Artykuły

Moje teatralne refleksje

"Odys, wracaj do domu!" wg Stanisława Wyspiańskiego w reż. Marcina Bikowskiego w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Izabela Winiewicz-Cybulska.

Z prawdziwą przyjemnością obejrzałam spektakl "Odys wracaj do domu" w reżysrerii Marcina Bikowskiego, z dramaturgią Marcina Bartnikowskiego. Ta dyplomowa realizacja studentów Akademii Teatralnej Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku przypomniała mi pierwszy sceniczny dyplom, który oglądałam w teatrze bardzo dawno - przedstawienie sprzed lat zamykało się w dość klasycznym rozumieniu teatru z pudełkową sceną, widowiskowym rozmachem i nadrzędną rolą tekstu. Rzeczywistość dyktuje dziś kulturze inne potrzeby - tempo życia wymusiło ewolucję teatru i konieczność przybliżenia go widzom, choć ponadczasowym i uniwersalnym pozostanie nadal uświadamianie odbiorcom sztuki istoty dobra i zła - tak mi się przynajmniej wydaje po obejrzeniu białostockiego spektaklu, którego nie oceniam, bo nie mam do tego kompetencji, ale z pełną odpowiedzialnością za wypowiadane słowa stwierdzam, że sztukę warto zobaczyć i przemyśleć.

Choć teatr nie jest w sferze moich zawodowych zainteresowań, to jednak nie pozostaje zupełnie obcy - jak u statystycznego widza i po trosze teatromana - zajmuje sferę osobistych fascynacji. Nauczanie historii sztuki w szkole artystycznej, czym od wielu lat zawodowo się zajmuję, pogłębiło moje myślenie obrazami; w pierwszym rzędzie reaguję na obraz - kształty, barwy i ich wzajemne relacje - za którym dopiero dostrzegam słowo. Obraz sceniczny jest przecież swoistym obrazem plastycznym. Przeczytałam niedawno wywiad, w którym aktor starszego pokolenia podkreślił, że tekst jest podstawą teatru i "rzeczą świętą", lecz dzisiejszy teatr - jego zdaniem - nie jest już podobno, niestety - "sługą literatury" i wobec tekstu pozostaje "autonomiczny", a reżyser, improwizując w dowolny sposób, po prostu "żongluje" częściami tekstu.

Czy tak jest w przypadku "Odysa", w dramaturgii którego umiejętnie połączono fragmenty klasyki (Wyspiański, Joyce) z językiem dnia codziennego, językiem internetu - językiem, który często zmienia się w potok bezsensownych i niezrozumiałych słów? I jak odnieść się tu do tak ważnej w teatrze umiejętności dobrego recytowania tekstu? Zabieg z tekstem to świadomy wybór twórców spektaklu "Odys wracaj do domu", który (gdy spojrzymy na funkcje sztuk - też plastycznych - od czasów najdawniejszych) jest dialogiem z rzeczywistością, spektaklem stającym się sztuką o nas samych, w którym - jak w krzywym zwierciadle - zobaczymy nasze wady, śmieszne przyzwyczajenia i hipokryzje. Trafna obserwacja stosunków międzyludzkich i wewnętrznych napięć, zdemaskowanie współczesnych absurdów to niewątpliwie zasługa twórców i odtwórców spektaklu, którego reżyser, wspólnie z niewielka grupą swych studentów - młodych adeptów sztuki, potrafił stworzyć teatr skłaniający widza do refleksji, który jednak nie moralizuje ani nie poucza, ale potrafi zainteresować, a nawet wywołać zadumę nad samym sobą. Układ "reżyser-aktor" sprawia wrażenie równouprawnionego, bo wydaje się, że nikt nie narzuca grupie przemyśleń jednostki, a na scenie widać wspólnie dążenie do celu i uważam, że odbywa się to z uwzględnieniem indywidualnych pomysłów i predyspozycji młodych ludzi.

Wydaje mi się, że podstawowym tworzywem przedstawienia teatralnego zawsze pozostaje aktor - jego ciało w ruchu, głos, też uczucia. Statyczne i ruchome układy - duży rozmach w ruchach i gestach - czyli taka teatralna ekspresja, tworzą w "Odysie" zróżnicowaną dynamikę obrazu scenicznego. A przy tym lekkość, młodzieńczy wdzięk, humor... to jak zabawa w teatr - wszyscy doskonale bawią się, bo bardzo dobrze się rozumieją i to, co najważniejsze - mogą grać samych siebie, a robią to w taki sposób, że teatr ten staje się powoli wspólnotą aktorów i widzów.

To dobrze, że dzisiejsza scena odchodzi od dosłownej prezentacji realiów, stosując rozwiązania formalne, które poruszają wyobraźnię. Teatr to słowo, ale okazuje się, że jednak nie tylko słowo. To miejsce gry - przestrzeń sceniczna - scena oczyszczona ze zbędnych ozdób. Wchodząc w tę sceniczną przestrzeń (scenografia Agaty Skwarczyńskiej) jeszcze przed rozpoczęciem akcji "Odysa", patrzę z zainteresowaniem na ustawioną pod lekkim nachyleniem ścianę z kolorowych szmatek (równo pozszywanych i przystrzyżonych, wyglądających jak poukładane ubranie w zbyt ciasnej szafie) która - jak się potem okaże - "sprężynuje" pod nogami aktorów. Na tej scenicznej konstrukcji siedzą młodzi ludzie, których gesty przypominają trzepot ptasich skrzydeł. I tu już na samym początku mogę dać upust swojej wyobraźni: widzę sporo - otwarte okna w sąsiadujących ze sobą ciasno usytuowanych miejskich kamienicach, gdzie wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko, albo murek przy trzepaku - kiedyś miejsce spotkań, dziecięcych zabaw, rozmów o wszystkim i o niczym. A może jest to przede wszystkim to znajome podwórko, na które powraca współczesny Odys? I czy jest to rzeczywiście trzepot skrzydeł podwórkowych gołębi, może mew, albo syrenich ogonów gdzieś tam na bezludnej wyspie naszej wyobraźni? Aktorzy mają jednakowe buty, takie same "kostiumy" w neutralnym kolorze - "kostiumy", które wydają się być zwykłym ubraniem, a nie przebraniem. Widzę więc interesujący obraz, słyszę dźwięki (warto zaznaczyć, że dyskretna muzyka Anny Steli nie zakłóciła odbioru całości sztuki) i teraz dopiero czekać będę na słowo. Rozumiem, że jak każdy potencjalny widz, w teatrze tym mogę wydobyć ze spektaklu to, co najbardziej mnie interesuje, mogę przydać znaczenia rzeczom w sumie nieistotnym - ważnym może jedynie tylko dla mnie. Powraca więc wyobrażenie o dawnej rzeczywistości, w której my wszyscy wyglądaliśmy jak "szara masa", skrywając twarze pod maskami, które tak jak u aktorów, mogły różnić się od siebie barwą charakteru. Te maski - kominiarki można zdjąć, zdemaskować się tak jak czasem demaskuje się fałsz - zdziera maski pozorów. Strona plastyczna spektaklu wydaje się więc być przemyślaną w każdym calu. Wyraźna jest gra kolorów, choć patrząc dziś z perspektywy czasu jaki upłynął od moich pierwszych skojarzeń po obejrzeniu spektaklu, w pamięci utrwaliły się tylko dwa: niebieski i czerwony, symbolice których można byłoby też przyjrzeć się bliżej. Rekwizytem w spektaklu jest jedna niebieska maska - taki trochę symbol wolności, bo maska zapewnić może bezkarność, nigdy nie wiemy, kto za nią się ukryje - demon czy błazen, dobro czy zło ? Czerwone nici mogą ciągnąć się w nieskończoność. To właśnie skłębione nici kolorowej włóczki stały się najważniejszym elementem plastycznym tej teatralnej aranżacji Z nitką można zrobić wszystko - plątać i rozplątywać, wiązać i przerywać... Pstrokata włóczka i pstrokata struktura ściany, to niczym pstrokacizna naszego życia, po trosze synonim wszechogarniającego kiczu, braku estetyki, świadomej rezygnacji z piękna, ale dla mnie jest to też metafora języka, w pstrokaciźnie którego słowa nie zawsze pasują, a nawet "gryzą się" jak niedopasowane kolory poplątanych nici. Włóczka to jednak nie tylko bezkształtna masa, taka "realność najniższej rangi", czy materiał do realizacji dzieła w zakresie minimal artu. Włóczce można "nadać kształt" i z czerwono-białych nici wydziergać na przykład małą syrenkę, która razem z mikrofonem ustawionym na ziemi w końcowych scenach spektaklu, odsyła nas do klasyka - do chóru syren w ostatniej scenie dramatu Wyspiańskiego. W spektaklu "Odys, wracaj do domu!" ta niewielka syrenka, niczym klamra, próbuje spiąć całe przedstawienie, pozostawiając widzowi miejsce dla własnych refleksji: czy my - tacy biało-czerwoni - potrafimy wyplątać się z nici absurdów i paradoksów naszej rzeczywistości? Warto zauważyć, że w podobnych kolorach (na papierze o strukturze przypominającej ręczną robótkę) zaprojektowano również program i afisz spektaklu.

"Odys, wracaj do domu!" był dla mnie doskonałym widowiskiem (choć może niektórym spektakl może wydać się widowiskowo nie do końca rozbudowanym), bardzo plastycznym, ze skrótem wyobrażeń. Inwencja sceniczna wyzwoliła moją wyobraźnię. Konsekwentna całość sztuki - ze współczesnymi odniesieniami - pokazała sposób, w jaki dzisiejszy teatr, tworzony przez młodych ludzi, potrafi mimo wszystko uznać prymat dramaturgii współczesnej i zwykłego języka nad językiem klasyki. Przemyślana formuła teatralna pozwala zrozumieć widzom własną rzeczywistość. To teatr szukający kontaktu z widzem na płaszczyźnie rozmowy o ważnych problemach społecznych, moralnych religijnych, kwestionujący ogólnikowe hasła i zbiorowe mity, jednak bez patosu, złośliwości czy sztucznego zadęcia, choć narracja w sumie nie wydaje się prostą. Teksty, o różnym charakterze, nie okazały się "przypadkowymi zbitkami znaczeń i sensów", a język - momentami celowo nieteatralny - nie jest przecież zaprzeczeniem języka teatru mimo wszystko. Może dzięki temu właśnie tworzy się tak potrzebna dziś interakcja między widzem a aktorem, a w imię integracji teatru i życia, rozplątując kolorowe nici, powoli rozszyfrowujemy nasz świat próbując zmieniać go na lepszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji