Artykuły

Artyści i ludzie

"Beksińscy" wg scenar. i w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

Pierwszą w tym sezonie premierę w Teatrze Polskim bydgoska publiczność przyjęła stojącą owacją. Pomimo że jest to spektakl o dwóch wielkich osobowościach artystycznych, każdy widz może na scenie odnaleźć cząstkę siebie, swoich relacji z bliskimi.

Tragiczne dzieje rodziny Beksińskich są wszystkim dość dobrze znane nie tylko dzięki nazwisku wybitnego współczesnego malarza Zdzisława Beksińskiego, ale w dużej też mierze i popularności jego syna, Tomka, dziennikarza muzycznego radiowej "Trójki", którego audycje w latach osiemdziesiątych biły rekordy słuchalności. Głośno było o Beksińskich także stąd, że syn popełnił samobójstwo, a ojciec został zamordowany. Na podstawie ich losów powstało niejedno dzieło biograficzne.

Historię tej rodziny bardzo szczegółowo opowiedziała np. Magdalena Grzebałkowska w książce "Beksińscy. Portret podwójny", a w ubiegłym roku wszedł na ekrany film o tej familii "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego na podstawie scenariusza Roberta Bolesto ze wspaniałymi rolami Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika. Po ich kreacjach trudno byłoby zmierzyć się z tym materiałem w zbliżonej konwencji. Zwłaszcza że i kompozycja filmu jest rewelacyjna.

Ponieważ obie biografie utrzymane w konwencji realistycznej, aby "na świeżo" uniknąć konfrontacji, realizatorzy bydgoskiego przedstawienia wykorzystując możliwości, jakie daje scena, zdecydowali się w swej opowieści o tej familii pójść w kierunku dość daleko posuniętej umowności, a nawet groteski.

Dlatego aktorzy Sylwia Zmitrowicz, Radomir Rospondek, czy Tomasz Taranta w ich wizji nie grają głęboko dramatycznych postaci, z jakimi spotykamy się w filmie Matuszewskiego, ale często po prostu wypowiadają wyznaczone kwestie. Czasem jak Michalina Rodak, nawet na naszych oczach, wsuwają się w rozmaite kostiumy, informując widzów o swym kolejnym wcieleniu. Tragizm czy komizm nie ma tu przenikać z przekazywanych widzom emocji, ale z okrucieństwa czy groteskowości samych sytuacji, słów. Nie liczy się ani wiek, ani płeć postaci. Ważna jest sprawa. Tekst i podtekst.

Ponieważ historia jest znana, nie opowiada się jej tu chronologicznie. Nie stawia też kropek nad "i". Niektóre sceny, a nawet postaci to tylko symbole, albo zarysy zdarzeń. Np. przechodzący na początku mężczyzna w białej masce z tasakiem w dłoni, to zapowiedź tragicznej śmierci Zdzisława. Reszta scen to jakby obrazy i sytuacje przywoływane z pamięci przez umierającego od zbrodniczych ciosów, artysty. Zmieniają się one dość szybko, niczym sytuacje rodzinne rejestrowane na kliszy amatorskiej kamery filmowej malarza.

Wiele umowności, niekiedy sięgającej groteski, a nawet czarnego humoru, jest też w scenografii Weroniki Ranke. Np. opadające z meblościanki łóżka, w których leżą manekiny postaci umierających matek Zdzisława i Zofii. Paradoksalnie, bowiem te dwie nieprzepadające za sobą kobiety pod koniec życia, by łatwiej było się nimi opiekować, los skazał na tak bliskie sąsiedztwo.

Jako że inscenizacja w ogromnej mierze dotyczy osoby rozpasjonowanego w muzyce Tomka, do współpracy zaproszono interesującego kompozytora młodego pokolenia, Kamila Patera, który nie tylko urozmaicił spektakl, najbardziej rozpoznawalnymi, przebojami rockowymi lat 70. i 80. , ale poprzez własną, oryginalną muzykę stworzył jakby drugą warstwę spektaklu.

Muzyka, jak klamra spina początek i koniec przedstawienia. Narastające napięcie wznoszących się dźwięków, już w pierwszej scenie zwiastuje zbrodnię. Potem linia melodyczna się uspokaja, by pod koniec znów uderzyć potężną lawiną wibrujących dźwięków, po których następuje już kompletna cisza.

Klimat sceny, w której jest mowa o tym, że Paryż się ocknął i oczekuje prac Beksińskiego, zbudowany jest na bardzo harmonijnej, emanującej nadzieją melodii, w której brzmienia instrumentów są tak dobrane, iż kojarzą się z szumem Sekwany.

Ciekawie skomponowany jest też fragment towarzyszący śmierci matek. W spokojnej, wytłumionej melodii słychać dalekie bicie kościelnych dzwonów. Muzyka, niczym ścieżka dźwiękowa idealnie, dopasowana jest przez kompozytora do każdej sceny, niby to filmowej klatki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji