Artykuły

Sorry Polsko

"Odys wracaj do domu" w reż. Marcina Bikowskiego na Wydziae Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Aleksandra Sidor w Teatrze dla Was.

W "Odys wracaj do domu" Bikowski z Bartnikowskim próbuje nakreślić charakter współczesnej Polski, posługując się przy tym "Powrotem Odysa" Wyspiańskiego, "Ulissesem" Joyce'a, tekstami znalezionymi w otchłaniach internetu oraz opowieściami samych aktorów. Jest to kolejna premiera na Wydziale Sztuki Lalkarskiej, która przechodzi bez większego echa, a patrząc już od kilku lat na poziom spektakli z AT WSL - dosyć niesprawiedliwie.

Spektakl studentów lalkarstwa przede wszystkim współczesnością stoi. Odys wraca na swoje szare podwórko, do swojego ciasnego mieszkania, gdzie żona wie o jego zagranicznych kochankach, a sąsiedzi siedzą na ławce i popijają wódkę. Wszyscy go przywoływali, nawet tęsknili, ale gdy wraca, napędza się nieuchronnie machina wzajemnej agresji. Odys powrócił w miejsce, które przestało być już jego. Jest również imigrantem, niechcianym, zastraszonym; burzy porządek społeczności blokowiska. Odys jest każdym z nas - kimś, kto musi stawić czoła bezzasadnej nienawiści, propagandzie i strachowi.

Pierwsza scena mocno osadza nas we współczesnym kontekście, w nijakich, pastelowo-szarych realiach. Scenografia opiera się tak naprawdę na jednym elemencie - ścianie, która została ściśle przewiązana jasnymi, pastelowymi materiałami, przypominającymi bandaże. Po niej aktorzy się wspinają, są na niej zawieszeni, gdy widzowie powoli zajmują swoje miejsca. I myślę, że ten minimalizm równoważy chaos i ekspresyjność spektaklu jako całości. Każda postać jest ubrana w ten sam czarny, workowaty dres. Jedynie czapki są w krzykliwych kolorach, zamieniają się one co chwila w maski z otworami na oczy, nos i usta. Początkowy tekst, który przejmuje każdy z aktorów, jest niezwykle silny - Odys jest w nim przyzywany, ale wkrótce zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jego dom jest zatęchły, brutalny, a zarazem niebezpiecznie bliski. Po chwili jednak to wszystko się rozmywa wraz z coraz większym popadaniem w szaleństwo. Wszystkie kolejne wypowiedzi opierają się na wrzasku i przekleństwach. Kiedy w pierwszej chwili w jakiś sposób działa to na widza, wywołuje śmiech, irytację czy zagubienie, to po chwili zostaje tylko zmęczenie i poczucie powolnego zatapiania się we własnych myślach. Przerywa to scena imprezy, podczas której aktorzy kolejno dzielą się historiami, od tych na pozór odległych (jak utarczki ze służbą zdrowia) po te będące bezpośrednim nawiązaniem do nieustannie przewijających się wątków - związanych z wszelką dyskryminacją, fanatyzmem religijnym, ruchami skrajnej prawicy. Ale zawsze towarzyszy im radykalny kontratak, będący sprzeciwem wobec wszelkich aktów przemocy. Same wyznania i bardzo luźne opowieści zacierają w końcu granicę iluzji i spychają nas w poczucie niepewności, na ile dany tekst został napisany na potrzeby spektaklu, a na ile pochodzi on ze wspomnień aktora. Świetnie rozegrano tu relacje między postaciami oraz pomysł na ich skrajne charaktery. Szczególnie wybija się tu postać histeryczki (granej przez Małgorzatę Nowacką), która nieustannie popada w kolejne ataki paniki, zblazowanego śmieszka/kpiarza (Daniel Skrzypczak) oraz postaci wpadającej w strumienie świadomości (Kinga Matusiak). Nikt nie godzi się na to, co się dzieje z rodzimym krajem. Każdy obnaża hipokryzję kogoś innego. Nad tym wszystkim wisi złość, ale i bezradność. Bo czy tym krzykiem ktokolwiek się przejmie?

Moim głównym zarzutem jest brak zrównoważenia poszczególnych scen. W tej "z imprezy" znów mamy do czynienia z tym samym problemem, co w pierwszej - w pewnym momencie kolejne wynurzenia zaczynają już męczyć, a ogólny kontekst coraz bardziej rozmywać. W tym również sens niektórych rozwiązań czy też zabiegów, które w zamyśle autorów miały być prawdopodobnie głębokimi metaforami (w szczególności moment z maską zawieszoną na niciach, jękami i uderzeniami pięścią w ścianę).

Tym, co pozwala wejść w opowiadane historie, jest muzyka. Elektroniczna, przez większość czasu pulsująca, narastająca stopniowo. Jednak na koniec przybiera ona formę manifestu - śpiewanego wspólnie przez wszystkich. Pod nogami aktorów pojawia się lalka-Odys. Jest ona tym razem syreną zrobioną z włóczki. Lecz wkrótce zmienia swą postać w małego potwora - ni to pajęczaka, ni to cyborga. Animowany jest również wielki kłąb nici, który przewija się przez cały spektakl - raz będący falami, a wcześniej choćby włosami, atrybutem Odysa czy nawet symbolem stygmatyzacji.

"Odys wracaj do domu" to nic innego, jak umiarkowanie kontrolowany chaos, pełen gorzkiego humoru i refleksji na temat współczesnej Polski. Chaos, który jeśli poopada w przesadę, to po to właśnie, by prowokować, postawić diagnozę. Czy prawdziwą - to każdy musi ocenić sam.

**

Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza (Wydział Sztuki Lalkarskiej)

"Odys wracaj do domu"

Premiera: 19 grudnia 2017

reżyseria i inscenizacja: Marcin Bikowski

dramaturgia: Marcin Bartnikowski

scenografia: Agata Skwarczyńska

muzyka: Anna Stela

choreografia: Marta Bury

reżyseria świateł: Daniel Sanjuan-Ciepielewski

występują: Joanna Kozioł, Paulina Kulas, Emil Lipski, Karolina Martin, Kinga Matusiak, Olga Nawrocka, Małgorzata Nowacka, Daniel Skrzypczak, Anna Złomańczuk

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji