Artykuły

Stypa po Starym Teatrze

Ten sezon w Narodowym Starym Teatrze trzeba spisać na straty. Widzowie jeszcze pocieszają się spektaklami z czasów rządów Klaty, ale "Dom Bernardy A.", pierwsza premiera, odkąd Marek Mikos szefuje narodowej scenie, odziera ze złudzeń i pokazuje, że pomysłu, jak utrzymać teatr na wysokim poziomie, nowa dyrekcja nie ma - piszą Małgorzata Skowrońska i Angelika Pitoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Jeśli można jeszcze uratować ST, to tylko powierzając opiekę nad teatrem radzie artystycznej. Powstanie takiej zapowiada na dziś zespół Starego.

Początek nasuwa skojarzenia z obśmianą telewizyjną "Koroną królów". Potem jest tylko gorzej. Widzowie spoglądają z niedowierzaniem na scenę, ci bardziej ekstrawertyczni ciężko wzdychają, bo naprawdę trudno uwierzyć, że na scenie Narodowego Starego Teatru może pojawić się taki spektakularny gniot. Inaczej nie można nazwać pierwszej premiery za rządów urzędującego od września przy Jagiellońskiej Marka Mikosa.

O "Domu Bernardy A." będą uczyć: tak nie robi się dobrego teatru

Następca Jana Klaty i zwycięzca konkursu na dyrektora Starego długo kazał widzom czekać na pierwszą premierę. Teatr objął we wrześniu, ale dwa pierwsze spektakle, które mogłyby dać pogląd o pomyśle Marka Mikosa na tę narodową scenę, zaplanowano dopiero na styczeń i luty. W najbliższą sobotę (20 stycznia) wchodzi na afisz "Dom Bernardy A." w reżyserii Alejandro Radawskiego. Pierwszy z dwóch zaplanowanych spektakli przedpremierowych można było zobaczyć 16 stycznia.

Krytycy teatralni zgrzytnęli zębami. Nic dziwnego, bo takiego teatralnego gniota trudno szukać nawet we wrocławskim teatrze Cezarego Morawskiego. Klasyczny tekst Federica Garcii Lorki zabrzmiał na scenie tak anachronicznie, że trudno było uciec od skojarzeń ze starym kinem. Pięć aktorek (z zespołu Starego rolę przyjęła tylko Ewa Kolasińska, reszta to trzy debiutantki i pożyczona z Groteski Ilona Buchner) ogranicza się do trzech aktywności: gwałtownego wychodzenia ze sceny różnymi drogami, opowiadania o tym, że trzeba iść spać, a także przesuwania udających ascetyczną scenografię walców, przy których albo siadają, albo na nich stoją. Emocji w spektaklu brak, a aktorki nie bardzo wiedzą, czy chcą grać na modłę operetkową, czy biorą udział w szkolnych recytacjach.

Wstawki z wygłaszanymi z ekranu kwestiami (do efektów multimedialnych zatrudniono świetnego filmowca Marcina Koszałkę: po co, nie wiadomo) uzasadnienia w spektaklu nie mają. Kostiumy (cielesność mają podkreślać samonośne pończochy) i makijaże (rodem z "Gwiezdnych wojen": czyżby ukłon w stronę popkultury?) to oddzielny rozdział.

Idzie luty, Stary ma przestoje

Jeśli potraktować "Dom Bernardy A." za zapowiedź tego, co czeka Stary Teatr i zespół aktorski za rządów Marka Mikosa, to trzeba już dziś ogłosić żałobę i zorganizować stypę. Tym bardziej że analizując repertuar na luty, trudno uciec od konkluzji, że teatr spowalnia. Ten złożono z zaledwie dziewięciu tytułów: "Bitwy warszawskiej 1920", "Nie-boskiej komedii", "Płatonowa", "Wroga ludu", "Opery mlecznej", "Głodu" oraz "Ojca matki tunel strachu". Obleganych "Wesela" i "Triumfu woli" nie zobaczymy.

Jedyna premiera to zapowiedziana na 17 lutego "Masara" w reżyserii Stanisława Mojsiejewa. O spektaklu zrobiło się głośno, zanim zaczęły się próby, bo Stary Teatr zmuszony procedurami prawnymi musiał podać do publicznej wiadomości kwotę, jaką chce wypłacić reżyserowi - 30 tys. euro. Dyrektor Mikos po nagłośnieniu wysokości stawki wydał oświadczenie, że Mojsiejew jest znacznym i znaczącym twórcą teatralnym, a "Masara" to spektakl o wysokim stopniu trudności, wymagający zaangażowania wieloosobowego zespołu. Uzasadnia też, że wysokie stawki zagranicznym reżyserom wypłacała już poprzednia dyrekcja.

Tym razem w spektaklu zagra część aktorów znanych z desek Starego - m.in. Anna Radwan, Roman Garncarczyk, Radosław Krzyżowski.

W lutym Stary zagra 23 spektakle. To mało. Tym bardziej że Mikos, jeszcze zanim objął stanowisko po Klacie, narzekał, że teatr nie wykorzystuje w całości swojego potencjału i nie grają wszystkie trzy sceny. Okazuje się, że może być gorzej, bo w lutym zespół gra tylko najczęściej na jednej scenie lub... nie gra wcale. Nowa Scena otwarta jest przez pół miesiąca. Duża - przez jedną trzecią. Na Scenie Kameralnej zespół Starego zagra ledwie dziewięć razy.

Co dalej w Narodowym Starym Teatrze?

Aktorzy nie kryją rozczarowania rządami Marka Mikosa. Prawdopodobnie jeszcze dziś wydadzą oświadczenie o powołaniu rady artystycznej, która będzie czuwała nad poziomem artystycznym tej narodowej sceny.

Sytuacja jest patowa, bo zrzeszeni w gildii reżyserzy bojkotują teatr kierowany przez Marka Mikosa. W efekcie z jednym z najlepszych polskich zespołów nikt nie chce pracować. Aktorom zostaje rzucanie rolami, jak to stało się przy "Domu..." lub gra w spektaklach poniżej ich poziomu artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji