Artykuły

Na kłopoty - Nadia

"Pomoc domowa" Marca Camolettiego w reż. Witolda Mazurkiewicza w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Zdzisław Niemiec w Kronice Beskidzkiej.

Mamy karnawał. W bielskim Teatrze Polskim to czas sprzątania ...łóżkowych problemów. Do akcji wkracza Nadia - pomoc domowa zza wschodniej granicy. I śmiechu jest co niemiara.

Mało atrakcyjny tytuł spektaklu "Pomoc domowa" może niejednego zniechęcić, więc od razu wyjaśniam, że chodzi o sprawdzony sceniczny hit - popularną od półwiecza zgrabną farsę francuskiego autora Marca Camolettiego. Tego samego, który jest twórcą sztuki "Boeing, Boeing" granej z wielkim powodzeniem m. in. na bielskiej scenie. Obie sztuki łączy osoba pomocy domowej, owej wścibskiej i dyskretnej zarazem Nadii, która radzi sobie nawet w najgorszej sytuacji wyciągając swoich pracodawców i ich gości z ciężkich opresji. Bo opustoszałe - teoretycznie na cały weekend - mieszkanie nobliwej, ale rozchwianej emocjonalnie małżeńskiej pary niespodziewanie się zaludnia. W jednym z pokoi "urzęduje" żona z fajtłapowatym kochankiem, w innym - maż z liczącą na szybkie zamążpójście panienką. Zjawia się też - szczęście, jak się okazuje - Nadia. I, jak to w farsie, komiczne sytuacje piętrzą się aż do zaskakującego finału.

Wyreżyserował ten pozorny (bo łatwy do zepsucia) samograj dyrektor TP Witold Mazurkiewicz, dbając, by aktorzy nie przerysowali swoich ról i pozostawali w granicach dobrego smaku. Nawet najbardziej pikantne żarty podawane są z taktem. Efektem - radosny śmiech, a nie prymitywny rechot widowni. I oklaski dla atrakcyjnych aktorsko oraz wizualnie wykonawców - przede wszystkim Anity Janci-Prokopowicz w roli sprytnej, bystrej i ostro pijącej, ale nie upijającej się (twarda wschodnia głowa) Nadii oraz Marty Gzowskiej-Sawickiej, czyli demoniczno-erotycznej żony i Marii m Suprun - uroczo naiwnej, ponętnej panienki. A partnerują im zdominowani przez panie Grzegorz Sikora (mąż) oraz Piotr Gajos (Misiaczek).

Premiera "Pomocy domowej" miała też część drugą: koncert piosenek grupy ABBA. Musiały w końcu trafić na tę scenę, skoro w nazwie szwedzkiego zespołu są aż dwie litery kojarzące się z Bielskiem-Białą. Co więcej, jeden z hitów, zagrany na góralską nutę, opowiada o... mieście spod Szyndzielni! Dowcipne, pastiszowe wykonania ubarwiają nowe, momentami wręcz zaskakujące pomysły aranżacyjne. A większość piosenek śpiewana jest po polsku, co też trzeba zaliczyć na plus tego udanego koncertu, w którym bryluje Wiktoria Węgrzyn w towarzystwie niezmordowanej (po wymagającej sporej dawki energii roli w przedstawieniu) Marty Gzowskiej-Sawickiej oraz Rafała Sawickiego, Grzegorza Margasa i wspomagających skład bielskiej ABBY starszych panów dwóch - Adama Myrczka i Tomasza Lorka. Warto trafić na spektakl połączony z koncertem. Będzie to udany wieczór. Ale w tym sęk: spektakl grany jest tylko do piątku, 12 stycznia, po czym, choć bilety idą jak woda, znika z repertuaru aż do 10 lutego. I to nie jest śmieszne...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji