci. Niestety, naród potrzebuje ofiar złożonych na ołtarzu ojczyzny, potrzebuje relikwii, gdyż dzięki nim, ma się spełnić jego dziejowa, mesjanistyczna misja, więc nie może i nie przyjmuje Ordona (u Mrożka, Orsona) w poczet żywych. Tak więc, Ordon, zawieszony między niebem a ziemią, przetrwał (naturalnie u Mrożka) do dnia dzisiejszego i tutaj kończy życie, nareszcie wolny i niezależny - jako chuligan...

Uważam, Panie Redaktorze, iż szczególne niebezpieczeństwo tkwi właśnie w tej puencie, gdzie Mrożek udowadnia, że każdy obywatel, nie mogący sobie znaleźć miejsca w społeczeństwie, musi się stać chuliganem oraz że chuligaństwo daje człowiekowi poczucie wolności i niezależności. Mrożek apologetą chuligaństwa! - tak się to musiało skończyć, bo kto podnosi świętokradczą rękę itd. Teraz się Pan już wcale nie dziwi, Panie Redaktorze, że Mrożek porwał się na Wyspiańskiego i Mickiewicza i nie zdziwi się Pan również, gdy Mrożek chuliganiąc się w naszym grodzie, skrzywdzi jeszcze nie tylko kilka bezbronnych i niewinnych wdów i sierot, ale i w końcu samego Machejka, swego Wielkiego Inspiratora.

Panie Redaktorze, starzy, szanujący tradycję krakauerzy, płaczą ze zgrozy i sądzę, że w obecnym stuleciu, Mrożek nie będzie się mógł pojawić w naszym grodzie, bez obawy spalenia go na stosie. Pokolenie zaś młodych realistów, oglądając sztukę, ryczy dosłownie ze śmiechu, a i ja wraz z nimi, choć zaliczam się już raczej do "starych koni". Ale na wszelki wypadek - jako że mieszkam w Krakowie - donoszę Panu, Redaktorze oficjalnie, że potępiam Mrożka i jeśli zajdzie potrzeba, będzie Pan mógł zaświadczyć z czystym. sumieniem, że spowinowacony z nim nie jestem, ani też mu się nie kłaniam.

Ściskam pańską dłoń

LUDOMIR LEGUT

(zbulwersowany)

P.S.

Reżyserował obie sztuki Jan Biczycki, scenografia Daniela Mrożka, muzyka Jerzego Bresticzkera. Sztuka "idzie" kompletami, co przemawia jeszcze raz za tym, iż niesłuszne są obawy dyrektorów Teatrów przed repertuarem współczesnym i wstręty czynione żyjącym dramatopisarzom, wypływają chyba tylko ze "strusiej polityki".

L.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji